„Those About to Die” z Hopkinsem. Po tym serialu jeszcze częściej będziecie myśleć o imperium rzymskim
„Those About to Die” to serialowa superprodukcja, która przenosi widzów do antycznego Rzymu i pokazuje, że sport, polityka i losy imperium są ze sobą ściśle połączone. Sprawdzamy, jak wypadł ten serial historyczny i jak w roli cesarza sprawdza się Anthony Hopkins.
OCENA
W drugiej połowie I n.e. jest wesoło i brutalnie, ale te czasy sprzyjają każdemu, kto jest sprytny, pracowity i oczy ma otwarte. Tak przynajmniej twierdzi Tenax, sprytny rzymski bukmacher grany przez Iwana Rheona. W swojej mowie wprowadzającej do serialu ten cwaniaczek z nizin sugeruje, że życie mieszkańców Rzymu kręci się w pobliżu dwóch spraw: chleba i igrzysk. I ma rację.
Serial „Those About to Die” zabiera widzów do starożytnego Rzymu z czasów cesarza Wespazjana, konkretnie do 79 r. n.e.. Imperium dopiero od jakiegoś czasu cieszy się pokojem, ale plebs kipi gniewem, od czasu do czasu wzniecając zamieszki. Tymczasem cesarz Wespazjan ma na głowie jeszcze inne problemy, dwóch synów, którzy zabiegają jego względy, a także rosnące niezadowolenie patrycjatu, który czerpie zyski ze sportu. Władca wybudował bowiem nowy obiekt, czyli amfiteatr Flawiuszów, który zmniejszy zyski możnych. Obiekt przejdzie do historii jako Koloseum.
„Those About to Die” – recenzja
Historyczne seriale w epoce tak odległej i tak wizualnie określonej, jak czasy antycznego Rzymu nie zdarzają się często, nie będę więc ukrywał, że oczekiwania wobec nowej produkcji platformy Peacock (w Polsce dostępnej dzięki serwisowi Prime Video) miałem gigantyczne. I, cóż, zostały spełnione połowicznie.
Serial Rolanda Emmericha i Marco Kreuzpaintnera nie bawi się w subtelności. Ma co prawda ambicje, aby opowiadać z rozmachem jak niedościgniony „Rzym” od HBO, ale czasem trochę bliżej mu do „Spartakusa”. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to dość niewiarygodne CGI. Choć zrozumiałe jest, że ujęcia miasta, czy nieistniejących już budowli musiały zostać zrekonstruowane przez specjalistów od efektów komputerowych, to serial posiłkuje się nimi w scenach nawet tak drobnych jak rozmowa handlarzy w pochmurnym porcie, czy… chłop na koniu na tle miejskiej ściany. Naprawdę, czasem warto wyjść z domu, a nie ciągle ten komputer. Na szczęście w przypadku wnętrz i kostiumów jest lepiej – te są estetyczne, dopracowane i względnie wiarygodne.
Podobnie problematyczna jest fabuła, bo scenariusz można uznać za pulpowy, bo jest przerysowany, pełen krwi, seksu i niefrasobliwej gwałtowności.
Można jednak uznać, że jest przesadnie przerysowany, że dialogi są ciężkie, a sytuacje i bohaterowie zbyt współcześni. Już otwierająca scena, w której Tenax opowiada o sobie jako o sprytnym przedsiębiorczym opryszku nizin, brzmi tak znajomo, że dostrzegłem w niej echa opowieści gangsterskiej w stylu „American Hustle” pomieszanej z bajdurzeniem, że aby osiągnąć sukces, trzeba po prostu wstawać wcześniej niż inni. Niefrasobliwość scenariuszowa jest z pewnością zamierzona, ale ciężkawy, infantylny komizm już nie. Serial stara się na siłę uwspółcześnić relacje i wartości wyznawane przez bohaterów, ale robi to nieudolnie, przez co w czasie seansu wyróżniałem dwa rodzaje śmiechu: politowania i sardoniczny.
Dwa wątki, które dźwigają cały serial na swoich zmęczonych barkach.
Pierwszy to dwór Wespazjana, który razem ze swoimi synami Tytusem i Domicjanem (Tom Hughes i Jojo Macari) próbują utrzymać miasto w ryzach. Hopkins ewidentnie świetnie się bawi w szatach cezara i sandałach surowego ojca. Jego postać nie jest szczególnie pogłębiona, raczej posklejano ją z najistotniejszych informacji o Wespazjanie, jego charakterze, zdolnościach i zamiłowaniu do aforyzmów, ale brytyjskiemu aktorowi zupełnie to nie przeszkadza, wygląda, jakby przyjął tę rolę, aby się rozerwać i ta naturalność, i ten luz są wspaniałe.
I można krzywić się, że serial niedomaga miejscami, że oczekiwalibyśmy czegoś, co bardziej szanuje historyczne realia i subtelniej stara się wtłoczyć je we współczesną mentalność, ale potem zaczynają ścigać się rydwany.
Skłamię, jeśli powiem, że sceny te nakręcone są tak, że czuć koński pot i piach Koleseum między zębami, bo choć reżysersko nie ma się do czego przyczepić, to CGI robi wszystko, aby popsuć odbiór tych emocjonujących wyścigów. Niestety „Ben-Hur” pozostaje niedoścignionym wzorem, ale kiedy w 1. odcinku „Those About to Die” konie wjeżdżają na arenę, gdy brzmią pierwsze dzwony, a potem rydwany ruszają, to trudno złościć się na liczne wady serialu. To po prostu działa i właśnie takie sceny chce się oglądać na ekranie. Zwłaszcza że twórcy dość umiejętnie lawirują między brutalną akcją, a osobistymi historiami bohaterów. W zasadzie od 1. wyścigu wiemy, jaka jest stawka i komu kibicować. I to jest piękne.
„Those About to Die” to hollywoodyzowana do granic wytrzymałości opowieść o dawnych czasach. To dość płytka i tania historia, która kusi nimbem superprodukcji, niezłą obsadą aktorską, a ostatecznie dowozi serial stojący w rozkroku między „Rzymem” a „Spartakusem”. Niekoniecznie trzeba ten szpagat oceniać jako wadę, bo przerysowanie również jest środkiem, który zadowoli część widzów i dostarczy im sporo nieskrępowanej zabawy. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że twórcy traktują widzów jak w stereotypowy patrycjat traktował równie stereotypowy plebs, wychodząc z założenia, że dla świętego spokoju wystarczą chleb i igrzyska. Niestety, czasem jednak potrzeba czegoś więcej.
- Tytuł serialu: Those About to Die
- Lata emisji: 2024-
- Liczba sezonów: 1
- Twórca: Robert Rodat
- Aktorzy: Anthony Hopkins, Iwan Rheon, Sara Martins, Jojo Macari
- Nasza ocena: 5
- Ocena IMDB: 6,8
Serial dostępny jest na Prime Video, obejrzysz go, klikając tutaj.