"Demon" jest żywym dowodem na to, że z polskim kinem jest naprawdę dobrze - recenzja sPlay
"Demon", ostatni film nieodżałowanego Marcina Wrony, nie jest może widowiskiem wybitnym, ani nawet najlepszym rodzimym obrazem ostatnich lat, jednak mimo to dobitnie unaocznia, jak przepięknie zmieniła się polska kinematografia na przestrzeni minionej dekady.
To jeszcze nie jest pierwszy udany, czysto gatunkowy, polski horror. Marcin Wrona zabawił się w "Demonie" z konwencją, znane z kina grozy motywy żeniąc z autorskimi wątkami filmów Wojciecha Smarzowskiego i Władysława Pasikowskiego. Nie mamy tu zatem do czynienia z rozrywkową produkcją sensu stricte, a z ubranym w takie szaty dramatem, stanowiącym kolejną próbę rozliczenia się z demonami przeszłości. Czy raczej, w tym wypadku, z jednym konkretnym demonem.
Piotr (Itay Tiran), inżynier z Anglii, przyjeżdża do Polski by wziąć ślub ze swoją narzeczoną, Żanetą (Agnieszka Żulewska) i uwić rodzinne gniazdko w starym domu po dziadkach jego ukochanej. Tuż przed weselem, w trakcie prac remontowych, odkrywa ludzkie szczątki, pochowane w przydomowym ogrodzie. Postanawia zaczekać z wyjaśnieniem tego incydentu do zakończenia uroczystości. Nie wie, że przypadkiem zbudził dybuka, ducha pięknej Żydówki, który nie może zaznać spokoju. Gdy rozbrzmią kościelne dzwony, zimna wódka wypełni kieliszki, a z ust weselników zaczną się sączyć słowa pełne obłudy i fałszu, Piotr i Żaneta będą musieli zmierzyć się z historią, która ich nie dotyczy.
Wśród gości weselnych znajdziemy całą plejadę ciekawych, efektownie skonstruowanych i świetnie zagranych postaci. Póki zabawa trwa w najlepsze, a godzina jest jeszcze młoda, wszyscy są radośni, wyszczerzeni w uśmiechach, uprzejmi i życzliwi. Gdy jednak sprawy zaczynają przybierać niecodzienny, dziwny obrót, a alkohol uderza do głów, do głosu dochodzą ich wewnętrzne demony. Ojciec panny młodej (Andrzej Grabowski) robi wszystko, żeby tylko potem "ludzie nie gadali". Jej brat gotów wyrzec się przyjaźni z Piotrem, byleby przypodobać się ojcu. Ksiądz (Cezary Kosiński) za wszelką cenę usiłuje wyrwać się z imprezy, uciec od zbiorowego szaleństwa i duchów przeszłości. Racjonalny i inteligentny lekarz (Adam Woronowicz) zwraca się ku mistycyzmowi i popada w amok. A wśród nich wszystkich krąży dybuk pięknej Hany, pochowanej w zbyt płytkim grobie.
"Demon" to historia ambitna, nieoczywista, a przy tym piekielnie fascynująca. Chwilami straszna, momentami zabawna, innym znów razem groteskowa. Z jednej strony efektowna, z drugiej - unurzana w polskim bagienku, zupełnie jak typowe wesele.
Nie każdemu taki misz-masz przypadnie do gustu, prawdą jest bowiem, że "Demon" jest przez to mocno rozpięty pomiędzy rozmaitymi gatunkami i konwencjami, niejako wymykając się przez to jednoznacznym kategoryzacjom. Jeszcze mieści się w granicach normy, nie popadając w kicz czy kamp, ale wyraźnie na te granice napina. Ci, którzy chcieliby po prostu zobaczyć spektakularny horror, mogą wyjść z kina zawiedzeni.
Co nie zmienia faktu, że warto ten film obejrzeć, bo choć niełatwy, ogląda się go bardzo dobrze, a seans zostaje w głowie. "Demon" to kolejny produkt polskiej kinematografii, który udowadnia, że rodzime filmy już dawno przestały być synonimem banału, tandety, szmiry i chłamu.