Cavill jako Wiedźmin, Zawierucha u Tarantino i sukcesy Zimnej wojny – 2018 to przełomowy rok dla polskiej popkultury
Wprawdzie do końca 2018 roku zostało nam jeszcze trochę czasu, ale można spokojnie stwierdzić, że tak dobrej passy polska (pop)kultura nie miała od co najmniej 50 lat.
Na naszych oczach dzieje się to, w co nawet najwięksi optymiści już dawno przestali wierzyć. O polskich tworach popkultury robi się w końcu głośno na świecie. I wcale nie w negatywnym świetle. W cień idą tematy polityczne, robiące nam czarny PR ruchy prawicowe czy fatalna forma rodzimych piłkarzy na mistrzostwach świata w piłce nożnej.
Bez cienia przesady można powiedzieć, że w 2018 roku dołączyliśmy (w końcu) do globalnej popkulturowej rodziny.
Oczywiście nasz kraj zawsze brał, mniejszy bądź większy, czynny bądź trochę bierny udział w tworzeniu światowej popkultury. Począwszy od pochodzących z Mazowsza braci Wonsal, znanych później jako Warner, którzy stworzyli jedną z największych wytwórni filmowych na świecie, przez Polę Negri, po Andrzeja Wajdę, Krzysztofa Kieślowskiego i Romana Polańskiego. Mimo wszystko było to trochę "rozwodnione". Bracia Warner zbudowali swoją potęgę już na emigracji w Ameryce. Podobnie jak i Roman Polański. Do tego były to pojedyncze "strzały", oddzielone od siebie wieloma latami.
Jednak dopiero teraz, w drugiej dekadzie XXI wieku coś drgnęło i rodzima popkultura jest w stanie zacząć rozwijać skrzydła. Zaczęło się w 2015 roku od oszałamiającego, globalnego sukcesu gry "Wiedźmin 3: Dziki Gon". Produkcja oparta na prozie Andrzeja Sapkowskiego stworzona przez studio CD Projekt Red zachwyciła cały świat.
Geralt, Yennefer i Ciri stali się popularnymi postaciami kultury masowej i bodaj najlepszym polskim towarem eksportowym od czasu Lecha Wałęsy i Jana Pawła II.
Sam pamiętam, jak podczas podróży po świecie, gdy mówiłem, że jestem z Polski, to ludzie przeważnie kojarzyli mnie z Wałęsą (i ewentualnie z wódką). Od ostatnich trzech lat z ust osób mniej więcej w moim wieku pada: „Witcher”! I tak, wszyscy dobrze wiedzą, że to polski produkt.
O skali sukcesu najbardziej poświadczył dla mnie fakt pojawienia się bannerów promujących "Wiedźmina 3" na Times Square w Nowym Jorku. Jest to reklamowe centrum świata i najbardziej pożądane miejsce na jakąkolwiek promocję na kuli ziemskiej. Bycie na Times Square to wyraz najwyższego prestiżu i pozycji w branży rozrywkowej (oraz oczywiście odpowiedniego budżetu reklamowego).
W "Wiedźmina" grał cały świat. Od Ameryki po Singapur. Conan O’Brien w swoim segmencie "Clueless Gamer" zachwycał się scenami erotycznymi z Geraltem i Yennefer, a cała masa dziennikarzy i rzesze fanów umieściły produkcje CD Projekt Red w gronie najlepszych gier wszech czasów.
Ma to też o wiele bardziej wymierne skutki. Firma wyceniana jest obecnie na astronomiczne 18 mld zł, więcej niż m.in. KGHM, jedna z największych spółek Skarbu Państwa!
Sukces Wiedźmina 3 niejako przetarł szlaki, także od strony psychologicznej, dla całej reszty polskiej popkultury. W końcu bez wstydu i cienia zażenowania możemy się czymś chwalić na świecie, bo skala sukcesu gry CDP, komercyjna i artystyczna, jest dotąd niespotykana.
Prawdziwa erupcja licznych polskich sukcesów rozpoczęła się jednak na dobre w 2018 roku.
Z początku zachwycałem się fenomenalnym filmem "Atak paniki", który stanowił zastrzyk potężnej adrenaliny do krwiobiegu polskiej kinematografii. Zacząłem trzymać kciuki za to, by został naszym kandydatem do Oscara, bo wtedy miałby on spore szanse na wypromowanie rodzimego kina na świecie.
Ale wtedy pojawiła się "Zimna wojna" Pawła Pawlikowskiego. Najpierw zdobyła Cannes, tamtejszą publiczność oraz Jury (w tym m.in. uznanie Cate Blanchett) i dziennikarzy światowych mediów. Niedługo później stała się komercyjnym przebojem polskich kin. Co więcej, już teraz zaczyna pojawiać w gronie filmów mających realne szanse na nominację do Oscara. Gal Gadot czynnie zachwala dzieło Pawlikowskiego i namawia na swoim Instagramie do tego, by jej fani poszli obejrzeć ten film, gdy tylko pojawi się w kinach.
Co ważne, nie tylko film zachwycił świat. Dziennikarze i krytycy zaczęli rozpływać się w zachwytach nad Joanną Kulig. Piękna i charyzmatyczna aktorka uwiodła swoim słowiańskim wdziękiem i słodką zadziornością ludzi pod każdą szerokością geograficzną. Jej wykonanie utworu Dwa serduszka to jeden z najbardziej charakterystycznych momentów w światowym kinie w 2018 roku.
I nie trzeba było długo czekać na to, aż świat zacznie się do niej zwracać z propozycjami współpracy. Kulig razem z francuską influencerką Jeanne Damas stała się twarzą najnowszej jesienno-zimowej kampanii Reserved, w którym obie panie wykonują cover utworu Yes Sir, I Can Boogie.
Całkiem niedawno świat obiegła wieść, że jej ekranowy partner z "Zimnej wojny", Tomasz Kot brał udział w przesłuchaniach do roli czarnego charakteru w nadchodzącym filmie o przygodach Jamesa Bonda.
Z kolei inny polski aktor, względnie nieznany dotąd nawet pośród rodzimej publiczności, Rafał Zawierucha właśnie "wygrał życie". Spełnił mu się bowiem polsko-amerykański sen chyba każdego aktora – otrzymał angaż w filmie Quentina Tarantino!
Zawierucha wcieli się w filmie "Once Upon a Time in Hollywood" w Romana Polańskiego. Obraz ma opowiadać o potwornych okolicznościach mordu żony Polańskiego, Sharon Tate, dokonanego przez bandę Charlesa Mansona. Zawierucha wystąpi więc u boku Margot Robbie, Leonardo DiCaprio i Brada Pitta (!!). I nawet jeśli polski aktor nie powtórzy ścieżki Christopha Waltza czy Diane Kruger, którzy również zyskali sławę po wystąpieniu u Tarantino, to nie da się zaprzeczyć, że jest to jedna z najbardziej oczekiwanych hollywoodzkich premier 2019 roku, o której już teraz pisze się na całym świecie.
Najświeższy z polskich sukcesów to nowy serial, będący adaptacją "Wiedźmina", który powstaje właśnie dla Netfliksa. Nie jest to może bezpośredni polski sukces, bo produkcja ta jest międzynarodowym przedsięwzięciem, ale paradoksalnie właśnie to, że jest to produkcja na światowym poziomie (a nie polski serial robiony na zlecenie Netfliksa) pokazuje jak silną marką w popkulturze jest Wiedźmin.
Dopiero co dowiedzieliśmy się, że w rolę Geralta wcieli się nie byle kto, tylko sam Henry Cavill.
Świeżo po występach jako Superman w "Lidze sprawiedliwości" oraz u boku Toma Cruise’a w "Mission: Impossible – Fallout".
Oby to był dopiero początek polskiej ekspansji na świecie. Przed nami bowiem całkiem interesująca jesień polskich seriali. Pomińmy milczeniem jak zawsze nudną, smutną i pstrokatą ramówkę linearnej telewizji. Już teraz znakomite recenzje zbiera "Rojst" od Showmaksa, a lada moment pojawią się "Nielegalni" od CANAL+, który zapowiada się na produkcję z niespotykanym dotąd rozmachem w polskiej telewizji i potencjałem na międzynarodową dystrybucję.
Jak pokazują powyższe przykłady, mamy niemało do zaoferowania globalnej publiczności. Jesteśmy w stanie zachwycać, fascynować baśniowymi światami opartymi na słowiańskiej mitologii, angażować emocjonalnie historiami miłosnymi z czasów żelaznej kurtyny oraz rozkochiwać w sobie publiczność pełnymi charyzmy, świeżości i piękna aktorami.