Netflix nie jest świętą krową. Serwisy VOD muszą wspierać kulturę, nawet jeśli abonamenty przez to wzrosną
Gdyby wierzyć przeciwnikom opodatkowywania dużych korporacji, to jutro polskich użytkowników serwisu Netflix czekałaby prawdziwa apokalipsa. Nagle podniesione ceny, ogłoszenie o rezygnacji z dalszej produkcji polskich seriali, a może nawet groźba całkowitego wycofania się z kraju. O dziwo wprowadzony wkrótce podatek od serwisów VOD nie wywołał jednak zapowiadanych reakcji.
Pierwsze plotki o planowanym przez rząd Mateusza Morawieckiego podatku obejmującym największe serwisy VOD pojawiały się już w kwietniu, o czym jako pierwsi informowaliśmy na łamach magazynu Spider's Web+. W ciągu następnych kilku tygodni wychodziły na jaw kolejne szczegóły związane z pomysłem, który ostatecznie wszedł w skład tzw. Tarczy Antykryzysowej 3.0. Według tego planu (czekającego na wprowadzenie z dniem 1 lipca) największe platformy streamingowe działające w modelu Video on Demand będą musiały przekazać na rzecz budżetu państwa 1,5 proc. od sumy opłat składanych przez subskrybentów lub 1,5 proc. łącznych wpływów reklamowych.
Przygotowane przez rząd prognozy zapowiadają 15 mln zł dodatkowych wpływów z tego tytułu w bieżącym roku i do 20 mln w kolejnych latach. Trudno to nazwać kwotami zwalającymi z nóg, gdy weźmie się pod uwagę osiągane w naszym kraju przychody największych platform VOD. Według danych firmy Comparitech, Netflix w samym pierwszym kwartale 2020 roku zarobił w Polsce ponad 27 mln dolarów. A liczba subskrybentów tej usługi nad Wisłą ma w następnych miesiącach tylko rosnąć.
Podatek od Netflixa wzbudził jednak w wielu Polakach irracjonalny strach przed ruszaniem interesów wielkich korporacji.
Od razu pojawiły się obawy, czy opodatkowane firmy nie przeniosą wyższych kosztów obecności w Polsce na użytkowników. Z jakiegoś powodu taki scenariusz byłby jednak winą tylko i wyłącznie rządu, a nie zaś chcących zarobić jak najwięcej serwisów VOD. Takie stawianie sprawy gubi jednak sedno całego problemu. Pozwolę sobie przypomnieć, że pod koniec 2019 roku w Polsce wzrosła cena za miesięczną subskrypcję HBO GO, a Netflix w minionych latach też zmieniał opłaty za poszczególne pakiety. Obie firmy zrobiły to kierując się zasadami wolnego rynku i nie potrzebowały do tego wcale ingerencji polskich władz.
Największa platforma streamingowa jest zresztą dosyć znana z podejmowanych prób manipulowania ceną swojej usługi w zależności od prognozowanych upodobań użytkowników. Czasem oznaczało to podwyżkę w ramach planu Ultra, a czasem wprowadzenie tańszego planu mobilnego. Oczywiście w praktyce nic nie powstrzyma właścicieli poszczególnych serwisów VOD przed podwyższeniem ceny, ale robienie tego tylko z powodu wprowadzenia nowego podatku byłoby absurdalne. Takie podwyżki zarządza się po głębokiej analizie rynku i gotowości widzów do opłacania wyższej ceny. A zważywszy na to, że oferta Netflix Polska pod względem liczby tytułów jest jedną z najuboższych na świecie, tego typu ruch byłby bardzo ryzykowny.
Nie jest też tak, że transakcje pieniężne między państwem a serwisami VOD będą szły tylko w jedną stronę. PISF dopiero co współfinansował „W głębi lasu”, „Ultraviolet” i „Odwilż”.
Seriale wyprodukowane przez Netfliksa, AXN i HBO otrzymały pieniądze z tytułu tzw. programu zachęt dla filmowców. Jego powołanie miało być jedną z metod zachęcających zagraniczne firmy produkcyjne do kręcenia w Polsce. Netflix zgłosił się do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej o zwrot poniesionych kosztów i otrzymał z tego tytułu 3 mln zł za „W głębi lasu” oraz 2,81 mln za „Sexify”. Oczywiście miał do tego prawo, ale opodatkowanie serwisów VOD też jak najbardziej leżało w gestii rządu.
Widać to zresztą na przykładach wielu innych państw z Europy i świata. Podatek cyfrowy przybiera różne formy, a tacy giganci jak Facebook czy Google często wykorzystują różne formy nacisku, dzięki którym są w stanie uniknąć najbardziej niekorzystnych dla siebie rozwiązań. Nie oznacza to jednak, że należy całkowicie rezygnować z prób ukrócenia ich podatkowej samowoli. Opłata nałożona na serwisy VOD wydaje się rozwiązaniem pośrednim, ale skoro kina i stacje telewizyjne również przekazują 1,5 proc. swoich przychodów, to czemu usługi takie jak Netflix czy Amazon Prime Video miałyby tego uniknąć?
Skoro podniesienie cen ze względu na wprowadzony podatek wydaje się mało prawdopodobne, a takie rozwiązania stają się coraz popularniejsze na świecie, to jaki jest problem?
Pomijając ogólną niechęć Polaków do podwyższania podatków bez względu na ich późniejsze przeznaczenie, nadrzędnym powodem sprzeciwu wydaje się obawa przed zmarnowaniem uzyskanych w ten sposób środków. PISF nie jest w ostatnich latach najbardziej wiarygodnym ciałem w polskiej kulturze. Dlatego część osób prorokuje, że Netflix i inne serwisy VOD pośrednio finansowałyby więc dzieła nijakiej jakości lub o patetycznie patriotycznym charakterze.
Dokładniejszy rzut oka na produkcje współfinansowane przez państwowy instytut każe jednak przyjmować tego typu czarnowidztwo z dużą dozą spokoju. Oczywiście, nie każdy film czy serial, który otrzymał publiczne pieniądze w ostatecznym rozrachunku na to zasługiwał. Ale sztuka to przecież nie jest automatycznie działająca maszyna, która zawsze tworzy identyczny produkt. Wystarczająco wiele godnych uwagi polskich produkcji otrzymało jednak wsparcie od PISF-u, żeby móc mimo wszystko wierzyć w sensowne wykorzystanie pieniędzy otrzymanych dzięki podatkowi od Netfliksa.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.