„Sex Education” jest tak wspaniałe, że powinni je obejrzeć również rodzice - rozmawiamy z edukatorką seksualną
Serial „Sex Education” jest na tyle wspaniały, że powinni go oglądać również rodzice nastolatków. Mogą przypomnieć sobie, z jakimi problemami mierzyli się w młodości i zobaczyć, z czym młodzież boryka się dzisiaj, bo przecież ich dorastanie wygląda inaczej. Twórcy dobrze rozpoznali jak wygląda życie młodych i pokazują, jak powinno się mówić o dojrzewaniu, ciele, emocjach, seksualności — mówi w rozmowie z Rozrywka.Blog Anna Jurek, edukatorka seksualna w Fundacji SPUNK.
„Sex Education” to jeden z najpopularniejszych, ale i najlepszych seriali Netfliksa. W trzecim sezonie, który miał premierę 17 września, widzieliśmy „Polskę pod rządami Czarnka”, ale i sporo nowych problemów natury związkowo-erotycznej, w którymi borykali się uczniowie liceum Moordale. Czy przedstawione w brytyjskim serialu rozwiązania są rzetelne i użyteczne również dla polskich dzieciaków?
„Sex Education” to ciepły, zabawny, ale i czasem dramatyczny serial, który może również stanowić kompetentne źródło wiedzy dla młodzieży i rodziców. Jego tytuł nie został dodany tylko dla przyciągnięcia uwagi, bo produkcja rzeczywiście potrafi edukować w różnych aspektach naszej seksualności.
Serial jest polecany na zajęciach przez fundację SPUNK, która edukuje w Łodzi dzieciaki o Tych Sprawach. Rozmawiam o tym z Anną Jurek – edukatorką seksualną, filozofką oraz autorką programu realizowanego w szkołach.
Bartosz Godziński: Czy serial „Sex Education” faktycznie dobrze edukuje seksualnie?
Anna Jurek: Na tyle dobrze, że polecamy go młodzieży na zajęciach. Problemy niektórych bohaterek i bohaterów serialu pokrywają się bowiem z doświadczeniami licealistów. Ze względu na to, że z jedną grupą nastolatków pracujemy tylko od 8 do 10 godzin lekcyjnych, to serial może być dobrym rozwinięciem przekazywanej wiedzy.
Uważam też, że jest na tyle wspaniały, że powinni go oglądać również rodzice nastolatków. Mogą przypomnieć sobie, z jakimi problemami mierzyli się w młodości i zobaczyć, z czym młodzież boryka się dzisiaj, bo przecież ich dorastanie wygląda inaczej. Twórcy serialu dobrze rozpoznali, jak wygląda życie młodych i pokazują, jak powinno się mówić o dojrzewaniu, ciele, emocjach, seksualności. Super, że mamy „Sex education”, bo edukacji seksualnej w Polsce na dobrą sprawę nie ma.
Kiedy rozmawiałem ze znajomymi o tym serialu, raczej podchodzili do niego z dystansem. Przecież w żadnej polskiej szkole homoseksualne dzieciaki nie chodzą za rękę korytarzem i nie ubierają się i nie malują się jak chcą, bo mogą zarobić w zęby. Nie ma też tak, że dosłownie każdy nastolatek uprawia seks. Tłumaczę to jednak tym, że szkoła z „Sex Education” jest taką soczewką skupiającą różne zjawiska i zachowania. Tak jak w „Klerze” była jedna parafia, ale miała w sobie przekrój grzechów całego Kościoła.
Pamiętajmy, że to jest brytyjski serial młodzieżowy. Jest odważny, z pazurem, bywa dramatyczny i zabawny zarazem. „Skins” też było bezpruderyjne, szczere, a jednocześnie łapało za serce, bo było autentyczne. Temat edukacji seksualnej, nastoletnich mam, chorób przenoszonych drogą płciową, wygląda też inaczej niż w naszym kraju. Na Wyspach jest wiele różnych rozwiązań dotyczących tego, jak wspierać bardzo młode matki np. poprzez pomoc socjalną ze strony państwa. Między innymi właśnie dlatego wprowadzono tam edukacją seksualną – by zmniejszyć liczbę nieplanowanych ciąż.
Rzeczywistość polska i brytyjska jest różna. Pomimo tego ten serial jest bardzo wiarygodny – takie jest moje zdanie. Pokazuje bardzo różne relacje – hetero, homo czy biseksualne, dziewczyny, chłopaków, osoby niebinarne. Dzięki temu mamy szeroki przekrój tego, jak młodzież dziś funkcjonuje i jak o sobie myśli. Kategorii, z którymi się identyfikuje lub do których może się przypisać, jest więcej niż z a czasów naszych rodziców. Fajnie, że popularny serial pokazuje tę różnorodność.
W trzecim sezonie świetnie pokazane są sytuacje relacyjne i erotyczne dorosłych. To doskonale uzupełnia główną fabułę. Patrzymy na to, kto wychowywał bohaterki i bohaterów, jak to wpłynęło na ich myślenie o sobie i seksualności. Na spotkaniach z rodzicami proszę, żeby zastanowili się, jak o ciele, nagości, emocjach, seksie, mówiło się w ich domu, jaki przekaz wynieśli z narracji rodzinnych, czy wiara lub religia była ważnym punktem odniesienia w tym kontekście. Bo widzisz, to wszystko, co jako dorośli mamy w głowie, będziemy przekładać się na nasze dzieci. Warto więc poddać to refleksji i uporządkować.
Jednym z głównych wątków 3. sezonu, ale i rzadko poruszanym temacie w popkulturze jest ciąża Jean granej przez Gillian Anderson. Jest dojrzałą kobietą, która zmaga się z wątpliwościami, docinkami i stereotypami dotyczącymi posiadania dziecka w tym wieku. Nie jest pod tym względem wyjątkiem.
Motyw późnej ciąży jest rzeczywiście dobry. Również jej relacja z synem Otisem (Asa Butterfield) jest ciekawa, złożona, niestandardowa. Zobacz, nawet będąc specjalistką od seksualności i chcąc wesprzeć dziecko w jego życiu miłosnym, w tym, by siebie lubiło i akceptowało, można popełnić błędy. Otis zresztą często zwracał jej uwagę, na to, co robiła źle i jakie to miało konsekwencje. Dlaczego? Bo mieli otwartą, szczerą relację, a taka czasem bywa wyzwaniem, ale tylko wtedy buduje się bliskość.
Jednak najbardziej rewolucyjnym motywem w tym sezonie, była scena zbliżenia z osobą niepełnosprawną. W tym wypadku – na wózku inwalidzkim. Przy poprzednich sezonach narzekano właśnie, że serial jest tak progresywny, ale nie jest to w żaden sposób poruszane. A przecież osób z niepełnosprawnościami jest mnóstwo i one też To robią.
To? Znaczy mają potrzeby seksualne i chcą uprawiać seks? (śmiech) Isaac jest sparaliżowany mniej więcej od pasa w dół, przy czym jest osobą bardzo inteligentną i świadomą – mówi co może odczuwać, czego nie może robić, jeśli chodzi o zbliżenie seksualne. Warto uświadomić sobie, że jest mnóstwo osób, które mają inne trudności: niepełnosprawność intelektualną, są niesłyszące lub niewidome. Byłoby sztuczne umieścić wszystkie reprezentantki i reprezentantów różnych grup w serialu, ale faktycznie, wśród postaci „Sex Education” wiele osób znajdzie swoich przedstawicieli.
Mam kilkoro ulubionych bohaterów. Pierwszym z nim jest Adam (Connor Swindells). To genialna postać pod wieloma względami. Świetnie pokazany jest jego proces poznawania siebie, ale i próby wyrażania swoich myśli i emocji. Moją drugą faworytką jest jest Aimee (Aimee Lou Wood), która w dość uroczy sposób odkrywa swoją seksualność, ale i zmaga się z przemocą seksualną, której doświadczyła w autobusie.
Na marginesie dodam, że Adam jest postacią, która trafiła do niektórych chłopaków z Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapii, z którym współpracowałam. Jest pod pewnym względem w „ich stylu”. Adam jest twardy, ma w nosie innych, łamie normy społeczne i rozwiązuje problemy pięścią. W pewnym momencie odkrywa, że lubi chłopaków, ale reaguje na to strachem, a potem agresją. Śledzimy doskonale napisany pod względem psychologicznym jego proces przecierania się z samym sobą. Nikt go nie nauczył mówić o własnych uczuciach, wyrażać trudne emocje, mówić o tym, co myśli. Właśnie pod tym kątem, niektóre dzieciaki z ośrodka się z nim utożsamiają – w zachowaniu, sposobie radzenia sobie z rzeczywistością.
Bardzo lubię też Lily (Tanya Reynolds) za jej niesamowitą wyobraźnię. Temat seksu z kosmitami to dla mnie czarna magia, ale mam koleżankę, która czyta historie o seksie z jaszczurami. Każdy ma więc swoje fantazje i fajnie, że w serialu jest to pokazane w sposób dojrzały. Można je realizować na różne sposoby, zawsze w porozumieniu z drugą stroną, w role play’ach albo tylko o tym fantazjować, nigdy nie chcąc wprowadzać tego w czyn. Nasza wyobraźnia jest naszym królestwem, więc możemy robić w niej co chcemy i nikt nam nie powinien mówić, o czym możemy fantazjować, a o czym nie.
„Sex Education” możemy traktować jako sympatyczny, kolorowy i zabawny serial młodzieżowy, ale jego największym walorem jest właśnie to, że sprzedaje seksualne lifehacki. Tylko w 3. sezonie mamy podane na tacy to, jak rozmawiać z innymi o naszych uczuciach, gdy wstydzimy się mówić o czymś na głos, co robić, gdy chłopak nie chce założyć prezerwatywy, a dziewczyna nie chce zajść w ciążę, czy rozmiar penisa ma znaczenie przy zaspokojeniu partnerki oraz dowiadujemy się, że niesymetryczne wargi sromowe to normalna sprawa. Czy jakieś porady w tym, czy poprzednich sezonach były przedstawione w sposób szkodliwy lub nieodpowiedni?
Absolutnie nie. Uważam wręcz, że Otis jest genialnym doradcą do spraw życia miłosno-erotyczno-seksualnego. Taka edukacja rówieśnicza jest kapitalną sprawą. „Sex kid”, jak o nim mówią, od małego jest oswojony z tematami dotyczącymi seksualności, bo ma wiedzę od swojej matki-seksuolożki. Jednocześnie, uczy się, a potem już wie, jak ją przełożyć na młodzieżowy język. W 3. sezonie zresztą słyszy, że jest starcem w ciele nastolatka, z powodu swojej mądrości.
W drugim sezonie był też ważny motyw, który pojawia się przy okazji romansu między Ericiem, a nowy chłopakiem w szkole – Rahimem. W serialu jest przedstawiona instrukcja jak przygotowywać się do seksu analnego, kiedy jest się homoseksualnym chłopakiem. Podano to w lekkiej, ale i bardzo profesjonalnej formie. Super ważne, aby chłopaki uprawiający seks z innymi chłopakami robili to bezpiecznie. Tak jak w przypadku każdej innej pary.
W trzecim sezonie jest też w pewnym sensie pokazana przyszłość naszego szkolnictwa pod dowództwem PiS. W serialowej szkole wprowadzony jest zakaz nowoczesnej edukacji seksualnej, a zamiast tego straszy się nastolatki bólem porodowym, HIVem i pokazuje przestarzałe filmy edukacyjne z kaset. Czy faktycznie w tym kierunku to zmierza? Czy edukatorzy są wyrzucani ze szkół? Jeszcze parę lat szkoły wręcz zabiegały o takie zajęcia.
Są dyrektorki i dyrektorzy, którzy myślą sobie: „A po co mam sobie robić problemy i odpowiadać na niewygodne pytania jakichś konserwatywnych organizacji, wzburzonych rodziców czy księdza z parafii obok?”. To jednak oznacza, że dana osoba nie jest blisko młodzieży. Jeżeli ktoś z nią współpracuje i rozmawia na co dzień, to wie, że edukacja seksualna jest jedną z najważniejszych rzeczy w okresie dorastania. Byłoby cudownie, gdybyśmy mogli rozmawiać o seksualności na przeróżne sposoby: w domu, w szkole, w telewizji, w radiu, w Internecie – byle rzetelnie.
Teraz wisi nad nami widmo tego, że wejdzie prawo zobowiązujące dyrektorów do tego, by każdą organizację pozarządową wchodzącą do szkoły konsultować z kuratorem. Jeżeli kurator nie wyrazi zgody, a organizacja wejdzie mimo to, to będzie mógł zwolnić dyrektora. To na razie tylko pomysł, ale już wzbudza oburzenie, strach, stres.
W Łodzi mamy miejski program finansujący edukację seksualną dla młodzieży 13-15 lat. I chętnie zgłaszają się do nas szkoły, ośrodki socjoterapii czy świetlice. Mamy więc czasy, w których rzeczywistość mówi „sprawdzam!”. Albo jesteś po stronie młodzieży i chcesz działać na ich rzecz, biorąc pod uwagę różne opcje, kombinując, jak można ich wesprzeć albo odpuszczasz ten temat. W drugim przypadku, za chwilę możesz się mierzyć z nastolatką w ciąży, znęcaniem się nad osobami ze względu na to, jak wyglądają, przemocą seksualną, depresją lub próbami samobójczymi osób nieheteronormatywnych, które nie czują się bezpiecznie w szkole.
To nie jest tak, że jeśli zakażemy edukacji seksualnej to problemy znikną. O tym właśnie jest trzeci sezon „Sex Education”. W punkcie kulminacyjnym widzimy jak uczniowie śpiewają nowy hymn szkoły, czyli piosenkę „Fuck the Pain Away” Peaches o „ssania cycuszków” i „wypieprzeniu bólu”. To akt sprzeciwu przeciw obłudzie dorosłych i systemu, ale też sposób rozładowywania energii seksualnej – tutaj znajdujący ujście w muzyce.
Napięcie seksualne może być rozładowywane na przeróżne sposoby. Przez pocałunek, seks, ale też przez tworzenie opowiadań jak Lily, śpiewanie takich piosenek, czy rysowanie narządów płciowych na ścianach. To zdejmuje też z tematu odium wstydu, lęku, niepewności, a daje przestrzeń na rozmowę, szukanie siebie i wyrażanie swoich potrzeb. W ten sposób można patrzeć na seksualność, w szerokim kontekście i samej wybierać jak o niej myśleć, jak odkrywać siebie, z kim i w jakim tempie.
To też przejawia się w oglądaniu seriali. Szczególnie w tych ze słowem „sex” w tytule. Hitem Netfliksa było „Sexify” i „Sex/Life”. Trzeci sezon „Sex Education” jest również od tygodnia w topie platformy. To słowo jest jakby receptą na sukces danej produkcji. Jednak czy rzeczywiście jesteśmy, aż tak prości w obsłudze?
Wiesz, seks jest fajny, a na pewno powinien być. Ludzie potrzebują o nim rozmawiać, przegadywać trudności, więcej wiedzieć. Sama często, gdy poznaję nowych ludzi i mówię im czym się zajmuję, to potem na boczku jestem dopytywana o jakąś poradę i proszona o konsultację. Każdy z nas napotyka w swoim życiu na trudności związane z tą sferą życia. Wynikają z wychowania, kultury, w jakiej żyjemy, opresji ze strony religii lub władzy, wpędzania nas w poczucie wstydu, który jest znakomitym narzędziem do sterowania drugą osobą.
Tymczasem każdy z nas chce mieć świetny seks i być dobrą/ym w łóżku. Tylko, co to znaczy? Czy da się zaspokoić wszystkich? Czyje potrzeby są ważniejsze, moje czy drugiej strony? Czy ja mi się nie udaje w łóżku, to znaczy, że jestem do bani? Kiedy już jesteśmy dorośli to wiemy, że z jednymi osobami jest super, a z drugimi tak sobie i jest może być niezależne od tego, czy kogoś kocham, czy tylko lubię. Może się to wiązać, ale też nie musi.
Do tego żyjemy w rozseksualizowanej kulturze, wszędzie golizna, presja, żeby być sexy, żeby się podobać, żeby mieć orgazmy i płaskie brzuchy. To nie sprzyja luzowi w seksie i fajnej, czułej relacji. Na szczęście jest coraz więcej merytorycznych treści w tym zakresie i uwaga zaczyna być przekierowywana na slow sex.
Seksualność towarzyszy nam od urodzenia, aż do śmierci. Rozwija się z nami przez całe życie. Z kolejnymi doświadczeniami, etapami życia, także zmieniającym się ciałem, przychodzą nowe pokłady zrozumienia, jeśli tylko chcemy się na nie otworzyć.