Han Solo może odbijać się Disneyowi czkawką przez lata. Nowe spin-offy Star Wars pod znakiem zapytania
Han Solo będzie odbijać się Disneyowi czkawką jeszcze latami. Mizerne wyniki finansowe drugiego spin-offa sagi Star Wars mogą być powodem, dla którego na filmy o Bobie Fetcie i Obi-Wanie Kenobim poczekamy jeszcze kilka lat. I to zakładając, że w ogóle doczekają się realizacji.
Jeszcze kilka dni temu ekscytowałem się informacją, że na różnych etapach produkcji jest już aż 9 gwiezdnowojennych filmów. Wśród nich miały znaleźć się nawet nie jeden, jak zakładano pierwotny plan, a dwa spin-offy. Okazuje, że swój entuzjam będę musiał najprawdopodobniej, tak jak przewidywałem, pohamować.
Pojawiły się właśnie wiarygodne plotki, jakoby Disney całkowicie zmienił strategię. Kolejne filmy z cyklu Gwiezdne wojny - historie, których wedle nieoficjalnych informacji głównymi bohaterami mieli być Obi-Wan Kenobi i Boba Fett, miały zostać rzekomo odłożone przez Lucasfilm na półkę.
Wszystko dlatego, że Han Solo okazał się klapą.
Oczywiście porażkę tego obrazu można omawiać tylko z pewnego punktu widzenia. Jako film poradził sobie w końcu całkiem nieźle. Dopiero analizując go pod kątem finansowym w kontekście całej franczyzy, można zrozumieć rozgoryczenie włodarzy Disneya. Oba epizody i Łotr 1 zarobiły po prostu dużo więcej.
Na kiepski w ich kontekście wynik Hana Solo złożyło się wiele czynników, co nie oznacza, że obraz sam w sobie był zły. Film powstawał w bólach, a w połowie kręcenia nastąpiła zmiana na stołku reżysera. Han Solo przeszedł do tego bez większego echa w mediach w porównaniu do promocji, jaką miały poprzednie filmy.
Największym problemem spin-offów Star Wars jest to, że opowiadają historie, którymi trudno się ekscytować.
Łotr 1 i Han Solo to prequele, który są fajną wycieczką do odległej galaktyki, ale nie wnoszą do uniwersum tak naprawdę zbyt wiele świeżości. W dodatku te historie już opowiadano w Expanded Universe, a nawet bez tego fabułę obu filmów dało się z grubsza przewidzieć przed premierą.
Twórcom spin-offów osadzonych fabularnie przed Nową nadzieją ręce wiążą epizody. A kolejne filmy z cyklu Gwiezdne wojny - historie, o których już nieoficjalnie słyszeliśmy, gdzie pojawiliby się Obi-Wan Kenobi oraz Boba Fett, miałyby zostać nakręcone wedle takiego samego schematu.
To więcej niż prawdopodobne, że Disney zmieni plan wydawniczy.
Korporacji z pewnością się marzy, by Star Wars stało się franczyzą na miarę Marvela. Seria filmów na podstawie komiksów, jeśli chodzi o budowanie fikcyjnego uniwersum, radzi sobie jednak teraz od sagi Star Wars znacznie lepiej. Filmy o superbohaterach są różnorodne, zaskakujące. Wywołują emocje.
Disney nie do końca sobie radzi z serią Lucasa. Można oczywiście odbić piłeczkę, że tak jak Gwiezdne wojny w spin-offach tylko recyklingują pomysły z Expanded Universe, tak w serii o grupie Avengers adaptowane są zeszyty wydawane przez ostatnich kilka dekad. Marvel Studios wystartowało jednak znacznie wcześniej.
Nie zdziwię się, jeśli po dziewiątym epizodzie Gwiezdnych wojen nastąpi kolejna długa przerwa.
Marvel wydaje średnio trzy filmy rocznie, a i tak jak dotąd ani jeden z blisko 20 obrazów nie okazał się finansowym rozczarowaniem. Disney, który zapłacił za prawa do marki Star Wars krocie, z pewnością liczył na to, że Gwiezdne wojny będzie można przekuć w podobną maszynkę do zarabiania pieniędzy.
Łatwe to nie będzie. W przypadku serii Star Wars od premiery Ostatniego Jedi do debiutu młodego Hana Solo minęło sześć miesięcy, a dziewiątki epizod w reżyserii J.J. Abramsa ma trafić na kinowe ekrany dopiero pod koniec 2019 roku. A odbiorcy i tak już narzekają, że odległa galaktyka atakuje ich za często.
Disney chyba to zauważył.
Możemy szykować się powoli na kolejny rok przerwy od Gwiezdnych wojen po premierze 9 epizodu. Niewykluczone też, że po zwieńczeniu trylogii sequeli w 2020 roku nie pojawi się trzeci spin-off, jak pierwotnie planowano. Kolejnym filmem, który trafi do kin, może być początek nowego cyklu od Riana Johnsona.
Taka zmiana w kalendarzu premier miałaby sporo sensu. Skoro pomysł na Gwiezdne wojny - historie nie okazał się samograjem, Lucasfilm może zaatakować temat z innej strony. A skupienie się na zupełnie nowych bohaterach może okazać się strzałem w dziesiątkę.