REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Gry

Dragonborn – Powrót w rejony Morrowind to najlepsze DLC w jakie kiedykolwiek grałem

Do tego rozszerzenia zabierałem się bardzo długo. Głównie za sprawą ogromnej ilości możliwości, które oferował mi Skyrim w edycji podstawowej. Kiedy jednak dałem szansę Dragonborn, osłupiałem, ogłupiałem i zaniemówiłem. Obfitość zawartości, jaką posiada to DLC, wystarczyłoby na osobną grę.

05.08.2013
13:08
Dragonborn – Powrót w rejony Morrowind to najlepsze DLC w jakie kiedykolwiek grałem
REKLAMA
REKLAMA

Fabuła w końcu stała się ciekawa

dragonborn3

W dodatku cholernie dobrą grę. Śmiem zaryzykować, że zawartość znajdująca się w tym DLC jest znacznie bardziej ciekawa, niż oryginalny, główny wątek fabularny.

Będąc jeszcze na terenie Skyrim, zostałem zaatakowany przez bandę egzotycznie wyglądających kultystów. Wśród wartościowego dobytku, z którego ich ograbiłem, znajdował się również tajemniczy list. Tam z kolei znajdowała się informacja, że nie jestem jedynym Smoczym Dziecięciem, jakie stąpa po Tamriel. Ba, jestem Dziecięciem niemal niedorozwiniętym, natomiast potęga mojego konkurenta po fachu jest równie szeroka, co ilość nagród, jaką zebrała Bethesda za The Elder Scrolls V.

Duch Morrowinda krąży w powietrzu

dragonborn5

Aby stanąć oko w oko z moją marną imitacją (z jego punktu widzenia było zupełnie odwrotnie), musiałem udać się w zupełnie nowe rejony, niedostępne w podstawowej wersji gry. Wyspa Solstheim, geopolitycznie przynależna do pamiętnego Morrowind, wbiła mnie w fotel. Spodziewałem się zadania rozłożonego na parę części, z którym uporanie się zajmie mi maksymalnie kilka godzin.

Wyspa jest po prostu ogromna. Na moje oko to niemal 1/3 powierzchni całego Skyrim, obfite w liczne jaskinie, ruiny, zamki oraz wioski. Zgadza się, poza wątkiem przewodnim, Dragonborn oferuje zupełnie nowe tereny oraz mnóstwo zadań pobocznych.

dragonborn7

Te są naprawdę ciekawe. Jeśli uważacie, że Skyrim był miejscem niegościnnym do życia, koniecznie odwiedźcie tę wyspę. W krainie Nordów śnieżne czapy ostatecznie ustępują zielonym terenom, rwącym potokom i polom uprawnym. Solstheim również posiada przykryte płaszczem puchu góry. Gdy te jednak się kończą, pod moimi stopami znajduję jednak wulkanicznym popiół i ziemię niemal nie nadającą się do uprawy. Mimo tego, żyją na niej Mroczne Elfy, prowadzące codzienną walkę z ciężką rzeczywistością.

Gracz na swoich włościach

dragonborn1

Właśnie tę rzeczywistość możemy znacznie zmodyfikować, zostając bohaterem wyspy. Zadania obecne w Dragonborn nie polegają tylko i wyłącznie na prostym przynieś, podaj, pozamiataj. Mają wpływ na większość postaci niezależnych, standard ich życia oraz stosunek do gracza. Uwielbiam, kiedy moje dokonania i decyzje mają wpływ na otaczający mnie świat. W Dagonborn poczułem się więc jak ryba w wodzie, będąc zbawicielem dla wynędzniałych elfów.

Podróż do Solstheim to również bardzo nostalgiczna wycieczka. Będąc w portowym miasteczku, do moich uszu zaczął płynąć główny motyw przewodni z The Elder Scrolls III: Morrowind. Gdybym stał, mogłyby ugiąć się pode mną kolana. Uwielbiałem ten tytuł i powrót w niegościnne strony był wspaniałym przeżyciem, budzącym miłe skojarzenia z tygodniami spędzonymi z produkcją wydaną w 2002 roku.

dragonborn6

Jest tutaj niemal wszystko, za co pokochałem Morrowind – pustynie, pył, ogromne grzyby oraz majestatyczne, ale na swój sposób nieco przerażające Łaziki. Co bardzo ciekawe, historia ziem przynależnych Mrocznym Elfom nie stała przez cały ten czas w miejscu. Dzięki książkom możemy przeczytać, co takiego dotknęło Dunmerów przez 11 lat (Boże, jak ten czas leci) od premiery gry. Działo się natomiast całkiem sporo.

Bethesdę nawiedził Ctulhu

dragonborn2

Sam główny wątek fabularny to również kawałek bardzo udanego kodu. Drugie Smocze Dziecię to postać nader interesująca, w dużej mierze za sprawą kapitalnej polonizacji. Co więcej, posuwając fabułę do przodu, znalazłem się w zupełnie nowych, niespotykanych dla serii otoczeniach. Twórcy wyraźnie zainspirowali się Lovecraftem i Ctulhu, tworząc jedne z najbardziej klimatycznych i przerażających zarazem lokacji w historii Starożytnych Zwojów. Niemal czuć pierwotne zło wyłaniające się z dna zielonkawej, trującej wody.

Poza scenariuszem i lokacjami, Dragonborn oddaje w ręce graczy nowe zbroje, bronie, minerały, przedmioty oraz krzyki. To i tak nic, w porównaniu do tego, ile zajęło mi przejście tego DLC. Panie i Panowie, 13 godzin. To dwa razy dłużej, niżeli duża część współcześnie wydawanych, nastawionych na intensywną akcję produkcji. Przez cały ten okres nie udało mi się wykonać kilku pobocznych zadań, wielce więc możliwe, że na Solstheim zostaniecie znacznie dłużej niż ja.

DLC wzorowe

REKLAMA
dragonborn8

Bethesda postawiła mnie w ciężkiej sytuacji. Nie cierpię DLC, ponieważ w większości przypadków to nic innego, jak bezczelnie wycięty fragment gry z jej podstawowej wersji. Dragonborn to jednak płatne rozszerzenie wykonane wręcz we wzorowy sposób. Wszystko jest tutaj nowe i ani na moment nie czuć, że tego typu zawartość miała znaleźć się w Skyrim podczas premiery. To wiele godzin zabawy, w dodatku wspaniała, nostalgiczna wędrówka dla fanów Morrowind. W przesadnej cenie 55 złotych, nawet nieco wbrew sobie, po prostu muszę Wam polecić Dragonborn. Innego wyjścia nie ma.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA