REKLAMA

Najlepsza Fantastyczna 4 to ta, której nigdy nie mieliśmy zobaczyć

Na ekrany kin właśnie weszła "Fantastyczna 4: Pierwsze kroki". Została ciepło przyjęta przez krytyków. Czy to najlepsza aktorska adaptacja przygód tytułowych superbohaterów Marvela? Śmiem wątpić. Nic nie przebije filmu z 1994 roku, którego mieliśmy nigdy nie zobaczyć.

fantastyczna 4 1994 co obejrzeć marvel złe filmy
REKLAMA

Jak to "mieliśmy nigdy nie zobaczyć"? Tak to! Pamiętacie "Operację Argo"? Agenci CIA udawali, że robią Hollywoodzki film science fiction na Bliskim Wschodzie, żeby odbić przetrzymywanych tam zakładników. Realizacja filmu staje się przykrywką dla większych celów. Podobnie było z "Fantastyczną czwórką" z 1994 roku. Tylko ona naprawdę powstała, a jej twórcom nie przyświecały tak szczytne intencje. Chodziło tylko o to, aby wytwórnia zachowała prawa do marvelowskich superbohaterów.

W latach 80. i 90. Marvel pragnął na poważnie zaistnieć w świecie filmu i telewizji. Firma nie miała własnego studia, więc traktowała adaptacje jako zewnętrzne źródła dochodu i sprzedawała prawa do swoich postaci każdemu, kto miał trochę gotówki i dobrych chęci. Dzięki temu w 1986 roku niemieckie studio Constantin Film weszło w posiadanie licencji na realizację pełnego metrażu na podstawie "Fantastycznej czwórki". W umowie widniał oczywiście klasyczny zapis: jeśli produkcja nie powstanie w przeciągu paru lat, prawa wracają do wydawnictwa.

REKLAMA

Fantastyczna czwórka - film, którego mieliśmy nie zobaczyć

W 1992 roku wyznaczony w kontrakcie deadline zbliżał się wielkimi krokami, a Constantin Film nie miało ani obsady, ani budżetu, ani scenariusza, ani nawet pomysłu na film o "Fantastycznej czwórce". Studio dogadało się więc z Rogerem Cormanem - królem kina eksploatacji - który zabrał się do roboty w swoim stylu: szybkim i tanim. Pod banerem swojej firmy New Concorde w 28 dni zrealizował produkcję za milion dolarów (mało nawet jak na standardy kina superbohaterskiego lat 90.) z myślą, że na papierze wszystko będzie się zgadzało, więc prawa zostaną w rękach niemieckiego studia.

Obsada i ekipa była pewna, że robi prawdziwy film, mający zapoczątkować franczyzę. Nawet jeśli włożyli w "Fantastyczną czwórkę" całe serce, to przy takim modelu produkcyjnym mógł wyjść jedynie wytwór filmopodobny - z napisanym na kolanie scenariuszem, nieudolną grą aktorską, rekwizytami jak z Temu i efektami specjalnej troski. Słowem: nic się w nim nie zgadza, a to tego wygląda jak wideo z wesela.

Twórcy co prawda trzymają się znanych fanom oryginału motywów. Fabuła opowiada o czwórce astronautów, którzy w wyniku napromieniowania w kosmosie otrzymują supermoce - Reed Richards się rozciąga, Sue Storm może znikać na zawołanie, Johnny Storm płonie, a Ben Grimm zmienił się w kamiennego twardziela. Bohaterowie muszą stanąć w szranki z Doktorem Doomem - dawnym przyjacielem Reeda.

W międzyczasie pojawiają się kolejne wątki. Ben Grimm spotyka niewidomą Alice Masters, do której czuje sympatię również po zmianie w Rzecz. Kobieta zostaje jednak porwana przez Jewelera. Kto to taki? W komiksach go przecież nie było. To oryginalna postać stworzona na potrzeby filmu, gdyż przez ograniczenia licencyjne twórcy nie mieli praw do Człowieka-Kreta. Zamienili go więc na skrzata, mogącego pochwalić się podobnymi cechami: żyje pod ziemią i dowodzi dziwnymi istotami.

Twórcy wrzucają do "Fantastycznej czwórki" tyle różnych postaci, wątków i motywów, że sami zaczynają się gubić w tym, co opowiadają.

Tonacja przeskakuje z poważnej adaptacji, przez familijną przygodę, do pastiszu kina superbohaterskiego. I z powrotem. Aktorzy wypowiadają swe kwestie z teatralnym wręcz patosem, nawet kiedy film atakuje nas kolejnymi absurdami, rozsmakowując się przy tym w żartach rodem z kreskówek. Bo wszystko jest w nim na pełnej - przerysowane do granic i wyłożone dużymi literami.

Podczas seansu nie wiadomo czy śmiać się, czy zakrywać oczy z zażenowania. Próżno w "Fantastycznej czwórce" szukać jakiejkolwiek sensu, logiki czy spójności. Produkcji brakuje konsekwencji, przez co ogląda się ją jak przypadkowy ciąg zdarzeń - tak fabularnych jak i realizacyjnych. Nieraz trzeba mrużyć oczy, bo kamera lubi gubić ostrość, a na widok scenografii podczas finałowej konfrontacji z Doktorem Doomem chce się bić brawo, jak podczas szkolnego przedstawienia.

Już na pierwszy rzut oka film ten wydaje się jedną wielką prowizorką. Przecież nawet The Asylum (ci od "Rekinado") bardziej przykłada się do swoich mockbusterów (a przecież nie przykłada się do nich wcale). Dlatego właśnie "Fantastyczna czwórka" miała nie ujrzeć światła dziennego. Powtórzmy: powstała tylko po to, aby Constantin Film zatrzymało prawa do tytułowych superbohaterów. Pojawiły się co prawda jej trailery, aktorzy brali udział w sesjach zdjęciowych i udzielali wywiadów, ale wytwórnia anulowała premierę. Według legend zablokował ją sam Avi Arad (późniejszy szef Marvel Studios), aby nie zrujnować marki komiksowego wydawnictwa.

Oficjalnie "Fantastyczna czwórka" nigdy nie doczekała się więc dystrybucji. Wypłynęła jednak na pirackich kopiach VHS i DVD (obecnie krąży również po sieci - ripy niskiej jakości można obejrzeć w całości nawet na YouTubie), dzięki czemu doczekała się statusu kultowego. Nic dziwnego. Choć nieudolna, ma w sobie to nieuchwytne coś, co sprawia, że nie da się od niej oderwać wzroku - niczym od wypadku na planie filmowym. Dla miłośników złego kina to czyste złoto. Jeśli zdecydujecie się na jej seans, szykujcie się na porządny łomot. It's clobberin time!

Więcej o adaptacjach komiksów Marvela poczytasz na Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-07-27T11:11:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-27T10:29:14+02:00
Aktualizacja: 2025-07-27T08:01:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-26T11:04:02+02:00
Aktualizacja: 2025-07-26T09:33:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-25T20:23:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-25T13:19:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-25T12:23:14+02:00
Aktualizacja: 2025-07-25T11:24:59+02:00
Aktualizacja: 2025-07-25T09:13:32+02:00
Aktualizacja: 2025-07-24T18:26:45+02:00
Aktualizacja: 2025-07-24T13:48:47+02:00
Aktualizacja: 2025-07-24T09:57:51+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA