REKLAMA

Nikoś z "Jak pokochałam gangstera" znacząco różni się od prawdziwego "króla Trójmiasta"

O "Jak pokochałam gangstera" Macieja Kawulskiego wciąż głośno - rozczarowani krytycy, którym poprzedni film reżysera przypadł do gustu, na najnowszym obrazie nie zostawiają suchej nitki. Żona zastrzelonego Nikodema Skotarczaka krytykuje go, a internauci dyskutują o modzie na romantyzowanie dawnych polskich bandytów. No właśnie - filmowy Nikoś różni się przecież od tego prawdziwego. Jaka jest prawdziwa historia "króla Trójmiasta"?

jak pokochałam gangstera nikodem skotarczak nikoś prawdziwa historia śmierć
REKLAMA

Słusznie prawią wszyscy ci, którzy twierdzą, że Nikoś (w tej roli świetny Tomasz Włosok) z filmu "Jak pokochałam gangstera" nie ma zbyt wiele wspólnego z tym prawdziwym, zastrzelonym w 1998 roku. Na otwierającej obraz planszy (która znika, zanim oczy przeciętnego człowieka zdążą choćby prześliznąć się po tekście) widnieje informacja, że jest on "inspirowany życiem Nikodema Skotarczaka ps. Nikoś". Dalej czytamy, że:

REKLAMA

Jak pokochałam gangstera - film vs prawdziwe wydarzenia

Jak pokochałam gangstera - filmowy Nikoś

Tego typu informacje często umykają widzom (zwłaszcza wówczas, gdy trzeba wcisnąć pauzę, by zdążyć przeczytać tekst); zresztą, dla wielu osób "oparty na faktach" czy "inspirowany prawdziwymi wydarzeniami" oznacza ni mniej, ni więcej produkcję biograficzną, wierną prawdziwym wydarzeniom. W przypadku "Jak pokochałam gangstera" nikt jednak nie obiecywał pełnej zgodności z prawdą. Zresztą, najpopularniejsze hollywoodzkie filmy gangsterskie, których twórcy czerpią z żywotów prawdziwych przestępców, w większości przypadków korzystają z faktów na tyle, na ile pasują one do wizji artystycznej i historii, którą chcą opowiedzieć autorzy.

I choć dyskusja na temat romantyzowania polskich gangsterów (gloryfikowania ich czy, co gorsza, nadawania im statusu celebrytów) dotyka dość poważnego problemu, Kawulskiemu nie można nic zarzucić (być może poza samą jakością produkcji) - zapatrzony w zagranicznych twórców pokroju Guya Ritchiego zrobił to, co wielu filmowców przed nim. "Jak pokochałam gangstera" filmowa fikcja i kino w pełni rozrywkowe, wyłącznie do dawania rozrywki aspirujące. Filmowy Nikoś jest zatem odpowiednio dla widza atrakcyjny, by pasować do konwencji - nie udałoby się to, gdyby Kawulski postanowił przenieść do swojego filmu jak najwierniejszą oryginałowi inkarnację gangstera.

Nikodem Skotarczak: historia prawdziwa

Jasne, to nie tak, że fabuła Kawulskiego jest wyssaną z palca, w pełni autorską opowieścią. Wiele jej elementów miało miejsce w rzeczywistości - kradzieże aut; sposób, w jaki Skotarczak uciekł z więzienia; część przyjaźni i konfliktów; "działalność sportowa" w związku z klubem Lechia Gdańsk etc. Największe różnice można dostrzec w charakterze i postawie postaci - prawdziwy Nikoś był podobno zdecydowanie mniej przebojowy, za to już z daleka czuć było jego olbrzymie parcie na szkło. Oczywiście wiedza na jego temat opiera się na wielu zniekształconych (przez czas lub celowo) wspominkach tych, którzy go znali, oraz materiałach zebranych przez twórców filmów dokumentalnych czy innych publikacji. Podsumujmy zatem, co tak naprawdę wiadomo o jego życiorysie.

Nikodem Skotarczak urodził się w latach 50. w Pruszczu Gdańskim. W szkole nie szło mu zbyt dobrze, dlatego też dość szybko postanowił skupić się na pracy - jako dziewiętnastolatek przyjął fuchę bramkarza w lokalu nocnym "Lucynka" (uczęszczał tam gdański półświatek i piłkarze Lechii), a później w klubie "Maxim". Czasem wraz z bratem podwędził jakąś furę, handlował też walutą, zbierał od cinkciarzy haracze dla Michała A. ps. "Mecenas". Działalność w walutowych oszustwach rozszerzył na Węgry, gdzie nawiązał kilka znajomości z innymi przestępcami. Za ich pośrednictwem rozpoczął handel zegarkami i autami; wówczas zlecił też pierwsze (nieudane) zabójstwo mężczyzny, z którym popadł w Budapeszcie w konflikt.

Jak podaje "Rzeczpospolita" w publikacji z 2000 r., w ocenie jednego z wysokich rangą oficerów Wydziału ds. Walki z Przestępczością Zorganizowaną gdańskiej policji, pierwszą grupę zajmującą się przemytem aut z Niemiec do Polski Nikoś założył już w latach 70. Określenie "niepisanego ojca chrzestnego polskiej mafii złodziei samochodów" zawdzięcza późniejszym wyczynom - oficjalnie udowodniono mu paserstwo czy kradzież niespełna 30 aut, ale nieoficjalnie mówi się o przemycie kilkuset, czy nawet ponad tysiąca. W latach 80. Skotarczyk kontrolował gang działający w wielu krajach Europy. Na początku dekady był już sponsorem Lechii Gdańsk - na mecze przyjeżdżał Mercedesem 500, jedynym takim na Wybrzeżu. Również przy pomocy rugbistów przemycał samochody. Po zdobyciu przez trzecioligowy klub Pucharu Polski został uhonorowany przez Ryszarda Rynkowskiego, prezydenta miasta, odznaczeniem "Zasłużony dla Gdańska".

Przez pewien czas mieszkał w RFN, która za sprawą prawa i stosunkowo przyjaznych więziennych warunków sprzyjała rozrastaniu się przestępczych struktur. Złodzieje sprawnie fałszowali dokumenty aut sprowadzonych do Polski - podobno byli w stanie dostarczyć klientom dokładnie taki wóz, jaki sobie zażyczą. W połowie lat 80. prokuratura znalazła dowody fałszerstw - uprzedzony o nakazie zatrzymania (co często mu się zdarzało) Nikoś uciekł do Hamburga. Wkrótce zatrzymano jego siostrę, Teresę - miała 33 lata, gdy powiesiła się w areszcie.

Nikodem Skotarczak

Dwa lata później Nikosia zatrzymano, gdy jechał wraz z Mańkiem kradzionym Audi. Wlepiono mu wyrok roku i 9 miesięcy pozbawienia wolności, który rozpoczął się odsiadką w więzieniu Moabit w Berlinie. Później wylądował w karnym zakładzie "Tegel", skąd po trzech miesiącach zwiał. Podczas widzenia z bratem wymienił się z nim ubraniami i po prostu wyszedł z więzienia, spod którego odjechał podstawionym samochodem. Strażnicy zorientowali się o fortelu dopiero kilka tygodni później. Wkrótce śledztwo zawieszono.

Na początku lat 90. powrócił nielegalnie do Polski. Zaszył się ze swoją nową partnerką, Edytą (która krytycznie wypowiedziała się na temat filmu Kawulskiego), w Krakowie. Była tam też dwójka jego dzieci z poprzednich związków. Na wielkanocne święta 1992 miała go odwiedzić matka z bratem, Markiem. W drodze brat zadzwonił z budki telefonicznej, rozmawiali o ewentualnym policyjnym ogonie. Kilka godzin później doszło do wypadku drogowego - Marek wraz z matką zginęli na miejscu. Niedługo później policja ustaliła adres pobytu Nikodema w Krakowie, jednak ten raz jeszcze zwiał w ostatniej chwili - tym razem do Warszawy (prysnął z policyjnego kotła samochodem na numerach dyplomatycznych).

Gdy w lipcu tego samego roku miał sprzedać kradzionego dostawczaka, policja przyłapała go na gorącym uczynku. To jednak nie wystarczyło, bowiem Nikoś umknął również z konwoju. Był poszukiwany listem gończym, ale i tak można było go spotkać w sopockich klubach nocnych. Dotychczas nie wiadomo, jak mu się to udało, ale źródła obstawiają olbrzymie łapówki wręczone wszystkim konwojentom.

Ukrywał się przez rok, gdy w końcu znowu go schwytano, tym razem na Żoliborzu. Podobno znaczna część półświatka była przekonana, że zmęczony ciągłym uciekaniem gangster sam pozwolił się złapać - chciał już odsiedzieć swoje i zacząć normalne, stabilne życie. W sądzie przyznał się jednie do posługiwania się fałszywymi dokumentami i ucieczki z konwoju. Handlu autami mu nie udowodniono, skazano go zatem tylko za wspomniane przestępstwa na dwa lata pozbawienia wolności. Wyszedł przed czasem w 1994, rzekomo za dobre sprawowanie, choć w istocie w ruch znowu poszły łapówki. Jego proces długo nie mógł się rozpocząć - podczas gdy Skotarczak zawsze stawiał się w sądzie, za każdym razem brakowało kogoś ze współoskarżonych.

Wrócił na Pomorze. Inwestował w legalne interesy, wycofując się z przestępczej działalności. W międzyczasie odzyskiwał kradzione samochody, za co wiele znanych i wpływowych osób było mu wdzięcznych (będąc VIP-em, wystarczyło zgłosić się do niego przez odpowiednich ludzi). Robił to za darmo. Wystąpił też w "Sztosie" Olafa Lubaszenki, który nieoficjalnie współprodukował. Wciąż utrzymywał kontakty z półświatkiem, w tym z grupą wołomińską, co nie spodobało się gangowi pruszkowskiemu. Pewnego razu kilkadziesiąt osób udało się na północ, by upokorzyć Nikosia, ten jednak… poinformował policję o sytuacji. W centrum Sopotu antyterroryści zatrzymali Pruszkowiaków.

Wojciech K. ps. "Kura", przyjaciel Nikosia, w kwietniu 1998 roku obchodził swoje imieniny w klubie "Marco Polo". Wkrótce impreza przeniosła się do "Las Vegas", gdzie do samego końca zostali tylko Kura i Nikoś z żonami. W pewnym momencie dwóch zamaskowanych mężczyzn weszło do lokalu; jeden oddał sześć strzałów z pistoletu TT w kierunku Nikodema, trafiając w brzuch i głowę. Kura został ranny w nogę rykoszetem. Zabójców i zleceniodawców nie schwytano, choć zeznający pod przysięgą świadek koronny - słynny "Masa" - przekonywał, że to mafia pruszkowska. Nikosia miał wystawić Krzysztof P., samochodowy złodziej, a killerami rzekomo byli powiązani z łódzką "ośmiornicą" zawodowi zabójcy, równie niechętni "królowi Trójmiasta".

Zabójcy dokładnie znali rozkład lokalu. Przed przybyciem morderców ulotniła się ochrona gangstera, wyszedł również barman. Podobno sam Nikodem został ostrzeżony, że jest na niego zlecenie - kupił sobie nawet kamizelkę kuloodporną. Nie pomogło.

REKLAMA

Jeszcze inni twierdzili, że ta egzekucja mogła być zaplanowana przez niewypłacalnego dłużnika - Skotarczak miał w ostatnim okresie życia pożyczać w sopockim kasynie pieniądze na bardzo wysoki procent (zgarniał 5% dziennie).

Był problem z pochówkiem. Proboszcz parafii w Gdańsku Jelitkowie odmówił. Nikosia po katolicku pogrzebano dopiero po interwencji arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego.

Zdaniem tych, którzy go znali, Nikoś był niebywale przebiegły, choć w obyciu nie wydawał się zbyt bystry. Miał słabość do używek i uwielbiał, gdy o nim mówiono. Cenił sobie luksusy. Inna sprawa, że nie był też gangsterem takim jak inni, najgroźniejsi w tamtym czasie. Cytując wypowiedź gdańskiego policjanta dla "Rzeczypospolitej" z 2000 roku: "Gdyby wszyscy przestępcy byli tacy jak kiedyś Nikoś, nie byłoby aż tak źle. On jest przestępcą, a nie przypalał ciała rozgrzanym żelazkiem, nie oblewał ludzi kwasem. Teraz mamy do czynienia z młodymi, posługującymi się bezwzględnymi metodami, bandytami.

Policjanta z CBŚ, który tropił Nikosia pod przykryciem, wkrótce zaczęto widywać w jego marynarkach i luksusowych marynarkach. Podobno po śmierci gangstera chronił Edytę; zakochał się w niej i pomagał jej ściągać długi męża. Wkrótce zmuszono go do odejścia z policji. Stróże prawa długo obawiali sie, że po śmierci czterdziestoletniego Nikosia w Trójmieście dojdzie do walk grup przestępczych o władzę - z uwagi na wysoką i ugruntowaną pozycję, jaką wśród nich zajmował.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA