Prezes z lasu? Jak żyję, nie widziałem żałośniejszego błagania o uwagę
Kontrowersyjny tiktoker próbował podbić serwis X. Nie został tam jednak zbyt dobrze przyjęty, mówiąc delikatnie.
Prezes z lasu to internetowa persona stworzona przez Tomasza Peiserta. Peisert już od ponad trzech lat działa w mediach społeczenościowych i jeśli weźmiemy pod uwagę same liczby, to radzi sobie tam świetnie. Jego filmy na TikToku wykręcają wyświetlenia liczone w milionach, profile obserwuje łącznie kilkaset tysięcy ludzi, a emocje, które wzbudza rozgrzewają komentarze. I to rozgrzewają do czerwoności. Zaledwie wczoraj Prezes z lasu zawędrował na portal X i w zaledwie w kilka godzin zdobył niemałe zasięgi i liczbę obserwujących oscylującą w pobliżu 30 tys.
Czytelnik, który miał szczęście nie wiedzieć, kim jest ów Prezes, pewnie zastanawia się, jak wygląda przepis na tak szybki i brawurowy sukces. To bardzo proste.
Najpierw trzeba wybrać słabszego od siebie, najlepiej, żeby była to grupa ludzi (łatwiej uniknąć konsekwencji prawnych). Następnie należy sprawdzić, czy istnieją stereotypy na temat tych ludzi, które powielane są przez niezbyt rozgarniętych internautów.
Kolejny krok jest kluczowy. Brzmi on: trzeba tę wybraną grupę obrażać. Musisz robić to wulgarnie, najlepiej językiem, który wskazuje na braki w ogładzie, ubogie słownictwo i oldschoolowe chamstwo. Uwaga, to ostatnie musi być prawdziwe i pochodzące ze splotu doświadczeń życiowych i braku wrażliwości. Tak skonstruowany przekaz należy jeszcze podkręcić fikcyjnym dobrobytem mówiącego i gotowe! Masz już swój przepis na sukces.
Prezes z lasu na X
Prezes z lasu po prostu obraża ludzi. Uznał bowiem, że jeśli odpowiednio mocno przekształci wizerunek krwiożerczego kapitalisty, bezwzględnego przedsiębiorcy z memów i popchnie go jeszcze dalej w kierunku dehumanizowania pracowników, to zbije na tym socialowy kapitał. I to rzeczywiście się udało. W jego filmach możemy znaleźć takie perełki jak na przykład „(…) jaki dzień w tygodniu jest najlepszy na poniżanie robola lub człowieka. Każdy”. Albo opowiada, że zawalił mu się dach w fabryce i dzwoni do rodzin „roboli”, żeby przelali mu pieniądze za odkopywanie ich, „bo ja nie będę z własnej kieszeni płacił ratownikom, aby ich szukali pod śniegiem”.
To oczywiście żarty, bo, wiecie, każdą bzdurę można potem wyjaśnić, że to ironia lub sarkazm, a każdy, kto się oburzył, ten głupek. Sarkazm jest bowiem niesłusznie uważany za domenę ludzi inteligentnych. Może i kiedyś tak było, gdy sarkazm jeszcze nie okazał się najłatwiejszą do przybrania tchórzliwą maską, za którą można schować to, że poza czystą złośliwością nie ma się do przekazania żadnej wartości.
Kiedy Prezes z lasu pojawił się na platformie X, to obok typowego oburzenia, na którym żeruje, spotkał się z prawdziwą i niewulgarną niechęcią. Znaczna cześć użytkowników zobaczyła w nim bowiem to, co skrywane jest za maską bogactwa i sarkazmu, czyli człowieka dramatycznie pragnącego uwagi i pieniędzy, tak jak jego poprzednicy, z Lordem Kruszwilem na czele.
Pojawiły się też „nitki” ze małymi śledztwami, które wskazywały nie tylko na dość nieudane próby biznesowe Prezesa, ale przede wszystkim na to, że jego wizerunek nie do końca odpowiada rzeczywistości. Jeśli to prawda, to pan Prezes najwyraźniej zbyt mocno wizualizuje własny sukces.
Oczywiście ten sukces ma kilka przyczyn, jedną z nich jest robienie zasięgu na prawdziwym oburzeniu ludzi dotkniętych dowcipasami Prezesa. Reszta to ci, którzy rechoczą razem z nim, niby wiedząc, że to żarty, że to łapanie na wędkę tych oburzanych. Ale mam takie podejrzenie, że gdzieś w głębi serduszka czują, że oni też czasem tak sobie myślą, jak nikt nie patrzy. Że może nie ujęliby tego tak ostro, ale ta pogarda do drugiego, często słabszego człowieka nie jest im obca. Takimi właśnie emocjami szafuje ten patoinfluencer i – jak jego koledzy po fachu – robi to dla pieniędzy. Choć on powie wam, że to dla żartu.