„To niewątpliwie fantastyczny moment dla polskiego kina” – rozmawiamy z Kasią Smutniak, gwiazdą filmu „(Nie)znajomi”
O pracy na planie filmu „(Nie)znajomi”, działalności charytatywnej w Nepalu oraz walce o respektowanie praw kobiet – rozmawiamy z Kasią Smutniak.
Kasia Smutniak od lat mieszka we Włoszech i gra w tamtejszych filmach. Do polskiego kina wróciła w tym roku rolą w filmie „Słodki koniec dnia” w reżyserii Jacka Borcucha. Potem przyszedł czas na „(Nie)znajomych” – rodzimą wersję włoskiego „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie”. Jak z jej perspektywy wypada obraz współczesnego polskiego kina?
Kasia Smutniak - wywiad dla Rozrywka.Blog
Anna Nicz: Jak z twojej perspektywy przebiegała praca na planie filmu „(Nie”)znajomi”?
Kasia Smutniak: Bardzo dobrze nam się pracowało. To są fantastyczni ludzie, naprawdę zżyliśmy się ze sobą. Zdarzają się takie plany, że na koniec spływa łezka, a czasami takie, że nie możesz doczekać się końca. My jednak bardzo się zżyliśmy.
Często masz takie sytuacje? Plany filmowe, na których tak dobrze zgrywasz się z ekipą?
Nie, właśnie nie. To bardzo rzadkie – trafić na grupę aktorów, w której wszyscy są odpowiednio dobrani do ról i jednocześnie są fantastycznymi osobami.
Film chwalony jest m.in. za naturalną grę aktorską.
W tym filmie to bardzo ważne, wszystko opiera się na tekście, na dobrym scenariuszu, którym aktor musi się bawić. Jednocześnie grając wiesz, że nie jesteś najważniejszym elementem. W „(Nie)znajomych” nie ma głównej roli, to dialogowy ping-pong, mój tekst jest bezpośrednio powiązany z tekstem drugiego aktora.
Było w tym wszystkim dużo miejsca na improwizację?
Tak, dobry tekst pozwala na improwizację. Podczas nagrywania każdy dołożył coś od siebie. Tadeusz Śliwa jest reżyserem, który lubi pracować z aktorami i pozostawia im przestrzeń. Pierwsze próby miały trwać 3 dni - trwały tylko 1,5 dnia. Spotkaliśmy się, przeczytaliśmy scenariusz i wszyscy już wiedzieli co będą grać.
Główny temat filmu odnosi się do ery social mediów. Ty odnajdujesz się w tej dziedzinie bardzo dobrze.
To jest coś, co zostało dołożone do włoskiego pierwowzoru filmu, który powstał około 5 lat temu. Wtedy Instagram nie był jeszcze tak popularny. Teraz jest narzędziem m.in. do sprawdzania ludzi. Niestety jest to najbardziej płytki pryzmat, przez jaki możemy patrzeć na innego człowieka.
Wykorzystujesz swój profil na Instagramie, by mówić o szkole w Nepalu, którą zbudowałaś razem ze swoją fundacją. Jak promocja waszej działalności wyglądała bez Instagrama?
Pomysł na mój Instagram pojawił się właśnie w kontekście działań w fundacji. Nie podeszłam do tematu w sposób naiwny, nie ruszyłam z dnia na dzień, nie mając świadomości tego, co robię.
Dziś mamy możliwość pokazania wszystkiego, co tylko chcemy. Pytanie tylko, dlaczego z tego wachlarza możliwości wybieramy akurat takie tematy. Ja nie opowiadam na Instagramie swojego życia. Ale ktoś inny może oczywiście zdecydować, że mu to pasuje. Zobaczymy, gdzie to nas doprowadzi. Ja nadal się tego boję i nie chcę tego robić. Ale jeśli chodzi o pracę i inne aktywności - to świetnie, że można pokazać to w sposób wolny. Oczywiście mamy też ograniczenia - nie ma tam miejsca na większe formy, poświęca się temu zbyt mało czasu, by pogłębić temat, język social mediów zmienia język komunikacji.
Co jest jeszcze do zrobienia w regionie Mustang, czyli tam, gdzie wybudowaliście szkołę?
Wybudowałam szkołę podstawową, w której dzieci także nocują, przybywają z wielu wiosek. To pierwsza w tym regionie szkoła, w której uczy się języka regionalnego czyli tybetańskiego. Nauczycielami są uchodźcy tybetańscy oraz Nepalczycy. Dzieci uczą się tybetańskiego, nepalskiego, angielskiego. To mały projekt, ale od czegoś trzeba zacząć. Po 4 latach widzę, jak wiele coś małego potrafi zmienić. Jako matka rozumiem, jak wiele może zmienić fakt, że dziecko ma jakąkolwiek szansę na lepszą przyszłość. Ta zmiana to plama, która rozlewa się na rodzinę, na całą wioskę. To coś niesamowicie pozytywnego. Oczywiście ciągle mi mało. Trudno jest wybrać - chciałabym przyjąć więcej dzieci, rozbudować szkołę, wybudować inne, w głowie mam pełno planów, ale nauczyłam się już lata temu, że jeśli starasz się robić wszystko - coś zrobisz źle. Trzeba nauczyć się być szczęśliwym z tym, co się ma. Wystarczy pomyśleć, że skoro masz szansę na polepszenie w jakimkolwiek stopniu życia jednego dziecka - to już jest sukces.
Sukcesem jest już sam początek inicjatywy. Podejrzewam, że te początki były trudne.
To od początku nie jest łatwy projekt, powstał na drugim końcu kuli ziemskiej, ja mam dzieci tutaj, dużo czasu przebywam w Nepalu. Problemy geograficzne to jedno, ale były też problemy techniczne. Budowaliśmy szkołę przez 3 lata, mogliśmy transportować materiały przez 3 miesiące w roku, przez 6 kolejnych budować. Było to niesamowicie trudne przedsięwzięcie w miejscu, gdzie nie było dróg, nie było elektryczności, nie było zasięgu telefonicznego.
Dzięki social mediom masz szansę w prosty sposób dotrzeć do ludzi na całym świecie.
Tak, wcześniej nie miałam tej możliwości. Kiedyś rozmawiałam bezpośrednio z ludźmi albo przez media, ale to z kolei nie jest mój pryzmat, mój punkt widzenia. Media społecznościowe naprawdę wiele zmieniły, chciałabym ich użyć w sposób najlepszy, ale nadal się tego uczę, wszyscy się uczymy.
Przez kilkanaście lat nie grałaś w polskich filmach. Jak z twojej perspektywy ma się teraz rodzima branża filmowa? Także w porównaniu z włoską.
To niewątpliwie fantastyczny moment dla polskiego kina, czasem wystarczy jeden projekt, który trafi do kin na całym świecie z wielkim hukiem i to on ciągnie inne projekty. Myślę o Pawle Pawlikowskim czy Agnieszce Holland. Obserwuję większe zainteresowanie kinem polskim, to świadczy o wysokim poziomie. To naprawdę dobry moment, powstają projekty niesamowicie odważne. Tego brakuje w kinie włoskim. Tu więcej się ryzykuje. Pewnie ktoś by się ze mną nie zgodził.
Dużo zmienia era seriali. Dzięki działanim platform takich jak Netflix, Amazon, HBO wszystkie wcześniejsze reguły przestały obowiązywać. Nie ma konieczności angażowania gwiazdy, można użyć dowolnej formy opowiadania – dokument, film, serial, animacja, a to wszystko może być w dowolnym języku.
Kilka lat temu trudno było sprzedać za granicą projekt w języku oryginalnym. A teraz na tym wychowuje się publika - jak moja córka, która ma 15 lat, ogląda seriale namiętnie, od koreańskich po jakiekolwiek inne na świecie.
Jestem romantyczką i lubię chodzić do kina, przykro mi, że małe kina studyjne mają się coraz gorzej. Mam nadzieję, że to okres przejściowy. W kinie podoba mi się to, że można dzielić się przeżyciami z innymi. Film może się nie podobać, ale czuć, co przeżywa osoba obok. To jest wartość dodana. Nie mamy takiej relacji, gdy oglądamy seriale w domu. Może znajdziemy jakąś formę na połączenie tego.
Niektórzy są też zmęczeni nadprodukcją seriali, mają wszystkie odcinki na raz, brakuje im elementu oczekiwania, ekscytacji.
Dla mnie jest to bardzo wygodne. Moje życie jest nieregularne, nie wiem, gdzie będę w następny poniedziałek wieczorem, więc daje mi to elastyczność, wybór, możliwość obejrzenia produkcji kiedy się chce i może.
Razem z członkiniami inicjatywy Dissenso Commune stworzyłyście projekt zmiany włoskiego prawa dotyczącego czasu na zgłoszenie molestowania. Na jakim etapie jest ten wniosek?
Rząd zmienił się w sierpniu. Ale mamy na koncie małe sukcesy, np. powstał dekalog zachowań w miejscu pracy. Chciałyśmy wprowadzić do codziennego życia zasadę, że pewnych rzeczy się nie robi. Nie ma czegoś takiego jak kolacja z reżyserem, tzn. młode aktorki i aktorzy nie mogą się czuć przymuszeni do tego. Młode pokolenie myśli, że muszą się pokazać na imprezach w towarzystwie, że od tego może zależeć ich kariera, to jest absolutnie niepotrzebne, nikt nie może nikogo przez ten pryzmat oceniać. W kinie włoskim 90 proc. aktorów to mężczyźni. 60 proc. osób kończących szkoły aktorskie to kobiety. Potem w zawodzie pracuje tylko 10 proc. Co dzieje się z resztą?
Trzeba wyrzucić te cyfry na stół i mieć świadomość, że można po prostu odmówić, kariera nie będzie od tego zależeć. A jeśli taki jest warunek - projekt nie jest nic wart. Jeśli reżyser, producent, ktokolwiek używa swojego stanowiska w nieodpowiedni sposób - to nie jest zachowanie normalne. To się wydaje takie proste, a proste wcale nie było. Dlatego zaczęliśmy od firm castingowych, produkcyjnych, by w biurze była osoba, do której kobieta może się zwrócić, jeśli jest molestowana.
Dekalog już obowiązuje?
Podpisały go firmy produkcyjne, castingowe, agenci. Na ten temat nie rozmawiało się wcześniej. A teraz nie tylko się o tym rozmawia, ale też zwraca uwagę na problemy. I nawet nie chodzi o to, że kiedyś przymykano na to oczy - wiele osób nie zdawało sobie sprawy. Przynajmniej w realiach środowiska włoskiego, w którym pracuję. Ja wychowałam się w takim świecie, więc wiem, że muszę o swoje walczyć, nie mogę nosić spódnicy, bo czuję się niepewnie. Ale to nie jest normalne. Wiesz dlaczego czuję się niepewnie? Nie dlatego, że mam brzydkie nogi, tylko dlatego, że czuję, że ktoś będzie mnie osądzał. To nie jedno pokolenie - to cały proces do przepracowania. W ten dialog muszą być włączeni mężczyźni, mam nadzieje, że oni też przejdą burzliwy proces. Bo do dzisiaj te rewolucję przechodziły tylko kobiety.