REKLAMA

"Wesele" - recenzja filmu Wojtka Smarzowskiego. Co poszło nie tak?

Wojtek Smarzowski po raz 2. w swojej karierze zaprasza nas na "Wesele". Bezpardonowo punktuje nasze narodowe przywary, skupiając się na polskiej niechęci do innego. Nie wyszło jednak najlepiej. A co poszło nie tak, dowiecie się z naszej recenzji.

wesele premiera recenzja opinie
REKLAMA

"Wesele" ważnym filmem jest! Z tym że całą jego powagę i dydaktyzm Wojtek Smarzowski podsuwa nam pod nos niczym nauczyciel uczniowi zdjęcia swojej żony i dziecka w "Ferdydurke", abyśmy mu uwierzyli, że to film ważny. Z tego względu ogląda się go z taką samą pasją, co czyta podręczniki szkolne.

REKLAMA

"Wesele" od dziś w kinach. W jednym z wywiadów, jeszcze przed premierą, Wojtek Smarzowski stwierdził, że jego najnowszy film może zostać w Polsce zakazany. Nieraz prowokował do szerokich dyskusji tak społecznych jak i politycznych. Można więc było mieć nadzieję, że faktycznie będziemy mieli do czynienia z dziełem obrazoburczym, które da nam do myślenia. Okazało się to jednak pustym zabiegiem marketingowym w stylu Patryka Vegi. Reżyser nie ma nam bowiem nic ciekawego do powiedzenia, co udowadnia w sposób głośny i agresywny.

Wesele - recenzja

"Wesele" jest filmem tyleż ważnym i potrzebnym, co nadętym i nieudanym. Jakby Smarzowski postanowił wsadzić kij w mrowisko, dla samej awantury wokół filmu. Mnoży wątki, podejmując kolejne ważkie kwestie, ale nie potrafi stworzyć z nich spójnej całości. Zjadliwa satyra na naszą rzeczywistość, szybko przemienia się w przepełnioną patosem pogadankę o narodowej tożsamości, w którą przed laty wrosła niechęć do obcych. Krytyka polskiej mentalności okazuje się przez to pusta, pozbawiona innych argumentów niż "antysemityzm, ksenofobia i homofobia są złe".

"Wesele" to taka szkolna pogadanka o naszej przeszłości i teraźniejszości, mająca być przestrogą przed przyszłością.

Smarzowski miesza ze sobą dwie linie czasowe. Tak jak znalezienie ludzkich szczątków w "Demonie", przyznanie nestorowi rodu Wilków tytułu Sprawiedliwego wśród narodów świata, staje się przyczynkiem do podróży w głąb sumienia całego narodu. Antoni wraca myślami do czasów II wojny światowej, kiedy to zakochał się w pewnej Żydówce, a potem ratował ją przed pogromem. Wtedy ksiądz z ambony przemawiał antysemickimi hasłami wyjętymi z ust Jacka Międlara, a dzisiaj inny duchowny podczas ślubu Kasi niczym arcybiskup Jędraszewski mówi o tęczowej zarazie.

Wesele - opinie

Wydarzenia w trakcie wesela wnuczki stają się katalizatorem wspomnień Antoniego. W kolegach pana młodego widzi mężczyzn w nazistowskich mundurach, a wypowiedzi kolejnych gości utrzymane są w hitlerowskiej retoryce. Spalenie domu z Ukraińskimi robotnikami zostaje natomiast zestawione z pogromem Żydów w Polsce. Przeszłość splata się z teraźniejszością w nieustannym tańcu nienawiści i przemocy, a Smarzowski chętnie posiłkuje się kolejnymi paralelami. Jego styl jest jednak toporny i nie do zniesienia.

Co chwilę ktoś rzuca słowem "Żyd" utrzymanym w obraźliwym tonie.

"Żyd", "Żyd", "Żydostwo" jako obelga pada średnio trzy razy na każdą scenę, tracąc swoją początkową moc. Bohaterowie nie rozmawiają tu jak normalni ludzie. Dialogi ustawione są pod tezę, dlatego nie zdziwcie się, kiedy w pewnym momencie na ekranie pojawi się Józef Piłsudski, aby przywołać jedną ze swoich słynnych wypowiedzi. Smarzowski nie uznaje półśrodków i to, co ma nam do powiedzenia wypowiada z subtelnością czołgu, jednocześnie nas przytłaczając.

Reżyser próbuje czarować pozą. On wie jakie dyskursy towarzyszą jego kolejnym filmom, dlatego jak tylko może stara się podkręcić kontrowersyjność "Wesela". "Prawda w oczy kole" - zdaje się co chwilę powtarzać, popadając w samouwielbienie. Niczym w narcystycznych uniesieniach odnosi się do samego siebie, bo natkniemy się tu na hasła, które padły już w jego poprzednich filmach, a nawet natrafimy na reminiscencje pełnometrażowego debiutu. Nie dajcie się jednak zwieść, te produkcje nie mają ze sobą nic wspólnego.

Zaśmiejemy się, kiedy Rysiek wzorem Witolda szukającego pieniędzy w skrytce, z chytrą iskrą w oku zagląda do sejfu.

Ba, zobaczymy tu nawet te same przaśne zabawy weselne, a z głośników dobiegnie nas melodia Białego misia. "Wesele" z 2004 roku miało jednak swój urok i było pewnym novum w polskiej kinematografi. Nowy film jest już powtarzalny. To przetwarzanie znanych nam motywów i zajeżdżanie na śmierć ogranych szlagierów kina Smarzowskiego. Jest wódka, jest siekiera, jest polskie krętactwo - nie ma świeżości, oryginalności, ani pomysłu jak to zgrabnie połączyć w jedną opowieść.

REKLAMA

Smarzowski tak usilnie stara się wywołać w nas kaca, że odbija mu się to czkawką. Rozlicza się z naszą historią, ale nie ma do dodania nic, co by już nie zostało powiedziane, chociażby w "Pokłosiu". "Wesele" okazuje się więc filmem niespełnionych ambicji, które utykają w sferze pustych pretensji. Tyle tu głębi, co w nowych lekturach szkolnych. Miała być bomba, a wyszedł niewypał, przez co kino opuszcza się tyleż skonfundowanym, co zmęczonym.

"Wesele" w kinach od 8 października 2021 roku.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA