Zimna wojna JEST, do cholery, jednym z największych sukcesów polskiego kina ostatnich dekad
Smutną specyfiką życia w polskim społeczeństwie jest to, że trzeba mierzyć się z ciągłym narzekaniem, jak to jest źle i marnie. Dotyczy to rodzimej sztuki, o polityce i gospodarce nawet nie wspominając. A jak już choć raz od święta okazuje się, że jest dobrze, to i tak szukamy dziury w całym i na siłę próbujemy się przekonywać, że jest źle.
Idealnym na to przykładem jest sukces filmu Pawła Pawlikowskiego "Zimna wojna". Sukces bezapelacyjny, oczywisty i imponujący, choć to dopiero początek jego kinowej drogi. Sukces, który co niektórzy, w tym i niestety moi redakcyjni koledzy, starają się, nie wiem czemu, umniejszyć i ostudzić zapał publiki.
Zaczęło się od tekstu w WP.pl, stawiającego tezę - chyba z kosmosu wyjętą - jakoby to "Zimna wojna" była już w tej chwili finansową klapą. Nawet nie chce mi się go dokładnie cytować ani do niego linkować. Szkoda mi na to sił i nie zamierzam w jakikolwiek sposób promować autorów, którzy nie do końca wiedzą, o czym piszą.
Niestety pod ten ton podłączył się też mój redakcyjny kolega Jędrzej, który wprawdzie starał się wyważyć dyskusję, posługując się trochę bardziej miękkimi i bezpiecznymi argumentami, ale jednak także i on pisał, że "mogło być lepiej".
No przepraszam. W chwili obecnej "Zimna wojna", po niecałym miesiącu obecności w polskich kinach, ma ponad 513 tys. widzów.
Pół miliona! Na wysmakowanym wizualnie, artystycznym czarno-białym dramacie. Podkreślam raz jeszcze – pół miliona widzów. Na CZARNO-BIAŁYM filmie. W 2018 roku. W Polsce. I ma też wcale niemałe szanse na przekroczenie bariery 600 tys. widzów. Z której strony to niby jest klapa?
Kiedy ostatnio jakikolwiek niszowy i artystyczny dramat w Polsce był w stanie zarobić więcej niż 200-300 tys. widzów? Od kiedy to oczekuje się, by takie filmy miały milionową widownię porównywalną z tabloidowymi wybrykami Patryka Vegi, żerującymi na najniższych instynktach widowni karmionej nagłówkami z ASZ Dziennika i Faktu? Od kiedy to oczekuje się komercyjnego potencjału (który tak na marginesie "Zimna wojna" spełniła) od filmu, który nie jest komercyjny?
Co więcej, widownia na "Zimnej wojnie" jest wyższa od większości komercyjnych produkcji hollywoodzkich tylko z tego półrocza (m.in. "Ocean’s 8", "Player One" (ponad 250 tys. widzów), Tomb Raider (ok. 200 tys. widzów). Spokojnie też prześcignie "Hana Solo" (trochę ponad 560 tys. widzów) czy "Czarną Panterę" (ok. 550 tys. widzów). Obecnie królujący w kinach "Jurassic World: Upadłe królestwo" ma na chwilę obecną niecałe 630 tys. widzów.
I jasne, te filmy mają globalną dystrybucję, a polski rynek jest niewiele znaczący dla ich całościowych zarobków. Ale pokazuje to skalę zainteresowania w rodzimych kinach "Zimną wojną" na tle o wiele większych "przebojów".
Kolejnym ważnym aspektem sukcesu filmu Pawła Pawlikowskiego jest fakt, że czeka go dystrybucja na skalę globalną.
Prawa do "Zimnej wojny" zostały sprzedane właściwie na każdy duży rynek w Europie, do Ameryki Północnej i Kanady, Australii oraz Azji, a w tym Chin, Korei i Japonii.
W samej Ameryce za dystrybucję odpowiadać będzie Amazon Studios. Studio to już od kilku lat jest znaczącym graczem w kontekście promocji oscarowej (mają za sobą skuteczne kampanie do takich filmów jak "Manchester by the Sea", "Służąca", "Paterson" czy "Klient").
Tu też przechodzimy więc do tekstu mojego drugiego kolegi redakcyjnego, tym razem Tomka. Tomek uznał, że umieszczenie "Zimnej wojny" i Joanny Kulig na liście stworzonej przez dziennikarza portalu The Playlist typującej oscarowe nominacje, to niepotrzebny hurraoptymizm, bo szanse na Oscary są "iluzoryczne".
I dobrze, może i szansę na nominację do Oscara dla najlepszej aktorki dla Joanny Kulig są iluzoryczne. Zestawienia The Playlist to oczywiście wróżenie z fusów, bo do samego ogłoszenia nominacji mamy jeszcze pół roku. Przez ten czas wiele się może wydarzyć.
Ale Tomek niestety nie bierze pod uwagę najważniejszego aspektu tej sytuacji. Już samo to, że "Zimna wojna" (i Joanna Kulig) pojawia się choćby tylko w dywagacjach, w zestawieniach zagranicznych dziennikarzy pokazuje, że o filmie Pawlikowskiego mówi się w branży, zapadł on w pamięć i zajmuje wysoką pozycję w percepcji nie tylko prasy, ale i kiniarzy oraz innych artystów.
Kiedy ostatnio mówiło się o polskim filmie tak szeroko w takim kontekście? Kiedy ostatnio ktoś zwrócił uwagę na polską aktorkę, stawiając ją u boku największych gwiazd kina?
"Zimna wojna" na dobrą sprawę nawet nie potrzebuje już Oscara. Film wychwalają największe tytuły światowej branży filmowej, m.in. Hollywood Reporter, Variety, The Economist. Jego światowa dystrybucja, nawet jeśli będzie ona w ograniczonej liczbie kin, sprawi, że film Pawlikowskiego spokojnie dołączy do "Twojego Vincenta" i stanie się jednym z najbardziej kasowych filmów w historii polskiego kina.
Nie twierdzę wcale, że z tego powodu trzeba wariować ze szczęścia, świętować Oscary, stwierdzać, że polskie kino zaczęło się liczyć na świecie. Ale podważanie i lekceważenie, już na tym etapie, licznych sukcesów "Zimnej wojny" wydaje mi się nacechowane złą wolą. Nie wiem tylko czy podyktowaną chęcią zwrócenia na siebie uwagi, zaprezentowania oryginalnej opinii idącej pod prąd (w tym wypadku faktom) czy zgarnięciu paru kliknięć więcej (w końcu w sieci trzeba się jakoś przebić przez cyfrowe gąszcze innych autorów).
Wspomniany przeze mnie wcześniej redakcyjny kolega Tomek nawet w sukcesie "Zimnej wojny" w Cannes widział problem. Pisze on:
Przyznaję, jest to dość intrygujący punkt widzenia. Ciekawe w takim razie, co "Zimna wojna" robiła w line-upie dopiero co zakończonego festiwalu w Karlowych Warach?
Ciekawe też, czemu jeszcze do niedawna niestrudzona Grażyna Torbicka sprowadzała do Kazimierza nad Wisłą na festiwal "Dwa Brzegi" najbardziej wychwalane i nagradzane filmy m.in. z Cannes dwa miesiące po zakończeniu francuskiego festiwalu?
No i jaki to ma wpływ na oscarowe szanse "Zimnej wojny"? Tak jak Asghar Farhadi otrzymał Oscara za najlepszy nieanglojęzyczny film dwa razy w odstępie kilku lat (za "Rozstanie" oraz "Klienta"), tak i Paweł Pawlikowski ma na to szansę. I jest to szansa realna, nie iluzoryczna.
Ciekawi mnie kiedy będziemy w tym kraju z czegoś w pełni zadowoleni? "Zimna wojna", nawet jeśli nie jest arcydziełem, to jest znakomitym i pięknym filmem. Niewiele takich powstaje w Polsce. Do tego została zauważona na całym świecie, jeszcze na długo przed swoją premierą poza granicami naszego kraju. Jakim więc cudem i po co ktoś szuka tu dziury w całym i zaprzecza oczywistościom?