REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. VOD
  3. Netflix

Serial Guya Ritchiego podobałby mi się bardziej, gdybym nie wiedział, że stworzył go Guy Ritchie

Film „Dżentelmeni” Guya Ritchiego, który trafił na ekrany kin w 2019 r., okazał się udanym powrotem reżysera do korzeni - twórca zafundował wygłodniałym fanom rozrywkową, pełną uroku, dynamiczną gangsterską przepychankę. Z jednej strony oldschoolową, z drugiej: nieco dojrzalszą, bardziej aktualną, chętniej drwiącą z maczyzmu. Czy stworzony przez Brytyjczyka serialowy spin-off okazał się równie satysfakcjonujący? 

05.03.2024
18:32
dżentelmeni serial netflix recenzja opinie guy ritchie the gentlemen
REKLAMA

Pamiętacie Mickeya Pearsona, głównego bohatera wspomnianego filmu? Choć w serialowych „Dżentelmenach” brawurowy Matthew McConaughey nie uprzyjemni wam seansu kolejnych epizodów, duch jego barwnej postaci unosi się nad nową opowieścią - część wielkiego imperium marihuany okazuje się bowiem jednym z kluczowych elementów fabuły. Oto Eddie Halstead (Theo James), wojskowy, wraca do rodzinnej posiadłości, by pożegnać umierającego ojca. Po śmierci patriarchy okazuje się, że niemal cały dobytek - w tym olbrzymi, kilkusetletni rodzinny dom wraz z okolicznymi terenami - został przepisany właśnie Eddiemu. Zapis w testamencie dziwi niemal każdego, zakładano bowiem, że majątek przypadnie starszemu bratu bohatera - Freddy’emu. Ten zostaje jednak z pustymi rękoma, co jest o tyle niefortunne, że wcześniej zadłużył się na 8 mln funtów u kokainowego kartelu z Liverpoolu.

Eddie postanawia jednak pomóc starszemu bratu. Gdy odkrywa, że rodzinna posiadłość jest przy okazji miejscem hodowli marihuany, jedną z części wspomnianego imperium, dogaduje się z przedstawicielami tego biznesu. Ci oferują mu pomoc w ocaleniu Freddy’ego, oczekując rzecz jasna podtrzymania umowy, którą niegdyś zawarli z nestorem. 

REKLAMA

Dżentelmeni: recenzja serialu Netfliksa

Kolejne odcinki „Dżentelmenów” bazują na próbie rozwiązania nowej przeszkody - a to Freddy robi coś głupiego i utrudnia zawarcie pokoju z kartelem, a to ktoś gwizdnie dostawę, przez co trzeba udobruchać klienta i pomóc mu zdobyć drogie auto. Eddie niby chce usunąć hodowlę ze swojej ziemi, ale sam coraz głębiej zanurza się w biznesie. Tymczasem coraz to groźniejsi wodzowie przestępczych ugrupowań chcą wywalczyć swoje udziały w tym intratnym interesie. W skrócie: fabuła większości odcinków przedstawia Susie (zostawiająca Jamesa daleko w tyle świetna Kaya Scodelario) i Eddiego przemykających z jednego spotkania na drugie i próbujących rozwiązać problemy w łańcuchu dystrybucji lub uspokoić wściekłych konsumentów.

Jak to u Ritchiego - niefortunne zbiegi okoliczności, nieporozumienia oraz cwaniactwo i egoizm części postaci prowadzą do coraz to bardziej problematycznych zawirowań. To rozrywkowa opowieść o przepychankach w klimacie Ritchiego, trzeba jednak przyznać, że o ile rytm reżysera doskonale działa w filmach pełnometrażowych, o tyle znacznie trudniej utrzymać go w serialu. Odcinkowy format nie jest w stanie zachować charakterystycznego tempa - reżyserzy i scenarzyści serialu proponują czasem typowe dla Brytyjczyka żwawe sekwencje, są one jednak rozdzielane niespecjalnie porywającymi przestojami. Zwłaszcza pierwsze epizody mogą rozczarować fanów stylu Ritchiego, choć muszę podkreślić, że z czasem całość rozkręca się i w tempie, i w sferze fabularnej. Nowa forma nie działa jednak w ten sposób, co pełnometrażowe produkcje pokroju „Przekrętu”, „Porachunków” czy choćby właśnie filmowych „Dżentelmenów”.

Dżentelmeni

Wszystko wydaje się tu zresztą nieco niedopieszczone, jak gdyby w istocie ktoś starał się zbliżyć tę produkcję do gangsterskich obrazów twórcy „Revolvera”, ale w ostatniej chwili hamował, zamiast docisnąć pedał gazu. Przemocy nie brakuje, nie jest ona jednak tak barwna i ironiczna. Dialogi, zazwyczaj błyskotliwe w swej prostocie, są zgrabne, ale pozbawione tak ciętych ripost, dowcipu i niepodrabialnego charakteru, do jakich przyzwyczaił nas Ritchie. Fabuła potrafi zaciekawić, ale nie utrzymuje zainteresowania odbiorcy przez cały czas. Niby wszystko działa, ale nie przywodzi na myśl przerysowanej opowieści snutej w londyńskim barze przez zaprawionego w porachunkach gościa z błyskiem w oku i szelmowskim uśmiechem.

Abstrahując jednak od nadmiaru niewartkich scen - zbyt stonowanych i przedłużonych, by utrzymać vibe Ritchiego - całość to sprytnie napisana gangsterska opowieść pełna zabawnych wolt, charakterystycznych postaci i świetnych kreacji drugoplanowych. Reżyserzy bawią się montażem, wyborem obiektywów i kompozycjami panoramicznymi, dzięki czemu całość prezentuje się naprawdę atrakcyjnie. Epizodyczna narracja bywa problemem, bo potrafi sprawić, że przestaje nam zależeć, z drugiej strony pozwala na więcej kreatywnych zabaw opowieścią w ramach mniejszego wątku (krótszej historii, która wspiera nadrzędną narrację), co znowu zbliża nas do uwielbianego filmowca. Serial dotyka też polityki i stara się dotrzeć do nieco głębszych tematów, przeważnie jednak po prostu naświetla je w satyryczny, czarnokomediowy sposób, na przykład ironicznie przypominając, że baronowie i kryminaliści to często dwie strony tego samego medalu. I dobrze - w ten sposób pozostaje sobie wierny. 

Nie nastawiajcie się też na festiwal cameo - to spin-off o tym samym tonie i tematyce, co oryginał (pełen przepychu świat narkotykowych imperiów, bogatych przestępców i arystokratów Wielkiej Brytanii), który porzuca ideę follow upów i innych odniesień do źródła. Biorąc pod uwagę zmęczenie produkcjami, które zasypują nas takimi „smaczkami”, a same nie potrafią ustać na własnych nogach, oceniam tę twórczą decyzję pozytywnie - ba, można chyba nawet powiedzieć, że jest dość odważna.

REKLAMA

„Dżentelmeni” to naprawdę niezły serial - odebrałbym go zapewne znacznie lepiej, gdyby nie pewne związane z nazwiskiem twórcy zawyżone oczekiwania.

To kawał dobrze zrealizowanej, sprawnie napisanej rozrywki, nieco nieoszlifowanej na poziomie narracyjnym (niektóre wątki aż proszą się o rozwinięcie, inne urywają się i znikają w niewyjaśnionych okolicznościach, podobnie zresztą jak część postaci) i nieco zbyt nieśpiesznej jak na standardy Guya Ritchiego. Mam wrażenie, że ten spin-off sprawdziłby się lepiej jako kolejny dwugodzinny film, co nie zmienia faktu, że spędziłem z nim naprawdę przyjemne osiem godzin. Fajnie było.

Dżentelmeni: od 7 marca serial będzie dostępny w ofercie Netfliksa.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA