REKLAMA

Cudowny Piotr Adamczyk. Każda wzmianka o nim w "Hawkeye'u" robi mi dzień

Ostatnio nic nie wywołuje u mnie takiego banana na twarzy jak Piotr Adamczyk i jego postać dresiarza w "Hawkeye'u". Wręcz dziecięca ekscytacja 49-letniego aktora, który został papieżem, to jedna z najbardziej pozytywnych rzeczy w 2021 roku. I widzę, że internauci też mają zaciesz.

piotr adamczyk hawkeye marvel opinia memy
REKLAMA

Każdy news o Piotrze Adamczyku, zdjęcie i przecieki z "Hawkeye'a" chłonę jak gąbka. Algorytmy Facebooka podsuwają mi je na każdym kroku, ale zupełnie nie narzekam. Polak w MCU – to brzmi dumnie, a okazało się jeszcze, że aktor wcale nie ma jakiejś tam nic nie znaczącej rólki do zagrania. Dobra, nie jest nawet postać drugoplanową, ale widzowie pierwszych odcinków "Hawkeye" na pewno na długo go zapamiętają!

REKLAMA

"Hawkeye" to najnowszy serial platformy Disney+. Tytułowy superbohater to Clint Barton (Jeremy Renner), którego znamy z kilku filmów Marvela jako Hawkeye'a, jednego z Avengersów. Jestem przekonany, że produkcja przeszłaby bez większego echa w Polsce – serwis wciąż nie jest u nas legalnie dostępny - bo sam Hawkeye nie cieszy się aż taką popularność jak Iron Man czy Kapitan Ameryka, ale nagle wszedł Piotr Adamczyk. Cały na czerwono.

Od teorii o Polaku w Marvelu, przez wywiad w "Variety", po porwanie w "Hawkeye'u".

Wszystko zaczęło się w lutym od intrygującego śledztwa blogera z fanpage'a "Łysy z Marvela", którego autor połączył kilka faktów i wyszło mu, że Adamczyka prawdopodobnie zobaczymy w nowym serialu Marvela. Tym razem jednak marzenia i nadzieje fanów się spełniły – polski aktor naprawdę wylądował w MCU. Piotr Adamczyk nie był pierwszy, bo Jerzy Skolimowski przesłuchiwał wcześniej Scarlett Johnsson w "Avengers", ale to był papież dosłownie rozpalił internet do koloru swojego gustownego dresiku.

Już sama teoria spiskowa o Adamczyku w Marvelu była ciekawa jako mem, a fandom żył nią bardzo długo. Prawdziwy wybuch nastąpił dopiero po publikacji pierwszego zwiastuna, w którym faktycznie pojawił się nasz człowiek rzucającym koktajlem Mołotowa w Hawkeye'a. Coś niemożliwego, stało się możliwe – i przecież nie chodzi o to, że Polacy nigdy nie grali w Hollywood, bo grali nieraz, ale chodzi samo zestawienie trzech rzeczy: szalona spekula + Adamczyk + Marvel.

Najfajniejsze jednak jest wszystko to, co dzieje się wokół produkcji. Adamczyk zrobił wokół siebie taki buzz jakby miał być kolejnym Avengersem. I widać, że się tym jara jakby znów opuszczał mury szkoły filmowej i od razu złapał Pana Thora za nogi. A robi to nie przekraczając granicy krindżu, tak z dystansikiem, ale i dumą. Powinniśmy się uczyć od niego takiego podejścia do życia i czerpania z niego satysfakcji.

Na przykład ten post na Instagramie. Wspomnianą scenę, w której nieźle rozrabia, pokazano w słynnym amerykańskim talk show. "Można powiedzieć, że w pewnym sensie byłem w programie u Jimmiego Fallona" – skomentował. No jak go tu nie lubić?

Do sieci trafiły wcześniej zdjęcia ze światowej premiery, na której pozował z główną obsadą, w tym prawdziwym łysym z Marvela, tj. Kevinem Feigem, prezesem Marvel Studios. Na poniższy zdjęciu, pomimo tego, że jest gdzieś z tyłu, to jego radocha na twarzy jest największa. Nawet w reklamach past do zębów nikt się tak nie cieszy.

Viralem był też jego krótki wywiad dla "Variety". I nie dlatego, że się skompromitował znajomością języka, bo bardzo dobrze posługuje się angielskim, co zresztą mogliśmy już usłyszeć w "Dywizjonie 303". Sypnął też żarcikiem, gdy dziennikarka zapytała go, którego superbohatera chciałby spotkać, a on wypalił, że w sumie już poznał Ant-Mana, bo go dubbinguje. Nawet memy z nim są wholesome.

 class="wp-image-1842010"
Fot. Kwejk

Najlepsze w tym wszystkim są wyniki wyświetleń na twitterowym profilu prestiżowego magazynu. W chwili pisania tego peanu filmik z nim ma 260 tys. wyświetleń, a z głównym aktorem, Jeremym Rennerem czyli, marne 33 tysięcy. Polska górą! Jakby wam było mało wywiadów z Adamczykiem na czerwonym dywanie – to proszę, macie jeszcze jeden.

Ostatnio wiele razy przejechaliśmy się na Polakach w Hollywoodzie. Adamczykowi w końcu się udało.

Piotr Adamczyk apelował niedawno w "Dzień Dobry TVN", by trochę zluzować z hypem. "Bardzo prosiłbym widzów, wiedząc, jaką euforię wywołał mój skromny udział w trailerze, żeby nie zrobili tego błędu, jaki ja zrobiłem, czyli nie mieli zbyt dużych oczekiwań co do mojej postaci" – mówił aktor.

W ostatnim czasie kilka razy rozczarowaliśmy się po szumnych zapowiedziach polskich aktorów w geekowskich superprodukcjach. Pamiętacie Pawła Sakowskiego w "Grze o tron"? Pewnie nie i nic dziwnego, bo aktor miał pecha i zagrał lorda Hornwooda, w tym odcinku, w którym nic nie było widać (jego niestety też nie), czyli bitwie o Winterfell.

Maciej Musiał też się dostał do "Wiedźmina" Netfliksa. Pojawiły się memy, że zagra "zwłoki na płocie", ale potem znalazł się w trailerze, fotosach z planu, a media pisały, że nawet randkuje z Freyą Allan (Ciri). Jego postać sir Lazlo może i ma znaczenie dla fabuły, bo pomaga wspomnianej Ciri i jest dłużej niż trzy sekundy na ekranie, ale ginie w pierwszym odcinku. Potem jeszcze wraca na chwilę w retrospekcji. Fajnie, ale to wciąż jednak nie było to, czego oczekiwali fani.

No i mamy jeszcze Rafała Zawieruchę. Polaka nie w Marvelu, ale u Tarantino. W jego wypadku to jednak słynny reżyser nas oszukał. "Pewnego razu... w Hollywood" miało być o brutalnym morderstwie Sharon Tate, aktorki i żony Romana Polańskiego (w tej roli właśnie Zawierucha), a dostaliśmy historię o jakimś kaskaderze i niespełnionym aktorze.

Zgrywam się. Tarantino miał po prostu swoją wizję opowiedzenia o samej tragedii i złotej erze Hollywood. Nigdy nie mówił, że to będzie film o Polańskim. Twórca "Dziecka Rosemary" był jakby za szybą wystawową - wszyscy o nim mówili i każdy chciał go poznać, ale był zupełnie nieosiągalny dla zwykłego śmiertelnika czy nawet aktorów. Dlatego gdzieś tam przemykał na ekranie w oddali, niemal niemy.

Wszyscy niesłusznie się śmiali z niego, że jedyną jego kwestią było powiedzenie do psa "spierd*laj". To akurat prawda, ale po prostu taki był zamysł Tarantino. Polski aktor wykorzystał swoje 5 minut na maksa, ale nie zrobił zawieruchy na świecie. Ilu jednak z was ma fotkę z Bradem Pittem cwaniaki? Poza tym pewnie będzie pierwszym i ostatnim Polakiem u Tarantino, bo ten planuje jeszcze tylko jeden film.

Z Piotrem Adaczykiem jest trochę inaczej - praktycznie uniknął hejtu. Wcześniej wymieniani aktorzy, to dopiero świeżaki w świeci filmu, a takich najłatwiej gnoić. Adamczyk od dawna stara się zerwać z głowy papieską piuskę, ale jakby na złość dostaje za karę komedie romantyczne. Dobry chłop się po prostu marnuje.

I widać, że ma talent, choć rzadko daje mu się rozwinąć skrzydła. Tymczasem potrafi zagrać przekonująco i Jana Pawła II (podobno ludzie proszą go o błogosławienie dzieci), i Obersturmbannführera Larsa Rainera w "Czasie honoru". Zobaczcie też jego przejmujący występ w filmie o męskiej depresji od Reżysera Życia (tak, wiem o inbie z Gargamelem, ale dla Adamczyka warto).

Człowiek, który został dresiarzem w serialu Marvela. Rola Adamczyka w Hawkeye jest ciekawa i memiczna.

Pierwszy raz widzę, by była taka zgodność w fandomie – nie widziałem do tej pory jakiegoś większego szydzenia z Adamczyka i tego, jak podchodzi do swojej przygody w Hollywood. Wręcz przeciwnie. W dniu premiery pierwszych dwóch odcinków "Hawkeye" social media zalały screeny, w których nasz człowiek jest wymieniony z imienia i nazwiska w napisach początkowych. Można już było otwierać szampana.

W samym serialu ma serio większą rolę – gra nadal postać poboczną, ale wyróżnia się na tle innych. Jest jednym z dresiarzy (w oryginale Tracksuit mafia) o imieniu Tomas i możliwe, że go będziemy oglądać przez cały sezon. Więcej możecie o nim przeczytać w recenzji "Hawkeye" Piotrka Grabca.

O Piotrze Adamczyku było głośno przed premierą, ale i po niej – w pozytywnym kontekście. Nikt się nie zawiódł, a wręcz przeciwnie. Jego postać jest może i stereotypowa, ale i bardzo memiczna. Głównie dlatego, że miesza język polski z angielskim jak w tym słynnym filmiku o Polaku w UK. To jeden z niewielu momentów popkultury, kiedy Polak nie gra Rosjanina.

Do słownika fanów już weszło jego pierwsze przekleństwo w MCU, czyli "Kazi, spierd*lamy!" (pisałem, że to trochę jak z Zawieruchą?), ale i tekst ze sceny przesłuchania przypominając filmy Patryka Vegi. "WE KIDNAPPED YOU, ROZUMIESZ? YOU ARE OUR HOSTAGE, ROZUMIESZ TO?" - krzyczy Tomas do związanego Hawkeye'a. No jest to wspaniałe i cieszę się, że żyjemy w tym samym uniwersum co Piotr Adamczyk. Nawet nie trzeba tego zbytnio przerabiać - oglądajcie, póki Disney nie skasuje.

REKLAMA

Niby to niewiele znacząca pierdoła, ale daje ogromną radochę. Chwilo trwaj, rozumiesz!? Ten cały szał może wynikać z tych naszych zachodnich kompleksów, a może już powoli włącza nam się tryb bożonarodzeniowy i zaczynamy się cieszyć nawet z sukcesu somsiada. Nie wiem, nie będę się spierał i psuł klimatu. Faktem jest to, że to mały krok dla Piotra Adamczyka, ale wielki dla polskiej popkultury. I dlatego też tak wiele osób mu kibicuje i życzy rozkwitu kariery. Przecież życie podobno zaczyna się po pięćdziesiątce.

No, to teraz jeszcze tylko Tobey Maguire i Andrew Garfield w nowym "Spider-Manie" i Święty Mikołaj może sobie robić, bo najlepsze prezenty rozdane.

*zdjęcie główne: screen z oio / YouTube

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA