Riri Williams zadebiutowała w kinie w 2022 r., a Disney poszedł za ciosem i nakręcił o niej serial. Potem jednak trafiła do szuflady, z której wypuszczono ją dopiero teraz. A czy warto było na to czekać? „Ironheart” - recenzja.

Riri Williams, znana jako Ironheart, to bohaterka znana z komiksów Marvela, która na pewien czas zastąpiła Iron Mana. Pochodząca z Chicago zadziorna i temperamentna dziewczyna jest geniuszką, której udało się samodzielnie stworzyć pancerz na wzór tego, w którym latał Tony Stark. Po powrocie swojego idola nie przestała walczyć ze złem i występkiem, często pojawiając się u jego boku.
W ramach Marvel Cinematic Universe swój debiut zaliczyła w 2022 r. od razu na dużym ekranie w filmie „Czarna Pantera 2: Wakanda w moim sercu”. Również i ten jej wariant to wynalazczyni, której życie znalazło się w niebezpieczeństwie ze względu na urządzenie, które stworzyła. Po tym, jak Shuri zawarła z Namorem pokój, młoda dziewczyna mogła wrócić do studiowania na MIT.
Ironheart - z szuflady na mały ekran
Disney już w 2020 r. zapowiadał, że planuje stworzyć serial o Riri Williams. Spodziewaliśmy się, że trafi on do Disney+ niedługo po tym, jak zobaczyliśmy Dominique Thorne na srebrnym ekranie. Tak się jednak nie stało, a chociaż udało się go dość sprawnie nakręcić, biorąc pod uwagę to, co działo się na świecie, w Hollywoodzie oraz w Marvel Studios, to Kevin Feige odłożył go do szuflady.
Na szczęście Marvel nie wyrzucił serialu do kosza i teraz przyszła kolej na premierę tej produkcji. Osadzono ją fabularnie niedługo po „Czarnej Panterze 2”. Riri Williams spotykamy zaś w chwili, gdy zostaje wydalona z MIT ze względu na swoje niestosowne zachowanie. Dziewczyna z podkulonym ogonem wraca do rodzinnego Chicago, by zamieszkać u matki, co przywołuje w niej bolesne wspomnienia.
Riri Williams da się (nie) lubić
W centrum mamy tutaj genialną nastolatkę, która popełnia błędy, często wielokrotnie te same. Żyje pod presją, bo zna swoją wartość i wie, że może światu wiele dać, ale blokuje ją prozaiczna kwestia: brak funduszy. Zbudowany przez nią pancerz jest w rozsypce, a do tego nie ma dostępu do sztucznej inteligencji, więc decyduje się zeskanować komputerem własny mózg.
Efektem tego skanowania, w trakcie którego zasnęła, jest pojawienie się w jej życiu cyfrowej kopii Natalie, zmarłej przyjaciółki Williams, która zginęła wraz z ojczymem Riri w wyniku strzelaniny. Z początku dziewczyna jest przerażona pojawieniem się AI z podobizną bliskiej jej osoby, ale z czasem ta animozja naturalnie znika. Problem w tym, że jednocześnie pakują się w straszną kabałę.
„Ironheart” to serial w gruncie rzeczy młodzieżowy.
Kolejno poznajemy bliskich Riri, w tym matkę oraz przyjaciela (i zarazem brata Natalię). Dziewczyna bierze się za naprawdę pancerza, a podczas wizyty w sklepie z rupieciami zahacza ją mężczyzna z lukratywną propozycją. Riri dołącza do grupy wyrzutków o kryminalnej przeszłości, których przywódca postanowił atakować najróżniejsze technologiczne startupy, by się na tym procederze obłowić.
Riri Williams wpada w sztampowy sposób w złe towarzystwo. Próbuje się oszukiwać, iż ma szczytny cel, to dla osób z boku jasnym jest, iż stała się przestępczynią. Jej towarzyszami zostają w końcu hakerka z Madripooru, postrzelona miłośniczka wszelkiej maści bomb, rodzeństwo zabijaków i noszący ze sobą wszędzie noże zbir. Banda odpowiada zaś przed typem, któremu tatuaże wyrastają same.






Marvel zaserwował nam odświeżającą zmianę perspektywy.
Widzowie spodziewali się produkcji o superbohaterce, podczas gdy serial wygląda jak origin story superzłoczyńcy. Oczywiście nie jest żadnym zaskoczeniem, że w końcu rusza ją sumienie, ale serial do ostatnich chwil trzyma nas w niepewności co do tego, jaką lekcję Williams wyciągnie z wydarzeń, w których brała udział w wyniku serii niezbyt dobrych decyzji.
Głównym antagonistą w serialu jest Parker Robbins a.k.a. The Hood, którego zagrał Anthony Ramos. Przywódca wspomnianej grupy dysponujący płaszczem dającym mu magiczne zdolności jawi się z początku jako idealista, który chce pomagać skrzywdzonym przez los i okoliczności ludziom, ale szybko okazuje się, że wcale nie kierują nim szlachetne pobudki, co stawia go na kursie kolizyjnym z Riri.
„Magia to tylko zaawansowana technologia”.
MCU z początku przypominało ten nasz świat wzbogacony o superbohaterów, ale magiczne elementy pojawiły się w nim już lata temu. Riri Williams żyje z kolei na styku dwóch światów - z jednej strony jest logicznie myślącą naukowczynią, a z drugiej zmuszona jest do tego, by nie tylko zaakceptować istnienie magii, ale również ją wykorzystać do realizacji swoich celów.
Naukową stronę Riri eksplorujemy w serialu podczas jej interakcji z innym nowym bohaterem. Dziewczyna w pewnym momencie trafia na tajemniczego handlarza sprzętem z czarnego rynku, którym okazuje się niejaki Joe grany przez Aldena Ehrenreicha. Ten nieco naiwny oraz wycofany facet ochoczo skorzystał z okazji, by realizować wraz z Williams tłumione przez lata potrzeby.
Muszę przyznać, że serial „Ironheart” pozytywnie mnie zaskoczył
Chociaż nie miał showrunnera, gdyż kręcono go przed reorganizacją oraz oddzieleniem działu Marvel Television od Marvel Studios, to wypadł naprawdę nieźle. Za scenariusz odpowiada w nim zaś Chinaka Hodge, a reżyserią poszczególnych odcinków zajęli się Sam Bailey i Angela Barnes. Ryan Coogler, odpowiedzialny za „Czarne Pantery”, był jednym z producentów wykonawczych.
Czytaj inne nasze teksty poświęcone MCU:
Dostaliśmy produkcję opowiadająca o trudach dorastania, która nie boi poruszać się trudnych tematów i nie wybiela bohaterki podejmującej złe decyzje. Szkoda jedynie, że na premierę musieliśmy aż tyle czekać. Jestem przekonany, że serial sporo by zyskał, gdybyśmy mogli obejrzeć go nie lata, a tygodnie po pojawieniu się Dominique Thorne w roli Riri Williams w kinach.
Pierwsze trzy epizody „Ironheart” trafią do Disney+ już 25 czerwca. Pozostałe trzy tej sześcioodcinkowej miniserii zobaczymy zaś już tydzień później, czyli 2 lipca.