REKLAMA

Widziałem "Armię złodziei". Jak tak ma wyglądać uniwersum Zacka Snydera to się wypisuję

"Armia złodziei" to prequel najnowszego filmu Zacka Snydera, który po latach wrócił do tematyki zombie. Kolejny obraz przenoszący nas do nowego filmowego uniwersum sygnalizuje, że nie powinniśmy zbyt wiele oczekiwać od przyszłych odsłon.

armia złodziei film recenzja opinie netflix
REKLAMA

Zanim pochylę się nad "Armią złodziei" muszę wyznać - nie jestem fanem "Armii umarłych" Snydera. Produkcja otwierająca nowe filmowe uniwersum, w którym ludzkość mierzy się z apokalipsą zombie, to imponujący i efekciarski akcyjniak. Niestety, jego twórca - w swoim stylu - ze śmiertelną powagą podchodzi do każdej wymyślonej przez siebie bzdury, nie pozwalając sobie choćby na cień dystansu.

A jednak przyznaję, że mimo rozciągniętego do granic cierpliwości filmu, nie brakuje w nim sekwencji, od których trudno oderwać wzrok. Znajdziemy w nim też kilka ciekawych pomysłów i zalążków naprawdę interesujących opowieści, które jednak ostatecznie pozostają nierozwinięte i porzucone. Nie powiem więc, by pierwszy film oglądało mi się źle - to taki widowiskowy przeciętniak, w którym sprawnie zrealizowane elementy rozwałki mogą zapewnić odrobinę satysfakcjonującej, niezobowiązującej rozrywki, naznaczonej dość charakterystycznym stylem reżysera (bo Snydera można nie lubić, ale pewnego autorskiego zacięcia odmówić mu nie sposób). Ostatecznie "Armia umarłych" jest jakaś. W przeciwieństwie do prequela.

REKLAMA
Armia złodziei: recenzja

Armia złodziei: recenzja filmu Netfliksa

"Armia złodziei" to zrealizowany w Europie prequel, który skupia się na postaci znanego z pierwszego filmu Ludwiga Dietera - specjalisty od sejfów, który wziął udział w wyprawie do Las Vegas. To właśnie wcielający się w Dietera Matthias Schweighöfer wyreżyserował wyprodukowany przez Snyderów i Netfliksa obraz. Nie wiem, czy Dieter cieszył się sympatią widzów - moją, przyznam, skradł. Głównie za sprawą tego, że zdecydowanie wyróżniał się na tle niespecjalnie ciekawych pozostałych członków ekipy, a także tego, że czuję dużą sympatię do Schweighöfera jako aktora. Pomysł przeniesienia akcji do Europy i ukazania przygód Ludwiga, które w "Armii umarłych" zostały zaledwie wspomniane, wydał mi się zatem całkiem zachęcający.

Dieter jest tu niezadowolonym z życia pracownikiem banku w Bawarii, który zostaje zrekrutowany do grupy najbardziej poszukiwanych przez Interpol przestępców - ich celem są trzy legendarne, rzekomo niemożliwe do obrabowania sejfy znajdujące się w kilku europejskich miastach we Francji, Szwajcarii i Czechach. Angaż Ludwiga wynika, rzecz jasna, z jego niezwykłego talentu do otwierania wszelakich zamków - wszystkie sejfy stoją przed nim otworem. Grupa włamywaczy składa się z dowodzącej nią Gwendoline (Nathalie Emmanuel), jej kochanka Brada (Stuart Martin), hakerki Koriny i kierowcy Rolpha. Na zombie nie liczcie - wstęp do apokalipsy stanowi tu jedynie odległe tło.

Niestety, Armii złodziei zabrakło przebojowości Armii umarłych.

I właściwie wszystkich wyżej wspomnianych elementów, które stanowiły o sile pierwszego filmu. Obrazowi Schweighöfera brakuje iskry kreatywności, choć kilku ciekawych pomysłów. Co więcej, wydaje się też, że twórcy filmu - realizując coś z pogranicza heist movie, thrillera i romansu - zamiast czerpać z gatunków garściami, postawili na zachowawczość i powściągliwość, ograniczając się do nieciekawych, nieangażujących fabularnych rozwiązań.

Żywa dynamika pierwszych sekwencji akcji szybko gaśnie. Trzon opowieści, czyli główna oś fabularna, również zawodzi - okazuje się zaskakująco nieciekawa, a reżyser ma ogromny problem z podbiciem napięcia, niezbędnego przecież w filmie skupionym na napadach. Rozczarowują również bohaterowie nakreśleni jeszcze bardziej leniwie niż ekipa z filmu z Davem Bautistą - nudni i jednowymiarowi są szybko spychani na dalszy plan (jak Rolph czy Korina). Nie uświadczymy choć szczątkowej chemii między nimi.

Armia umarłych

Schweighöfer wykazuje skrupulatną dbałość o szczegóły, co przejawia się w dopracowanych ujęciach czy wnikliwości dotyczącej choćby mechanizmów sejfów o wysokim poziomie bezpieczeństwa. W obrazie nie brakuje też pięknych kadrów skupionych na cudach europejskiej architektury, przyjemnego humoru i świetnych soundtrackowych decyzji (wraz z obowiązkowym wykorzystaniem różnych części opery Wagnera). Pod względem technicznym jest to naprawdę przyzwoity, wręcz elegancki film - zabrakło w nim jednak Snyderowej przebojowości i widowiskowości scen strzelanin i pościgów, które tym razem wypadają przeciętnie na tle większości filmów akcji.

"Armia złodziei" to kilka ogranych gatunkowych tropów rozwijanych z frustrującą powściągliwością. I choć nie nazwałbym seansu nudnym, to jego bezbarwność i ewidentny brak bardziej spójnej wizji nie tylko na tę historię, ale i budowę nowego filmowego uniwersum, pozostawiły niesmak. Przed nami kontynuacja "Armii umarłych" ("Planet of the Dead"), serial animowany i kolejne produkcje - po tym, co otrzymaliśmy dotychczas, raczej nie będę wyczekiwał ich z entuzjazmem.

Armię złodziei obejrzycie na Netfliksie.

REKLAMA

Co obejrzeć w tym tygodniu?

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA