REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Gry

Star Wars Republic Commando

Wyobraźmy sobie, że znowu jest 2005 rok, druga część Halo nadal króluje na Xbox Live, moda na Star Wars ponownie wraca. Cóż w takim wypadku robi Lucasarts? Łączy świat Gwiezdnych Wojen z pomysłami Bungie. Rozwiązanie teoretycznie doskonałe, jak wychodzi to w praktyce? Cóż, odpowiedź nie jest jednoznaczna.

11.03.2010
21:43
Rozrywka Blog
REKLAMA

Pierwsza połowa gry jest fantastyczna, przyznaję. Dowodzenie postaciami przypomina te z popularnego Rainbow Six Vegas - wystarczy nakierować celownik na odpowiedni drzwi, przeciwnika, CKM czy pozycję snajperską - a odpowiedni Commando zrobi to, co do niego należy - zwykle zabijając kupę przeciwników. Właśnie, tym razem nie pokierujemy Jedi i, mimo tytułu, nie zobaczymy nikogo obdarzonego Mocą. Republic Commando skupia się na zwykłych żołnierzach. No może nie takich zwykłych, gdyż gra opowiada o klonach, które pojawiły się po raz pierwszy w nowej Trylogii (choć w gruncie rzeczy Stormtroopers to też klony, ale nie o tym miałem). Na pierwszy rzut oka wyglądają identycznie, choć w rzeczywistości znacznie się różnią. Jeden z nich jest bardzo żartobliwy, inny z kolei ma bardzo pesymistyczne nastawienie do świata.

REKLAMA

Siła Republic Commando zdecydowanie nie tkwi w fabule, choć muszę przyznać, że początek gry jest bardzo klimatyczny. Obejrzymy między innymi swoje urodziny, dziecięce zabawy i trening - całe życie streszczone w pięć minut. Najmocniejszym punktem tej gry jest - jak to zwykle w przypadku w strzelanin - radość z zabijania przeciwników. Jakkolwiek brutalnie to brzmi. ;) Broni tak naprawdę nie jest wiele, głównie biegać będziemy ze standardowym karabinem klonów, czasem dodając do niego specjalną modyfikację zmieniającą zwykłą broń w snajperkę. Samodzielnie jednak wiele nie zwojujemy, pomogą nam w tym trzy klony, którymi osobiście pokierujemy. Rozkazów nie jest wiele - możemy tylko polecić im zostać w tyle, albo przywołać trójcę do siebie. Poza tym, jak już wspomniałem, dostępne są specjalne akcje - wciskając F na maszynie leczącej (które swoją drogą poustawiane są w bezsensownych lokacjach - kto widział coś tego typu w bazie Obcych?) skierujemy tam sprzymierzeńca z największymi ranami. Wciskając ten przycisk na wysoko położonym punkcie wyślemy tak snajpera, namierzając najbrzydszego Obcego skupimy na nim ogień całej drużyny. Brzmi łatwo, tak też wygląda.

Teoretycznie zabawa powinna rozpocząć się pod koniec gry - wtedy spotkamy najtrudniejszych przeciwników, w tym praktycznie nieśmiertelne droidy bojowe. Najgorsze jednak jest to, że wtedy gra staje się bardzo nieciekawa i nuży coraz bardziej. Nowości tu bardzo niewiele - przez te kilka godzin robimy w kółko to samo, przez co największy fanatyk Star Wars znudzi się w ostatnich momentach gry. Największa wada to wspomniane podobieństwo do Halo. Każda strzelanina wygląda tak samo - wyślemy snajpera w jeden punkt, drugi klon będzie podkładał ładunki na wielkim generatorze, zaś my z ostatnim podwładnym będziemy stać w miejscu ostrzeliwując przeciwników (w całej grze jest ich maksymalnie kilkanaście typów) nie ruszając się z miejsca - bo po co, skoro nawet skoki nie są pięciometrowe, jak w Halo?

Bronie nie mają żadnego kopa - brak mi tutaj większego zróżnicowania, do tego podobieństwa do gry Microsoftu są oczywiste. Prawy przycisk myszy odpowiada wyrzuceniu granatu, E uderzamy z pięści - nadzwyczaj często, tak swoją drogą - zaś broń podręczna to identyczny pistolet. Proszę, jak już zabieracie pomysły z gier, to przynajmniej niech będą to taktyczne strzelaniny.

Grafika stoi na poziomie podobnym do Halo 2, wydanego w podobnym okresie, co Republic Commando. Po tych kilku latach nie zbierze wysokich not, ale warto wspomnieć o kilku nietypowych pomysłach. Po pierwsze, wizjer - nasz klon ma na głowie hełm. Interfejs wyświetla się więc na ekraniku wbudowanym w kask, a nie jak w innych grach - w powietrzu. Warto wspomnieć, że sporą część ekranu zasłaniają nieruchome hełmu, przez co podobnie jak w Halo widoczność jest bardzo mała. Dodatkowo, gdy potraktujemy jednego z ohydniejszych potworów za pomocą nożyka wbudowanego w pięść, krew kreatury zachlapie cały ekran - bardzo satysfakcjonujący widok.

REKLAMA

Podobnie jest z oprawą dźwiękową - ta co prawda nie może się zestarzeć, ale swoje wady ma. Co najważniejsze, dźwięki broni brzmią... cóż, jak te z filmów. Niestety nie jest to zaletą, bo mi te odgłosy przypominają raczej plastikowe pistolety dla dzieci, nie narzędzia służące zawodowym żołnierzom do zabijania. Nieco lepiej jest z muzyką - utwór z menu głównego zasługuje na oklaski, mimo iż nie jest w żaden sposób powiązany z filmami, po odpaleniu gry siedziałem kilka minut za wiele w menu, spędzając ten czas właśnie na słuchaniu muzyki.

Mimo wymienionych wad i gigantycznego podobieństwa do Halo, muszę przyznać, że Republic Commando nie jest grą złą. Zabrakło tu wiele oryginalności, na pewno o wiele więcej osób zapamiętałoby te dzieło, gdyby pojawiła się kooperacja - przecież przez całą grę mamy u swojego boku dzielnych klonów, czemu nie mogą być oni żywymi graczami? Gra wieloosobowa teoretycznie jest, ale sam znalazłem tylko kilka pustych serwerów ze sztampowym deathmatchem. Ujmę to krótko - grę polecam, ale tylko fanom Halo i maniakom Star Wars. Reszta może sobie odpuścić, jest wiele lepszych gier.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA