Johnny Depp nie chciał grać w "Piratach z Karaibów 6" nawet za 300 mln. Disney mógł go bez żalu wyrzucić
Johnny Depp od wtorku zeznaje w procesie o zniesławienie, który wytoczył byłej żonie Amber Heard. W trakcie kolejnych rozpraw sądowych poznajemy coraz więcej szczegółów z życia aktora i jego kariery. Obrońca Heard podjął m.in. temat filmu "Piraci z Karaibów 6", z którego Disney bez żalu wyrzucił gwiazdora. Wychodzi jednak na to, że Johnny Depp tak czy inaczej nie chciał dłużej wcielać się w Jacka Sparrowa, a to spory cios w jego fanów.
Proces "Johnny Depp kontra Amber Heard" ruszył z kopyta 11 kwietnia i przynajmniej na razie pędzi niczym na złamanie karku. W ciągu zaledwie kilku dni usłyszeliśmy nowe oskarżenie o gwałt zadany butelką, traumatyczne historie z młodości aktora i zeznanie świadka twierdzącego, że Heard kłamała w sprawie pobicia. Do sieci wyciekły też zdjęcia Deppa, na których widać ślady zadrapań i podbite oko. Według jego ochroniarza to efekt ciosów zadanych przez byłą żonę.
Od wtorku trwają zeznania samego Johnny'ego Deppa. Jego adwokatka godzinami przepytywała go na temat sprzeczek toczonych z Heard i przykładów jej agresywnego zachowania. Aktor zaprzecza jakoby kiedykolwiek użył przemocy wobec Amber Heard, podobno starał się raczej uciekać od ciągłych kłótni do łazienki lub sypialni, gdzie zamykał się od środka. Warto natomiast pamiętać, że koniec końców nie mamy do czynienia z procesem o napaść czy pobicie. Sąd próbuje ustalić, czy doszło do zniesławienia, które poskutkowało końcem kariery Deppa.
Johnny Depp twierdzi, że Amber Heard kosztowała go karierę. Ale w filmie "Piraci z Karaibów 6" i tak nie chciał zagrać.
Jak podaje portal Variety, temat współpracy gwiazdora z Disneyem podjął Ben Rottenborn, prawnik Amber Heard. Szczegółowo wypytał on Deppa o doniesienia, że Disney chciał zerwać z nim kontakty na długo przed słynnym felietonem Heard dla "Washington Post" (bo już w 2018 roku). Johnny Depp przyznał, że nic mu o tym nie wiadomo, ale nie zdziwiłoby go, gdyby wytwórnia faktycznie miała takie plany:
Fani "Piratów z Karaibów" do dzisiaj uważali, że właśnie ta prędkość w zasądzaniu wyroków pozbawiła ich 6. części z kapitanem Jackiem Sparrowem. To samo sugerował zresztą Johnny Depp, gdy pojawił się jako dowódca Czarnej Perły na czyjeś imprezie urodzinowej. Najwyraźniej było w tym więcej PR-owej zagrywki niż prawdy. Disney faktycznie pozbył się Deppa niczym dziurawej skarpetki, ale miał do tego zdecydowanie ułatwioną drogę. Dlaczego? Bo Amerykanin wcale nie chciał grać w następnym filmie.
Johnny Depp nie zagrałby u Disneya nawet "za 300 mln dolarów i milion alpak".
Prawnik Heard w trakcie całego przesłuchania Deppa próbował podważyć, że na koniec jego kariery miał wpływ właśnie artykuł Heard w "Washington Post". Dlatego wypytywał aktora, czy nie doszło do tego już wcześniej. Johnny Depp podkreślił, że nawet bez wspomnienia jego nazwiska wspomniany tekst prasowy miał duży wpływ. Na swoje nieszczęście w innym momencie przyznał natomiast, iż jego kariera była "skończona (...) gdy tylko pojawiły się przeciwko mnie oskarżenia".
Co oczywiście nie przeszkodziło w żaden sposób Disneyowi korzystać z jego wizerunku w swoich parkach rozrywki, gdzie Jack Sparrow długo był jedną z najważniejszych postaci. Problem w tym, że Johnny Depp nie tylko nie ma zamiaru teraz wracać do roli, ale podobno nie chciał tego robić, zanim doszło do publicznego skandalu z jego byłą żoną. I potwierdził to w rozmowie z jej prawnikiem:
- Nie wycofali mojej postaci ze swoich atrakcji. Nie przestali sprzedawać lalek Jacka Sparrowa. Nie przestali sprzedawać niczego. Natomiast nie chcieli, żeby coś się za mną ciągnęło, co nagle odkryją. (...)
- potwierdził Johnny Depp.
- W swoim zeznaniu zasugerował pan, że nie chciałby pracować nad filmem "Piraci z Karaibów 6", nawet gdyby to panu zaoferowano. Fakt jest taki, pani Depp, że gdyby Disney przyszedł do pana z 300 mln dolarów i milionem alpak, nic na tej ziemi nie skłoniłoby pana, żeby wrócić i pracować z Disneyem nad filmem z serii "Piraci z Karaibów"? Mam słuszność?
- To prawda, panie Rottenborn
Disney wykorzystał okazję, ale Johnny Depp był (i wciąż jest) wyraźnie skonfliktowany w temacie "Piratów z Karaibów".
Wytwórnia Myszki Miki od zawsze czuwa nad tym, co budzi w danym momencie emocje i może ich kosztować część przychodów z box office'u. Dlatego Disney długo blokował wątki LGBT+ w filmach Pixara i wciąż bardzo często cenzuruje własne produkcje w krajach autorytarnych. Johnny Depp był właśnie taką zmienną, przez którą firma mogłaby stracić pieniądze. Tymczasem pozbycie się aktora z obsady jakichkolwiek kolejnych części "Piratów z Karaibów" nic nie kosztowało. Tym bardziej, jeśli wcale się nie palił do powrotu.
Trzeba natomiast mieć na uwadze, że Depp mówi to wszystko w obecnej sytuacji i wyraźnie nie darzy miłością włodarzy wytwórni. Gdyby w rzeczywistości zaoferowano mu olbrzymią kwotę pieniędzy, przedstawiono świetny scenariusz, a on sam nie byłby niemile widzianą osobą w Hollywood, to czy faktycznie udzieliłby takiej samej odpowiedzi? Mam co do tego pewne wątpliwości, ale przecież nigdy nie poznamy odpowiedzi na to pytanie. Pozostają nam tylko spekulacje.