REKLAMA

Współtwórca „Trolla” przedstawia nowy horror o mitycznej bestii. Sprawdziłem, czy warto dać mu szansę

„Wilka wikingów” w reżyserii Stiga Svendsena to kolejny norweski film grozy skupiający się na legendarnej bestii. Scenariusz, który współtworzył Espen Aukan (jeden z autorów przyzwoitego „Trolla”), początkowo budził nadzieje na niezobowiązujące, ale solidne kino grozy. Niestety: obraz Svensona nie broni się właściwie na żadnym polu.

wilk wikingów film 2022 netflix recenzja opinie
REKLAMA

Mogłoby się wydawać, że motyw wilkołactwa w kinie nie został jeszcze wyeksploatowany - perełki, które co jakiś czas trafiają na ekrany mniejszych kin, są dowodem na jego potencjał. Problem polega na tym, że filmowcy znacznie częściej proponują nam budowane w ten sam sposób opowieści i metafory; likantropia to jeden z tych fascynujących elementów legend, które kino i telewizja uparcie marnotrawią.

Nie inaczej jest w przypadku „Wilka wikingów”, którego twórcy nie podjęli choć jednej, nieśmiałej próby pokazania i powiedzenia w temacie czegoś nowego. Obraz Svendsena jest do cna wyprany z kreatywności, a co gorsza - cały czas traktuje się śmiertelnie poważnie. A to uniemożliwia odnalezienie w nim szczątkowych walorów rozrywkowych, biorąc pod uwagę fakt, że Norweg najzwyczajniej w świecie nie potrafi budować napięcia i niepokojącej atmosfery.

REKLAMA

Wilk wikingów: recenzja filmu

REKLAMA
Wilk wikingów

Policjantka Liv Berg przeprowadza się wraz z partnerem i dwiema córkami do prowincjonalnego Nybo. Jedna z dziewcząt, Thale, na skutek niefortunnego zbiegu okoliczności zostaje świadkiem brutalnego morderstwa, przy okazji również odnosząc obrażenia podczas ataku. Kto był jego sprawcą? Policja szybko stwierdza, że miasto terroryzuje wilk; Liv prowadzi śledztwo, a pomaga jej profesor - specjalista od wilków. Bohaterowie wkrótce dojdą do wniosku, że nie mają do czynienia ze zwykłym zwierzęciem.

Naprawdę nie jestem pewny, czy dałoby się nakręcić horror o wilkołaku oparty o równie nieoryginalny scenariusz. Niemal każdy z wątków i tropów - włącznie z obyczajowym backgroundem - wręcz irytuje scenopisarskim lenistwem. Mamy tu lekko szurniętego, jednorękiego łowcę, grupę zdeterminowanych lokalsów, którzy podejmują własne polowanie, nawiązania do „Szczęk”, gładziutkie przełykanie prawdy, w którą uwierzyć powinno być znacznie trudniej, no i - jakżeby inaczej - „zainfekowaną” nastolatkę, tak jakby wtórne do bólu łączenie dojrzewania z wilkołactwem nie otrzymało dotychczas wystarczająco dużo przestrzeni.

Co ciekawe, jak na tak klasyczny w strukturze i wykorzystywanych tropach film, „Wilk wikingów” pozostawia wiele niedopowiedzeń. Nie z tych intrygujących, a niezrozumiałych - nie wiadomo na przykład, po co pewien zaskakujący wątek z przeszłości Thale w ogóle zostaje poruszony, skoro zupełnie nic z niego później nie wynika.

Jeśli szukacie nieco ciekawszych prób opowiedzenia o wilkołactwie w nowszych produkcjach, warto zainteresować się m.in. obrazem „Teddy” (Ludovic Boukherma, Zoran Boukherma, 2020) lub serialem „Wolf Like Me” (2022), który obejrzycie na Primo Video. Na tego wilka raczej szkoda waszego czasu.

Jeśli jednak chcecie spróbować: „Wilka wikingów” obejrzycie na Netflixie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA