Jeden z największych hitów roku właśnie trafił na Max. To idealne odprężenie na weekend
Na Max wylądowała właśnie jedna z głośniejszych komedii romantycznych tego roku, która w marcu podbijała kina, odnosząc niemały sukces w box office. „Tylko nie ty” to doskonały przykład wzorowo odrobionych lekcji - bardziej jednak przepisanych od innych uczniów, niż przygotowanych samodzielnie. Wszystko jest na swoim miejscu, wszystko działa zgodnie z prawidłami gatunku - zabrakło tylko odrobiny twórczej inwencji.
Główni bohaterowie „Tylko nie ty”, Ben (Glen Powell) i Beatrice (Sydney Sweeney) wpadają na siebie przypadkiem - on ratuje ją z drobnej opresji, po czym od razu spontanicznie umawiają się na randkę. Nie dość, że od razu wpadli sobie w oko, to i spędzony wspólnie czas okazuje się nadzwyczaj przyjemny - tak bardzo, że Bea zasypia w objęciach nowego znajomego. Rankiem wpada w panikę - rzecz w tym, że jest właśnie w separacji ze swoim chłopakiem. W gruncie rzeczy nie są razem, jednak w pierwszym przypływie emocji dziewczyna decyduje się po cichu wymknąć z mieszkania Bena. Po kilku minutach nadchodzi opamiętanie - zawraca do apartamentu, lecz gdy dociera na miejsce, podsłuchuje rozmowę mężczyzny z przyjacielem. Ben, rozczarowany i dotknięty tym, że Beatrice zniknęła bez słowa, rzuca kilka nieprzyjemnych słów pod jej adresem - co, rzecz jasna, jest źle zrozumiane przez dziewczynę, która znowu znika.
Okazuje się jednak, że Bena i Beatrice łączy coś więcej - bliscy. Bohaterowie przylatują do Australii na wesele swoich sióstr, które biorą ze sobą ślub. A to oznacza, że przez jakiś czas będą skazani na swoje towarzystwo. Wzajemne złośliwości i pogardę pogłębia pojawienie się na miejscu byłych partnerów Bei i Bena - Jonathana i Margaret. Gdy zatem niektórzy uczestnicy imprezy opracowują plan pogodzenia i zeswatania głównych bohaterów, ci postanawiają wykorzystać tę intrygę - udają, że faktycznie są razem, by tym sposobem wzbudzić zazdrość Margaret oraz powstrzymać rodziców Beatrice od namawiania jej do pojednania się z byłym chłopakiem.
Tylko nie ty - film jest już w ofercie Max
Zgadza się - „Tylko nie ty” jest luźno inspirowane sztuką „Wiele hałasu o nic” Williama Shakespeare’a. Ostatecznie rezygnuje jednak z bardziej refleksyjnych elementów (choć nie do końca!), pozostając uczciwą, wpisującą się w konwencję, ale i naprawdę uroczą komedią romantyczną.
O komediach romantycznych mówi się, że stoją w miejscu, albo wręcz wymierają. I trudno się dziwić: starających się odświeżyć gatunek obrazów nie jest zbyt wiele, a hallmarkowe produkcyjniaki odtwarzają w nieskończoność te same wątki. „Tylko nie to” zdecydowanie bliżej do tej drugiej grupy, ale kilka rzeczy wyróżnia ten film na tle pozostałych - bo poza tym, że jest tu uroczo, jest też najzwyczajniej w świecie miło, ciepło, atrakcyjnie dla ucha i oka (nie, nie mam tu na myśli wyłącznie pięknego głównego duetu, lecz także m.in. całą scenerię), a czasem nawet zabawnie. To proste, relaksujące, uprzyjemniające wieczór kino - sympatyczne, nieirytujące, czasem nawet z pazurem (okej, kilka dowcipów wykręciło mnie na lewą stronę, ale dzięki części bardziej wulgarnych żartów całość nie jest zbyt wygładzona i nużąca).
Glen Powell pozostaje niezwykle charyzmatyczny i oglądanie go to niemal zawsze czysta przyjemność. Sweeney wolę w wydaniu z „Reality”, ale i tutaj robi solidną robotę - między nią a partnerem z planu dosłownie iskrzy. Ta chemia jest niesamowite i myślę, że pod względem castingowym jest to jedna z lepiej dobranych ekranowych par ostatnich lat. Aż chce się na nich patrzeć.
„Tylko nie ty” nie ma zbyt dużo do powiedzenia, ale gdzieś tam spomiędzy gatunkowych wierszy przebija się hołd dla dziwności, kilka słów o tym, że z każdą i każdym z nas jest lub bywa „coś nie tak”, ale wbrew nazewnictwu nie ma w tym nic złego. Główni bohaterowie są „jacyś”, ale w przyziemnym tego słowa znaczeniu - on zbudował wokół swojego życia emocjonalny mur, ona boi się sprzeciwiać i ryzykować, by siegnąć po coś więcej niż to, co dla niej zaplanowano. I choć oboje dużo mówią, rzadko odważają się na szczerą, rzeczywistą komunikację. I chyba to właśnie jest w tym rom-komie najlepsze: nie gagi czy pretekstowa opowieść o nieoczekiwanie odnalezionej miłości, a te chwile, gdy nasi bohaterowie pozwalają sobie na trochę więcej, gdy są razem. Zmiany są stopniowe i drobne, ale zauważalne - nieco więcej odwagi, nieco więcej otwarcia, nieco więcej rozumienia. W tych kilku chwilach film potrafi nawet nieoczekiwanie wzruszyć.
Film Tylko nie ty obejrzycie tutaj.
Czytaj więcej o filmach i serialach w serwisach streamingowych:
- Netflix obiecał mi kryminał, a dał telenowelę. W telewizji przełączylibyście kanał
- "Przewodnik po zbrodni według grzecznej dziewczynki" to hit. A odpaliłam go tylko dla gwiazdy "Wednesday"
- „Batman: Mroczny mściciel” to „arcydzieło”. Widzowie są zachwyceni nowym serialem
- Netflix: co obejrzeć w weekend. 5 zaskakujących nowości
- Obejrzałam najnowszą komedię romantyczną Netfliksa i już wiem, co stoi za jej sukcesem