REKLAMA

Little Nightmares to bardzo klimatyczna i mroczna platformówka - pierwsze wrażenia Spider's Web

Little Nightmares to nowa gra platformowa szwedzkiego Tarsier Studios, która przypadnie do gustu wszystkim fanom kultowego Limbo. Mieliśmy już okazję sprawdzić w praktyce ten mroczny i nieco baśniowy tytuł, który klimatem przypomina filmy Tima Burtona.

Sprawdzamy Little Nightmares
REKLAMA
REKLAMA

Już 28 kwietnia zadebiutuje nowa gra Tarsier Studios, czyli firmy odpowiedzialnej za takie hity jak Little Big Platnet i Tearaway Unfolded na konsole PlayStation. Ich nowy tytuł jest znacznie bardziej mroczna, groteskowa i niepokojąca niż wszystkie dotychczas wydane przez studio produkcje.

Little Nightmares to pierwsza produkcja Tarsier Studios, która zadebiutuje również na komputerach osobistych i konsoli Xbox One. Gra pierwotnie miała ukazać się pod tytułem Hunger, ale został on zmieniony, gdy wydawcą gry zostało Bandai Namco Entertainment.

Sprawdzamy Little Nightmares

Oprawy graficznej Little Nightmares nie powstydziłby się Tim Burton.

W grze wcielamy się w malutką dziewczynkę imieniem Six, która w żółtym płaszczu przemierza przerażające i wyprane z kolorów The Maw. Otoczenie jest bardzo groteskowe i zamieszkują je dziwne istoty - malutkie krasnale i długorękie, ślepe stwory. O fabule nie wiemy zbyt wiele - ani tego, kim jest dziewczynka, ani tego jaki jest cel jej prześladowców.

Nie przeszkadza to grze wzbudzać wrażenia niepokoju od pierwszej minuty. Wszystko za sprawą bardzo sugestywnej oprawy audiowizualnej. Wszędzie panuje półmrok, a przedmioty praktycznie nie mają kolorów. Jedynym kontrastowym elementem jest żółty płaszcz Six, która może oświetlać zaciemnione elementy otoczenia zapalniczką.

Oprawa od razu wywołuje skojarzenia z Limbo.

To nie jest bynajmniej zarzut, bo Tarsier Studios co najwyżej inspiruje się tą grą i nie tworzy jej bezczelnego klona. Scenografia i postaci również nie są wyjęte żywcem z dzieł Burtona, a jedynie nawiązują do nich w bardzo subtelny sposób. Little Nightmares stworzyło swoją własną stylistykę, ale na bazie znajomych i sprawdzonych wzorców.

Sprawdzamy Little Nightmares

Na scenografię składają się włazy przypominające te spotykane na łodziach podwodnych, stosy książek po których można się wspinać, porzucone zabawki i ogromne z perspektywy bohaterki przyciski otwierania drzwi windy, których nie sposób dosięgnąć. Powracającym motywem są walające się wszędzie buty, w tym pomieszczenie w którym z butów powstał... basen.

W Little Nightmares grałem godzinę i to wystarczyło, by zanurzyć się w klimacie.

Uczucie niepokoju potęguje to, że bohaterka jest bardzo malutka względem otoczenia. Wszelkie meble, drzwi i inne przedmioty były projektowane z myślą o znacznie większych istotach. Szybko okazuje się, że te istoty są nie tylko znacznie większe, ale też wrogo nastawione. Six musi przed nimi uciekać i nie ma szans stanąć z nimi do równej walki.

Zadaniem gracza jest przemierzanie otoczenia w poszukiwaniu wyjścia z tego koszmarnego miejsca poprzez rozwiązywanie kolejnych zagadek logicznych i wspinanie się na przeszkody. Co jakiś czas akcja się zagęszcza i trzeba uciekać przed wyjętymi niemal z umysłu szaleńca oprawcami. Wrażenie niepokoju pogłębiają efekty dźwiękowe - zawodzenie wiatru, bicie serca.

Sprawdzamy Little Nightmares

Little Nightmares to pomimo swojej groteskowej otoczki i ciężkiego klimatu typowa gra platformowa.

Jest w dodatku na tyle wymagająca, by nie nudzić, ale na tyle przystępna, by nie irytować. Sterowanie postacią jest bardzo wygodne. Po pół godziny przyzwyczajenia się do układu przycisków moja Six praktycznie zawsze przemieszczała się tam, gdzie tego chciałem. Tylko z początku miałem problemy, bo Little Nightmares nie prowadzi gracza jak po sznurku.

Zdarzało mi się okazjonalnie skoczyć nie tam gdzie trzeba, a rzucanie przedmiotami to była istna loteria, bo raz silnik załapał, że celuję w przycisk w windzie, a raz nie. I tak byłem jednak miło zaskoczony. Doceniam, gdy deweloperzy nie traktują mnie jak upośledzonego umysłowo, jak to czynią niektórzy twórcy gier AAA i zmuszają do myślenia.

Otoczenie i modele postaci są co prawda trójwymiarowy, ale kamera umieszczona jest ciągle w jednym miejscu.

To czyni z Little Nightmares platformówkę 2.5D. Poruszać można się niemal dowolnej w obrębie mapy w lewo i prawo, a kamera podąża za postacią. Oprócz tego można też w ograniczonym stopniu wejść wgłąb lokacji. Kamera w dodatku potrafi się bujać, co pogłębia wrażenie, że The Maw to statek, a nie placówka zlokalizowana na suchym lądzie.

Sprawdzamy Little Nightmares
REKLAMA

Wyprawne z kolorów i półmartwe otoczenie nie jest przesadnie interaktywne - przynajmniej we fragmencie, w który grałem. Nie jest też jednak w pełni sterylne, bo można np. stłuc filiżankę, jeśli ją potrącimy i zrzucimy z biurka. W tle potrafią się pojawić szczury i malutkie, tajemnicze krasnale uciekające przed główną bohaterką.

Przy pierwszym kontakcie Little Nightmares mnie zainteresowało, bo gra wykonana została naprawdę pieczołowicie. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejne poziomy będą tak samo angażujące jak ten, w który miałem okazję grać, a gra nie stanie się powtarzalna i wtórna. Po tym co widziałem do tej pory specjalnie się jednak tego przesadnie nie obawiam.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA