REKLAMA

"Ozark" zaczynał jako podróbka "Breaking Bad", ale stał się jednym najlepszych seriali Netfliksa

"Ozark" powstał w czasach, gdy jeszcze seriale serwisu Netflix utożsamiane były z jakością, a serwis dwoił się i troił, aby ściągać do siebie nowych widzów. Robił to bardzo sprytnie, choć mało oryginalnie, ale i tak udało mu się stworzyć wybitną produkcję. Jak to się stało?

ozark
REKLAMA

"Ozark" był jednym z pierwszych seriali, które zrecenzowałem na łamach Rozrywka.Blog, a było to… cóż 5 lat temu. Bardzo wiele się od tego czasu zmieniło. W tamtym czasie, zwłaszcza w Polsce, Netflix był niekwestionowanym symbolem jakości produkcji telewizyjnych.
Gdy ktoś wspominał o serialach, to zwykle przeciwstawiał telewizyjną szmirę, tym tytułom, które oznaczone były czerwoną literką "N".

REKLAMA

W tamtym czasie emitowano jeszcze "Orange is the new black", a "House of Cards", choć powoli staczało się w otchłań niedorzeczności, cały czas przyciągało wzrok doskonałą obsadą i ambitnym scenariuszem. Jest tu jednak pewne istotne "ale". Lada chwila mit Netfliksa jako "streamignowego HBO" miał się skończyć, a widzowie zaczęli zauważać, że platforma coraz częściej inwestuje w liczne, często niezłe tytuły, ale zdecydowanie stawia na zaspokojenie różnorodnych potrzeb widzów, a nie na kreowanie gustów.

Sam "Ozark" startował zresztą z niezbyt dobrej pozycji, bo ewidentnie inspirowany był wybitnym "Breaking Bad".

O tym drugim serialu mówi się, że zmienił telewizję, warto jednak pamiętać, że kiedy tytuł wystartował na AMC cieszył się popularnością, ale prawdziwy rozgłos przyniósł mu Netflix, gdy wykupił do niego prawa. To właśnie wtedy świat oszalał na punkcie nauczyciela chemii produkującego narkotyki. Dla czerwonego serwisu VOD naśladowanie konkurencji nie było niczym nowym, a nawet więcej – to był ich chleb powszedni.

Kiedy zamawiał wspomniane "Orange is the new black" zaangażował Jenji Kohan, aby stworzyła mu niegrzeczną produkcję z silnymi kobiecymi postaciami, bo Netflix chciał czegoś równie fajnego, co "Weeds". Gdy zgadzał się na zakup "Lillyhammer", wiedział, że obejrzą go ludzie, którzy tęsknią za "Rodziną Soprano".

ozark  class="wp-image-1955581"
Ozark to jeden z najlepszych seriali od Netflix

Serwisowi nie chodziło o to, aby kopiować, ale żeby dać widzowi produkcję, której szuka i nie może znaleźć pod szyldem czerwonego N.
Chodzi o podobny klimat, tematykę, a czasem nawet tych samych twórców („House of Cards” został zamówiony właśnie dlatego, że w serwisie niesłabnącą popularnością cieszyły się filmy Davida Finchera i te, w których zagrał Kevin Spacey).

W dniu premiery "Ozark" widzowie dostali więc produkcję tak bliską "Breaking Bad", jak tylko się dało.

Dwóch everymanów zostaje wplątanych w handel narkotykami. Do tej pory prowadzili nudne, bardzo bezbarwne życia, kiedy jednak zostają postawieni pod ścianą, okazuje się, że drzemie w nich wielki potencjał. Ba! Obaj są geniuszami, którym życie do tej pory nie pozwoliło w pełni rozwinąć skrzydeł. Każdy z nich potrzebuje zaufanego współpracownika, człowieka znającego nie tylko przestępczy fach, ale też będącego oknem do nowej rzeczywistości. Dla Waltera jest to Jesse, młody diler, mający kontakty w przestępczym świecie, z kolei Marty potrzebuje Ruth, bo ta znacznie lepiej orientuje się w tym, co dzieje się w Ozark.
Drobnych podobieństw zresztą jest znacznie więcej, jak choćby własna wyrazista estetyka, związana z tonacją kolorystyczną poszczególnych kadrów czy stworzenie z nietypowego regionu wizytówki serialu. W "Ozark" są to piękne jeziora, trochę dzika przyroda i ludzie żyjący na granicy świata kultury i natury. Z Albuquerque jest podobnie, groźna pustynia i klimat pogranicza to pełnoprawny bardzo groźny przeciwnik w dążeniach bohaterów.

"Ozark" znalazło własny język.

"Ozark" nie poprzestało na naśladownictwie. Oczywiste podobieństwa nie okazały się więzieniem, a niezłym punktem startowym do tego, aby opowiadać własną historię. Zobaczcie, jak inaczej rozwija się kariera Wendy, gdy zaczyna rozumieć, jak ogromne możliwości daje zrezygnowanie z zasad etycznych i… prawnych, od tego, co pokazuje Skyler.

Produkcja Netfliksa bardzo intensywnie eksploruje przekraczanie granicy między dobrem i złem, ale w przeciwieństwie do "Breaking Bad" bada je na wielu płaszczyznach, mniej interesując się samą przemianą, samym "schodzeniem na złą drogę", a bardziej szerokim spektrum zepsucia bohaterów i świata. Zwłaszcza widać to na poziomie młodych bohaterów, dzieci Marty’ego, które powoli odkrywają, kim są ich rodzice, aby w końcu całkiem zagubić moralny kompas.

REKLAMA

Po obejrzeniu ostatniego sezonu "Ozark" widzę, jak wielką pracę wykonali scenarzyści, aby serial mógł się rozwinąć i mówić własnym językiem. Po drodze wykreowano całą masę naprawdę kapitalnych postaci, tworząc przekonującą mozaikę charakterów i indywiduów zamieszkujących tą urokliwą, ale niebezpieczną okolicę.

Netfliksowi udało się dowieźć do końca naprawdę jakościowy serial, jeden z tych, które robiły wrażenie świetną obsadą, wysokim poziomem realizacji i ambitnym scenariuszem. Droga, jaką przeszedł najlepiej świadczy o tym, jak bardzo może procentować zaufanie do twórców i przestrzeń na to, aby eksperymentować i rozwijać swój pomysł, nawet jeśli bardzo różni się od początkowego, niezbyt oryginalnego pomysłu.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA