Oceniamy "Clark" Netfliksa. Tak mogło wyglądać "Jak pokochałam gangstera", gdyby Kawulski wiedział, co robi
"Clark" to szwedzki serial Netfliksa skupiający się na postaci bandyty-gwiazdora, Clarka Olofssona - faceta odpowiedzialnego za słynny napad na bank na placu Norrmalmstorg w latach 70. XX wieku. To właśnie po tym skoku ukuto termin "syndrom sztokholmski" - tak zwane "przywiązanie z pojmania". Twórcy produkcji z Billem Skarsgårdem mogliby udzielić korepetycji Maciejowi Kawulskiemu, zanim ten nakręci kolejną filmową "biografię" gangstera.
OCENA
Clark Olofsson - główny bohater szwedzkiego serialu Netfliksa - to postać prawdziwa. Kryminalista-celebryta, facet, który otrzymał wyroki m.in. za usiłowanie zabójstwa, napaść, rozbój i handel narkotykami. Pół życia spędził w zakładach karnych w Szwecji czy Belgii - trafiał tam już jako małolat. W wieku 14 lat opłynął świat, fałszując podpis matki i zapisując się do szkoły marynarskiej. Z edukacją nie było mu po drodze, ale miał łeb na karku - potrafił zwiać ze strzeżonego miejsca (przykładowo: w 1969 roku prysnął z więzienia Kunla i uciekł na Wyspy Kanaryjskie) i długo ukrywać się przed stróżami prawa. Łatwo zyskiwał sympatię poznanych osób, wdawał się w liczne romanse. Wkrótce stał się przestępcą znanym w całym kraju. Aparycja i urok osobisty gwarantowały mu również olbrzymie powodzenie u kobiet - mówi się zresztą, że swego czasu fascynował całe szwedzkie społeczeństwo.
Gdy jesienią 1973 rozpoczął się napad na bank na placu Norrmalmstorg w Sztokholmie, Olofsson odsiadywał właśnie wyrok sześciu lat więzienia. Przestępca Jan-Erik Olsson wziął czterech zakładników i sterroryzował klientów banku - później okazało się, ze to stary kumpel Clarka. W pewnym momencie zażądał od władz przetransportowanie Olofssona do banku. Tak tez się stało, a nasz antybohater stał się wspólnikiem w napadzie. Panowie przez sześć dni odmawiali kapitulacji. Wkrótce wyszło na jaw, że zakładnicy bardzo zżyli się z przestępcami - przytulanki, wsparcie i pocałunki między nimi zszokowały przedstawicieli służb. Co więcej, każda z ofiar odmówiła zeznawania przeciwko porywaczom.
To właśnie przy okazji napadu na Kreditbanken pierwszy raz użyto terminu "syndrom sztokholmski". Jego autorem jest Nils Bejrot (psycholog i kryminolog), który współpracował z policją podczas napadu i przedstawił później swoje obserwacje dziennikarzom. Przywiązanie z pojmania się do sytuacji, w której ofiara odczuwa silne pozytywne (zdarza się, że romantyczne) uczucia względem porywaczy.
Po tej akcji Clark wielokrotnie wchodził w konflikty z prawem w Szwecji i Belgii - głównie w związku z handlem narkotykami. Od 2018 roku udało mu się nie podpaść - wciąż przebywa na wolności. Jonas Åkerlund opowiedział jego historię w stylu, który może kojarzyć się z próbami wspomnianego Kawulskiego. Z tą różnicą, że ten efekt jest jak najbardziej satysfakcjonujący.
Clark: recenzja serialu Netfliksa
"Clark" korzysta z teledyskowego montażu, czaruje urokiem minionych dekad, hipnotyzuje uśmiechem Billa Skarsgårda - na czym zatem polega zasadnicza różnica między tym a innymi, mniej udanymi eksperymentami w podobnym klimacie? Po pierwsze: umiar. Twórcy "Clarka" nie męczą nas szybkimi cięciami, nie starają się być "cool" na każdym kroku, nie romantyzują Olafssona w ten problematyczny, bezkrytyczny sposób i nie próbują upchnąć w swojej miniserii każdego charakterystycznego dla danej dekady szlagiera. Tylko tyle - i aż tyle, bo dokładnie te elementy znacząco wpływają na odbiór.
Produkcja ma swoje problemy - nierówne tempo (potrafi mknąć na złamanie karku, by nagle zwolnić i na dłuższy czas zahamować rozwój opowieści), utykające aktorstwa drugiego planu, przekraczanie granicy stylowego kiczu i sporo nieudanych ujęć. Poza tym przez zdecydowaną większość czasu ten festiwal zgrabnych, krzykliwych, fascynująco groteskowych (sekwencja otwierająca - co to było?!) i przerysowanych scen sprawdza się znakomicie - kontrapunktując lub komentując wydarzenia na ekranie. Dodam, że zabójczo ujmujący Skarsgård pozwala uwierzyć w zauroczenie Szwedów tą postacią.
"Clark" to wciągająca i zgrabnie opowiedziana historia dziwnego człowieka, przez większość czasu zadziwiająco wiernie trzymająca się biografii Oloffsona pt. "Vafan var det som hände?" ("Co się do cholery stało?"), częściej koloryzująca fakty niż całkowicie je przeinaczająca. Poza tym - rozczulajacy list miłosny do pociesznego brudu Europy lat 70. XX wieku. Czuć, że stoją za nim zapatrzeni w dokonania Guya Ritchiego twórcy, którzy swoje inspiracje (nie mylić z nieudolnym naśladownictwem!) potrafią przekuć w naprawdę solidną rozrywkę.