Scarlett Johansson kocha i nienawidzi Marvela. Ich związek nigdy nie był łatwy, a teraz wchodzi w nową fazę
Scarlett Johansson kilka tygodni temu pogodziła się z wytwórnią Disney i jeszcze raz będzie współpracować z Marvel Studios. Relacja między słynną aktorką i szefostwem Disneya od lat zaliczała różne wzloty i upadki. Co przez te wszystkie lata poszło nie tak oraz co stanie się teraz?
Wraz z początkiem jesieni 2021 roku Marvel poszedł na wojnę z artystami. Najpierw rozpoczął prawniczą batalię ze Scarlett Johansson, dodatkowo wzmocnioną ohydną kampanią czarnego PR-u. Niedługo potem wszedł zaś w konflikt z twórcami ich najpopularniejszych bohaterów, takich jak Iron Man, Doktor Strange czy Czarna Wdowa. Do tej pory tylko pierwszą z tych spraw udało się zakończyć i to polubownie. Duża w tym zasługa szefa Marvel Studios, który od zawsze wysoko cenił sobie Scarlett Johansson i był przeciwny publicznej walce z gwiazdą.
Gdyby nie Kevin Feige, zapewne aż do dzisiaj nie doszłoby do finansowego porozumienia aktorki z Disneyem. Kto myśli natomiast, że spory między Scarlett Johansson i Disneyem/Marvelem zaczęły się dopiero w tym roku, ten jest w dużym błędzie. Amerykańskiej gwieździe od początku bardzo zależało na roli Nataszy Romanoff, ale początkowo traktowano ją okropnie po macoszemu. Później było już nieco lepiej, lecz zakończenie przyniosło kolejny rozłam. Jak dokładnie przebiegła kariera Johansson w produkcjach Marvela?
Scarlett Johansson w Marvel Cinematic Universe - burzliwa historia o miłości i nienawiści:
Urodzona w Nowym Jorku aktorka dołączyła do MCU w 2010 roku, gdy zadebiutował film "Iron Man 2". Johansson sama zgłosiła się do Marvel Studios, bo była wielką fanką pierwszego filmu o Tonym Starku. Zawczasu zaczęła też czytać komiksy i zainteresowała się postacią Czarnej Wdowy. Dlatego przed spotkaniem z reżyserem Jonem Favreau przemalowała nawet włosy na rudy kolor i trenowała pod okiem specjalistów. Rzecz w tym, że Marvel wcale jej nie wybrał. Nie wszyscy fani Marvel Cinematic Universe zdają sobie z tego sprawę, ale rolę Czarnej Wdowy pierwotnie otrzymała Emily Blunt. W rozmowie z portalem Vanity Fair Scarlett Johansson przyznała, że była bardzo zawiedziona takim obrotem sprawy.
Szczęście miało się jednak obrócić w jej stronę, bo - z uwagi na konflikt między różnymi projektami w grafiku - Blunt ostatecznie zrezygnowała. Wtedy Jon Favreau i Kevin Feige wrócili do osoby Johansson. Sukces i docenienie ze strony widzów oraz krytyków nie przyszedł jednak od razu. "Iron Man 2" nie otrzymał zbyt dobrych recenzji (dopiero za sprawą "Eternals" wypadł z trójki najgorzej ocenianych filmów Marvel Studios), a sama Johansson, zdaniem dziennikarzy, została potraktowana przez firmę jako ładny kwiatek do kożucha. Mało kto mógł docenić miesiące rygorystycznych przygotowań Amerykanki, bo Czarna Wdowa nie dostała wiele do zrobienia w tamtej produkcji. Celebrytka początkowo broniła filmu, ale w czerwcu bieżącego roku w wypowiedzi udzielonej portalowi Collider była zdecydowanie bardziej krytyczna:
Dziś akceptuje siebie znacznie bardziej niż dziesięć lat temu. Wszystko to ma związek z odejściem od hiperseksualizacji Czarnej Wdowy. Spójrzcie na "Iron Mana 2". Praca nad tym filmem wiązała się z mnóstwem zabawy i miałam w nim mnóstwo fajnych momentów, ale postać jest tam tak straszne seksualizowana. Mówi się o niej jakby była rzeczą, jakby do kogoś należała. Tak naprawdę jakby była dupą. Nawet Tony mówi o Nataszy w jednym momencie, że chciałby ją mieć
- podkreśliła Scarlett Johansson.
Sukces Marvel Cinematic Universe sprawił, że pojawiły się pytania, kiedy Czarna Wdowa dostanie solowy film.
Następne lata upłynęły właściwie bez kontrowersji. Scarlett Johansson dostała większe role w filmach "Avegners" i "Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz". Jej pozycja rosła, a od braci Joego i Anthony'ego Russo dostała większą swobodę w kształtowaniu swojej bohaterki. Mogła nawet wraz z Chrisem Evansem napisać większość kwestii w rozmowach ich bohaterów. W międzyczasie gwiazda Johansson urosła do rozmiarów hollywoodzkiej ekstraklasy, więc nie było w tym w sumie nic dziwnego. Wraz z postępem kolejnych faz Marvel Cinematic Universe coraz więcej fanów pytało jednak o solowy film poświęcony Czarnej Wdowie.
Dom Pomysłów długo kojarzono z ideami byłego już szefa Marvel Entertaiment, Ike'a Perlmuttera, który był wielkim przeciwnikiem filmów o superbohaterkach. Jeszcze w 2014 roku w mailu wysłanym do jednego z szefów Sony Pictures wymieniał on przykłady słabo sprzedających produkcji o kobiecych bohaterkach. Inni przedstawiciele firmy zaprzeczali, by Marvel miał takie stanowisko, ale jakoś brakowało z ich strony konkretów. Dopiero po zlikwidowaniu tzw. Marvel Studios Creative Comittee w 2015 roku i przejęciu pełnej kontroli nad filmami przez Kevina Feige'a szansa na "Czarną Wdowę" stała się bardziej realna. Inna sprawa, że DC ze swoją "Wonder Woman" zdołało w tym wyścigu wyprzedzić Marvela.
Jako pierwsza swoją produkcję dostała zresztą nie Natasza Romanoff a Carol Danvers/Kapitan Marvel. Wielu fanów nie mogło się nadziwić takiej decyzji i po części z tego faktu wynikało tak słabe przyjęcie filmu z 2019 roku. Dla wielu z nich informacje o zakulisowych rozmowach na temat "Czarnej Wdowy", które toczyły się od października 2017 roku, to było po prostu za mało. Chcieli swojej ukochanej bohaterki tu i teraz. W tym konkretnym przypadku mieli zresztą rację. Marvel najzwyczajniej w świecie przegapił swój moment. Można ich pochwalić za to, jak mocno zaangażowali Scarlett Johansson w prace nad projektem, ale nawet największa doza dobrej woli nie mogła zmienić jednego faktu. Wszystkie elementy solowej produkcji o Czarnej Wdowie pasowały do dawno minionej 2. fazy MCU.
"Czarna Wdowa" okazała się fatalnym filmem, a przy okazji rozbudziła wojnę między Scarlett Johansson i Disneyem.
Powodów porażki "Czarnej Wdowy" było oczywiście wiele i nie wszystkie zależały od Marvel Studios. Firma nie miała prawa przewidzieć wybuchu pandemii koronawirusa i - podobnie jak całe Hollywood - nie była na nią zupełnie przygotowana. Błędne decyzje, związane ze strategią dystrybucyjną, miały bezpośredni wkład w wybuch konfliktu z Johansson. Natomiast słabości samego filmu należy rozpatrywać gdzie indziej. Wypuszczenie filmu o Czarnej Wdowie, już po tym jak ta postać umiera w "Avengers: Koniec gry", okazało się olbrzymim błędem. Świadomość nachodzącej śmierci bohaterki całkowicie niwelowała jakikolwiek emocjonalny wydźwięk solowej produkcji.
Nie pomógł też fakt, że "Czarna Wdowa" miała bardzo niewiele ciekawego do powiedzenia o tytułowej bohaterce. Twórcy filmu postawili na klasyczne origin story, ale wcale nie na temat Nataszy Romanoff a jej przybranej siostry. Fani liczyli na mocne otwarcie 4. fazy MCU, lecz dostali okropnie leniwy i głupi film, którego historia mogłaby się właściwie nie wydarzyć. Bo poza nową kurtką Czarnej Wdowy nie miała żadnego realnego wpływu na szersze uniwersum i życie samej Romanoff. Nie wiemy, jakie są prawdziwie odczucia Scarlett Johansson na temat jakości tegorocznej produkcji. Nie brak za to informacji o jej negatywnym stosunku do łączonej premierze w kinach i na Disney+.
Scarlett Johansson poszła w bój z wielką wytwórnią i wygrała. Prawie wszyscy byli po jej stronie i Disney musiał się ugiąć.
Aktorce nie spodobało się, że Disney odciął jej dochody z "Czarnej Wdowy" poprzez szybki debiut na VOD. Johansson miała w kontrakcie wpisany zysk z każdego dolara zarobionego w box office, więc jej irytacja była w pełni zrozumiała. Co więcej, dosyć szybko stało się jasne, kto w tym sporze ma za sobą sympatię środowiska i całego społeczeństwa. Bardzo niewiele osób stanęło po stronie Disneya, choć oczywiście pojawiały się głosy o nadmiernej chciwości celebrytki. Murem za Scarlett Johansson stanęli natomiast jej koledzy aktorzy (m.in. Dave Bautista, Emily Blunt i Emma Stone), a także ważne postaci w samym Disneyu. Były CEO Bob Iger i Kevin Feige mieli czuć wściekłość na Boba Chapeka za sposób, w jaki potraktował Johansson i pozwolił wyciec sprawie na światło dzienne.
Disney tak naprawdę nie miał więc wyboru. Nie mógł pozwolić na jawny proces (a do takiego dążyliby na pewno prawnicy aktorki) i wyciek wszystkich zakulisowych brudów. Szybka i okryta tajemnicą ugoda stanowiła najlepsze wyjście dla obu zainteresowanych stron (gwiazda otrzymała podobno 40 mln dol.). Stare i nowe gwiazdy Marvela wraz z Kevinem Feige'em niedługo później dały wyraz swojego poparcia dla Scarlett Johansson, w trakcie zeszłotygodniowej ceremonii rozdania nagród The American Cinematique Awards.
Szef Marvel Studios wykorzystał nawet ten moment do zapowiedzenia kolejnego projektu MCU z artystką na pokładzie, ale tym razem tylko w roli producentki. Zapowiedziany film nie ma podobno nic wspólnego z Czarną Wdową, ale nie przeszkadza to fanom gorąco spekulować o jakie dzieło może chodzić. Wspólna przyszłość Marvela i Scarlett Johansson rysuje się więc znacznie pozytywnień, niż wydawało się to możliwe jeszcze kilka miesięcy temu. Co nie znaczy, że od tej pory będzie między nimi już tylko miłość. Dotychczasowa historia każe twierdzić inaczej.