REKLAMA

Minimalistyczny mariaż strzelanki z MOBA. "Minimum" - recenzja sPlay

"Minimum" to ciekawe połączenie sieciowej strzelanki z modnym ostatnio gatunkiem MOBA. Choć gra niepozbawiona jest wad, potrafi wciągnąć i zagwarantować rozrywkę na długie godziny. W dodatku bez problemu działa nawet na słabszym sprzęcie. 

Minimum - recenzja sPlay
REKLAMA

Starczy rzut oka na oprawę graficzną, by stwierdzić, że tytuł tej produkcji jest jak najbardziej adekwatny. Wszystkie obiekty w grze, włącznie z kierowanymi przez graczy postaciami, złożone są z prostych brył, okraszonych dość oszczędną paletą barw. "Minimum" pod względem wizualnym jest uproszczone tak bardzo, jak to tylko możliwe. Mnie akurat absolutnie to nie przeszkadza, mało tego, uważam wręcz, że wygląda świetnie, ale z całą pewnością taka estetyka nie każdemu przypadnie do gustu. Dzięki niej zresztą gra działała bardzo płynnie nawet na moim kilkuletnim już laptopie, który nawet w dniu zakupu nie był raczej high-endowy.

REKLAMA

"Minimum" oferuje trzy tryby rozgrywki. Najbardziej oczywistym jest drużynowy deathmatch, w którym nie chodzi o nic, ponad radosną rozwałkę drużyny przeciwnej. Drugim z nich jest "Horda", gdzie współpracując z innymi graczami staramy się odeprzeć kolejne fale sterowanych przez komputer, niezbyt lotnych przeciwników. Wisienką na torcie jest tryb "Titan", w którym podzieleni na dwie przeciwne, pięcioosobowe drużyny próbujemy umożliwić naszemu wielkiemu robotowi (Tytanowi) zniszczenie wrogiej bazy.

To właśnie tu "Minimum" pokazuje pazur. Poza eliminowaniem przeciwników, naszym zadaniem jest też eskortowanie Tytana, niszczenie stojących mu na drodze systemów obronnych i ulepszanie go, za pomocą specjalnych kryształów, które możemy zdobyć niszcząc tzw. creepy. Im więcej ich zbierzemy, tym silniejszy będzie nasz robot.

Ponadto, każdy zdobyty frag sprawia, że kierowana przez nas postać jest coraz lepiej wyposażona - zabicie przeciwnika wzmacnia siłę rażenia broni, zaś zebranie wysypujących się z jego "ciała" zwłok kryształów pozwala nam na zakup pancerza. Liczba dostępnych broni i pancerzy w "Minimum" jest imponująca, jednakże z większości z nich nie będziemy mogli skorzystać od początku. Część z nich można odblokować za zasoby gromadzone w trakcie kolejnych rozgrywek, część - kupując za gotówkę.

"Minimum" oferuje kilka stosunkowo różnorodnych i raczej małych map (nazwa zobowiązuje). Do potyczek 5 vs 5 w zupełności wystarczają - gdyby były większe, łatwo byłoby się gdzieś zgubić i przez kilkadziesiąt sekund bezsensownie po nich biegać, usiłując znaleźć jakieś miejsce. Poziomy, mimo swojego rozmiaru, zaprojektowane są na tyle dobrze, że w zasadzie na każdym z nich znajdziemy kryjówki, osłony i pozycje dla snajperów.

Z tym, że niewielki z nich użytek, bo niestety w "Minimum" istnieje złota strategia, która gwarantuje zwycięstwo prawie w każdym meczu. Nazywa się ona "katana". Tak, to strzelanka, ale najskuteczniejszą bronią jest w niej samurajski miecz. I biegają z nim prawie wszyscy poza totalnym nowicjuszami, którym jeszcze wydaje się, że przecież na pewno dadzą radę zastrzelić tego szarżującego na nich typka, zanim do nich dobiegnie. No cóż, na ogół się nie udaje.

W grze wprowadzona została automatyczna regeneracja zdrowia, w związku z tym prowadząc wymianę ognia z nieprzyjacielem, wystarczy na moment schować się za osłoną, by wyleczyć odniesione rany. Kiedy obok ciebie pojawia się gość z mieczem, nie masz na to szans. Nie muszę chyba mówić, jak bardzo zaburza to balans rozgrywki. Nie wspominając już o tym, że za dolary można zakupić bardziej wypasiony sprzęt, który na polu bitwy dokonuje całkowitego spustoszenia, w gruncie rzeczy niezależnie od umiejętności jego posiadacza.

REKLAMA

Mam też nieodparte wrażenie, że elementy gry drużynowej zostały w "Minimum" kiepsko uwydatnione. Współpraca z innymi członkami naszej drużyny nie jest ani konieczna, ani nawet szczególnie korzystna - wszystko, w czym mogą nam pomóc inni, to zwiększona siła ognia. Brak podziału na klasy bądź specjalizacje, choćby te najbardziej oklepane jak inżynier, medyk i żołnierz, czy też jakiegokolwiek innego rozwiązania w tej kwestii trochę rozczarowuje.

Generalnie jestem z czasu spędzonego przy "Minimum" zadowolony. To pozycja warta swojej niewysokiej ceny, która wciąż nie przybrała jeszcze ostatecznego kształtu. Pojawić ma się między innymi sporo dodatkowych sprzętów oraz map. Jeśli producenci gry nie zapomną przy tym o poprawkach w mechanice - i mówię tu przede wszystkim o wspomnianym wcześniej balansie - to będzie to tytuł jak najbardziej godzien polecenia. Póki co stawiam mocne trzy z plusem w skali szkolnej, choć aspiracje są nawet na piątkę.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA