REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Gry

Recenzja Shadow Warrior – dobre, bo polskie? Niestety, nie zawsze

Shadow Warrior to remake gry wydanej w 1997 roku, o tym samym tytule. Dzieło polskich twórców udanego Hard Reset zapowiadało się na old-schoolową rozgrywkę w otoczeniu zbudowanym za pomocą nowoczesnej grafiki. Niestety, nie wszystko dobre, co polskie.

16.10.2013
20:26
Recenzja Shadow Warrior – dobre, bo polskie? Niestety, nie zawsze
REKLAMA
REKLAMA

Jestem rozczarowany. Uwielbiam odgrzewane kotlety z dawnych lat, wzbogacone nowym silnikiem graficznym oraz niedostępnymi wcześniej możliwościami stojącymi po stronie programistów. Reedycja Rise of the Triad była dla mnie świetną zabawą, do której wciąż wracam na kilkanaście minut. Niestety, Shadow Warrior to nie ta liga, natomiast produkcja Flying Wild Hog to typowy średniak – rzemieślnicza robota z niewykorzystanym potencjałem.

shadow warrior 1

Podobnie jak w grze z 1997 roku, ponownie wcielamy się w zadufanego w sobie, pewnego swoich możliwości oraz rzucającym żartami na lewo i prawo Lo Wanga. Muszę przyznać, że postać głównego bohatera jest jedną z sił napędowych tej produkcji. Wang bez wątpienia wymyka się ze schematów, w jakich bardzo często zamyka się głównych bohaterów. Jest ludzki, niedoskonały oraz posiada dobrze zarysowane emocje, ukazane za pomocą przerywników filmowych oraz komentarzy samego protagonisty. Kilka razy uśmiechnąłem się pod nosem, co naprawdę jest pewnym wyczynem, biorąc pod uwagę większość produkcji, w których główny bohater ma być zabawy, przebojowy i posiadać siłę przyciągania do ekranu. Lo Wang to nietuzinkowa klasa sama w sobie i trzeba oddać twórcom, że na tym polu całkowicie stanęli na wysokości zadania.

shadow warrior 2

Niestety, sama rozgrywka pozostawia wiele do życzenia. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że Shadow Warrior to produkcja nie posiadająca ogromnego budżetu, w dodatku zawierająca old-schoolowy patent na rozgrywkę, to jest „wszyscy na jednego”. Z dokładnie takim samym filarem zabawy, Rise of the Traid z miejsca podbiło moje serce. Shadow Warriorowi ta sztuka niestety się nie udała, głównie ze względu na niedopracowane wykonanie.

shadow warrior 4

Produkcja akcji Flying Wild Hog stawia nas naprzeciwko znacznie większej ilości przeciwników, czy to azjatyckie demony, czy oponenci z krwi i kości. Podstawową bronią gracza, w postaci ostrej niczym brzytwa katany, jesteśmy w stanie zwojować naprawdę wiele, z powodzeniem używając jej do samych napisów końcowych. To, co Wang potrafi uczynić za pomocą ostrza, może stanowić inspirację dla takich twórców jak Rodriguez czy Tarantino. Krew leje się tutaj strumieniami, natomiast samo siekanie oponentów to frajda sama w sobie. Odpadające kończyny i fontanny czerwieni, w połączeniu z naprawdę dobrymi efektami dźwiękowymi dają olbrzymią dozę frajdy. Skoro na ten moment wszystko, co piszę o Shadow Warrior, jest zdecydowanie na plus, co takiego sprawiło, że mam „ale” do twórców tego tytułu?

shadow warrior 5

Oszlifowanie oraz możliwości. Od tej gry naprawdę nie oczekiwałem cudów. Spece z Flying Wild Hog pokazali jednak, że naprawdę znają się na rzeczy, czego dowodem jest ich wcześniejsze dziecko – Hard Reset. Polacy powoli nie mają sobie równych, jeżeli chodzi o „staro-szkolne” gry akcji, co pokazuje właśnie ta produkcja czy kultowy już Painkiller. Mimo tego, poza machaniem kataną oraz wsłuchiwaniem się w linie dialogowe Lo, Shadow Warrior nie ma absolutnie nic do zaoferowania, za to bardzo często rozczarowuje.

shadow warrior 6

Przede wszystkim, będąc przy sednie tej produkcji, jakim bez wątpienia jest walka – w Shadow Warrior poza kataną pojawia się również różnorodna broń palna, a nawet magia, powiązania z energią Ki. Niestety, zarówno czary, jak i różnorodne narzędzia zagłady nie dają absolutnie żadnej frajdy, sprawiając wrażenie wprowadzonych na siłę. Ostrzał pozbawiony jest miodności, w przeciwieństwie do cięć ostrzy. Nie pomaga nawet możliwość ulepszania posiadanego przez siebie arsenału, który, w perspektywie dzierżyciela katany, jest zupełnie nijaki.

O pomstę do nieba woła również optymalizacja. Shadow Warrior jako produkcja typowo komputerowa, powinna dogadywać się z blaszakami. Tak nie jest. Na sprzęcie z Windows 8, który bez problemów radzi sobie z betą czwartego Battlefielda, Shadow Warrior nie tylko dostaje czkawki, ale również odstrasza stroną wizualną.

shadow warrior 7

O ile lokacje w produkcji Flying Wild Hog są naprawdę imponujące, zróżnicowane i cieszą oko, tak modele postaci czy bogactwo detali plasuje ten tytuł daleko w tyle za współczesnymi standardami. Czy to główny bohater, czy jego oponenci, fikcyjne postacie po prostu odstraszają, nie da się tego nazwać inaczej. Stanowią widoczną różnicę w stosunku do ładnych poziomów, sprawiając wrażenie wykonanych pospiesznie i niedbale. Jest to odczuwalne nawet pomimo nieustannej akcji, jaka ma miejsce na ekranie.

Boli również jakikolwiek brak interaktywności. Chociaż gdzieniegdzie tłucze się szkło, produkcje typu Shadow Warrior powinny stawiać na efektowną destrukcję otoczenia. Tutaj wszystko jest wykonane z betonu albo przyspawane do podłogi. Boli, w dodatku bardzo, biorąc pod uwagę, że zabawa z ostrzem w połączeniu z dynamicznym środowiskiem daje ogromną frajdę, co pokazał przykład Metal Gear Solid: Revengeance.

REKLAMA
shadow warrior 8

Oczywiście nie oznacza to, że Shadow Warrior jest grą słabą. Nie jest. Na pewno stanowi powiew świeżości i być może gdybym nie miał kontaktu z kapitalnym Rise of the Triad, produkcja polskich twórców znacznie bardziej przypadłaby mi do gustu. Tak się jednak nie stało, natomiast Shadow Warrior jest na ten moment nieco zmarnowanym potencjałem. Typowy średniak, o którym bardzo szybko zapomnimy.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA