Kler to film, który podzielił Polskę. I jednocześnie obraz, który zasługuje na poważną dyskusję
Kler Wojciecha Smarzowskiego od dziś na ekranach kin. Jaki jest film, który podzielił Polskę? Czy to ważny obraz, czy marna prowokacja?
OCENA
Dyskusja o najnowszej produkcji Smarzowskiego zaczęła się na długo przed jej premierą kinową. Można powiedzieć, że sprowokowało ją kilka rzeczy. Po pierwsze, sam temat filmu. Filmu, który bierze na warsztat grzechy instytucji Kościoła katolickiego. Po drugie - co bezpośrednio związane jest z poprzednią kwestią - stosunek do instytucji Kościoła Wojtka Smarzowskiego, reżysera filmu i współautora scenariusza, który ten stworzył razem z Wojciechem
Rzehakiem.
Smarzowski na konferencji prasowej podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni dotyczącej filmu Kler powiedział jasno w odpowiedzi na różne pytania - parafrazując - tak, chciałbym, żeby finanse Kościoła były przezroczyste. Tak, chciałbym, żeby księża-pedofile ponieśli odpowiedzialność za to, co zrobili dzieciom, ale Kościół sam się nie oczyści.
Po trzecie, nieprzyznanie nagrody Złotego Klakiera na wspomnianym już festiwalu. Tę otrzymuje dzieło nagrodzone przez publiczność najdłuższymi brawami. Tych rzekomo nie dało się zmierzyć, według doniesień świadków brawa były przerywane. W końcu ze statuetki w ogóle zrezygnowano.
A po czwarte, punktem zapalnym dyskusji o Klerze był też sam zwiastun produkcji.
Mocny, przerysowany, sugerujący, że film może być jednostronny. Z jednej strony - tak działa machina marketingowa. Nie jest specjalnym zaskoczeniem, że do zapowiedzi produkcji wybiera się sceny mocne, dynamiczne, uderzające, a potem puentuje wideo jakimś żarcikiem. Ten żarcik na końcu zapowiedzi wydaje się wręcz obowiązkowy. Z drugiej strony rzeczywiście zapowiedź mogła przywodzić na myśl, że Smarzowski niebezpiecznie i nie wiadomo dlaczego zaczyna podążać szlakiem przetartym przez Patryka Vegę.
Dochodzi do tego jednak jeszcze jedna kwestia. A mianowicie - dopiero dzisiaj wszyscy mogą ten film zobaczyć. Wcześniej było kilka pokazów dla prasy, dla gwiazd. Sam reżyser prezentował film osobom związanym w jakiś sposób z Kościołem, które były jego konsultantami. Natomiast cała Polska, albo przynajmniej jej połowa, była w kinie dziś bądź pójdzie w kolejnych dniach.
To nie przeszkadzało jednak trzem czwartym Polaków wygłaszać kategorycznych opinii na temat tego, jaki ten film JEST. Podkreślam: JEST.
Widzieli zaledwie zwiastun, ale już rzucali oskarżeniami, nawoływali do niepojawienia się w kinach albo cieszyli się, że wezmą udział w krytyce Kościoła. I to nie są komentarze samych trolli i heheszki w internecie, które można byłoby zrzucić na karb tego, że to jest po prostu internet. Nie.
Z jednej strony na Facebooku wszyscy, którzy głośno chcą zamanifestować albo swój ateizm, albo swoją niechęć do księży wezmą udział w masowym oglądaniu Kleru w celu jego popularyzacji. Jest też druga strona. 26 września tego roku w Gazecie Polskiej zastępca redaktora naczelnego, Piotr Lisiewicz, opublikował artykuł o Klerze odnoszący się do samej instytucji Kościoła, ale też zahaczający o film. Jak pisał: „nie skaczmy do szamba, nie idźmy na film” czy „Największym problemem filmu Kler są gęby aktorów. (...) Każde dziecko patrząc na te gęby pomyśli: ksiądz tak nie wygląda”. Nie wiem, czy jest jakiś wzór, jak wygląda ksiądz? Czy można go matematycznie rozpisać? Dodam, że Lisiewicz filmu nie widział, zaledwie zwiastun.
Dominik Tarczyński, poseł PIS, również krytykuje film, choć go nie widział. I nie trafiłabym - jak sam twierdzi - do niego z argumentem, że warto najpierw sprawdzić to, co się ocenia. To dwa pierwsze przykłady z brzegu. Do tego dochodzą jeszcze sprawy z niewyświetlaniem filmu w Ostrołęce oraz z przesuwaniem daty premiery w innych miastach. I może się niektórym wydawać, że „cenzura” to za duże słowo. Jednak to, co dzieje się wokół Kleru, o cenzurę zakrawa. Prowokuje też do różnych oświadczeń, takich jak to Andrzeja Saramonowicza.
Jaki więc tak naprawdę jest KLER Smarzowskiego? Czy jest ważny, czy jest marną prowokacją?
Smarzowski przyzwyczaił nas do epatowania brudem, straszną rzeczywistością, do nieowijania w bawełnę. Postaci w jego filmach są bezkompromisowe, mają wiele na sumieniu. Są skorumpowane, ale i zagubione. Są wielowymiarowe. Dom zły, Wesele, Róża, Pod Mocnym Aniołem, Drogówka, Wołyń to filmy, które prowokowały do dyskusji, do refleksji, nie zostawiały widza obojętnym. I tak też jest w przypadku Kleru.
Mamy w sumie czterech głównych bohaterów.
Jest ksiądz Kukuła, który mieszka w średniej wielkości mieście i grany jest przez Arkadiusza Jakubika. Mamy księdza Trybusa, pełniącego posługę na wsi (tę postać gra Robert Więckiewicz). Jest też ksiądz Lisowski, w którego wcielił się Jacek Braciak i który żyjąc w wielkim mieście blisko arcybiskupa marzy o wyjechaniu do Rzymu. A także sam arcybiskup Mordowicz, który trzyma pieczę nad Kościołem (w tej roli Janusz Gajos).
Losy tych czterech duchownych splatają się ze sobą na paru różnych płaszczyznach. W filmie obserwujemy życie postaci, z których najważniejsi są trzej księża. Ale - w miarę jak historia posuwa się do przodu - trudno oprzeć się wrażeniu, że to Arkadiusz Jakubik, czyli ksiądz Kukuła, kradnie cały film i jego opowieść jest tą najważniejszą. Aktorstwo w Klerze to pierwsza liga, bo nie tylko Jakubik jest rewelacyjny, ale i cała reszta obsady. Mam jednak wrażenie, że Robert Więckiewicz, którego uwielbiam, został trochę przyćmiony w tym filmie właśnie przez Jakubika i Braciaka. Rola Gajosa ma charakter raczej anegdotyczny, ale dowcipne momenty w filmie Kler są potrzebne. One pozwalają przebrnąć przez te trudniejsze sceny produkcji.
Smarzowski bierze na warsztat grzechy księży, grzechy instytucji Kościoła, grzechy systemu.
Reżyser mówił, że to właśnie chciał zrobić - opowiedzieć o instytucji, a nie o wierze. I to mu się rzeczywiście udało. To nie jest obraz, który naśmiewałby się z katolików, z religii, ani z samych księży, bycia księdzem. To krytyka, to pewien manifest dotyczący patologii w Kościele. Tak jak w Drogówce Smarzowski przyglądał się m.in. korupcji w policji, tak tu przygląda się korupcji i pedofilii w Kościele. Ta pedofilia jest tutaj tematem najdelikatniejszym. Jej problem został potraktowany z należytą uwagą. Co ciekawe i przerażające, fragmenty wypowiedzi osób pokrzywdzonych przez księży, które słyszymy w filmie, rzeczywiście pochodzą od ludzi, którzy takiej krzywdy doznali. Scenariusz do filmu Kler powstawał dwa lata, a wydarzenia, które widzimy w filmie są inspirowane prawdziwymi.
I o tym też trzeba pamiętać. To nie jest film dokumentalny.
Ten film - jak mówił w jednym z wywiadów Jacek Braciak - nie jest oskarżeniem, jest moralitetem. Ta krytyka Kościoła tutaj występuje, ale ci, którzy liczyli na to, że zobaczą niewiadomo jakie ekscesy i prowokacje, będą zawiedzeni. Sam obraz jest wyważony. Mamy tutaj, owszem, chciwość, oszustwa, dążenie do władzy, życie ponad prawem, nieprzestrzeganie celibatu, pijaństwo, żądzę pieniądza, pedofilię. Ale mamy też dobrego, szczerego księdza, który wierzy w to, co robi, chce pomagać ludziom i musi zmierzyć się ze społeczeństwem, które wini go za zbrodnię, jakiej nie popełnił. Mamy księdza, który umie się przyznać do winy i chce ponieść odpowiedzialność za to, co zrobił. Mamy człowieka, który został skrzywdzony przez system i złych ludzi, i jest zagubiony. Smarzowski pokazuje, że księża to nie osoby święte, a zwykli ludzie, ale też nakreśla problem ich samotności, problem całej machiny.
Być może zabrakło tutaj więcej pytań czy odpowiedzi na to, kto tak naprawdę jest temu winien i z czego tak naprawdę to zło wynika. Co dzieje się z młodym mężczyzną, który idzie do seminarium, a potem zostaje księdzem? Czy niektórzy są zepsuci od początku? Co psuje tę resztę? Choć z drugiej strony, jeśli po tym seansie stawiam sobie takie pytania choćby teraz, to być może to wystarczy. Spełnił swoją rolę.
Kler to film, który niezależnie od tego, czy uznacie za dobry, czy zły, warto zobaczyć.
Warto się przełamać, jeśli macie opory, i iść do kina. Dlatego, żeby wyrobić sobie o nim własną opinię. Dlatego, że rozpalił media, publiczność, krytykę, internet do czerwoności. Dlatego, że rozpoczął dyskusję, choć ta dyskusja będzie trudna do przeprowadzenia; już jest trudna. I nie wiem, czy coś z niej wyniknie, kiedy słyszę rubaszny śmiech na sali kinowej, gdy mnie w ogóle nie jest do śmiechu.
To nie jest film Smarzowskiego, który jako całość mną najbardziej wstrząsnął, choć scena, w której Arkadiusz Jakubik jako ksiądz Kukuła kończy kazanie do wiernych, całkowicie mnie rozwaliła i mocno wzruszyła. Kler to jednak obok Zimnej wojny najgłośniejszy Polski film tego roku, a na pewno najbardziej kontrowersyjny. To film, który - jeśli chodzi o społeczną dyskusję - trzeba postawić obok takich tytułów jak Pokłosie, Pokot, Ida. Jest ważny, skoro sprowokował takie emocje. Bo trudno o nim mówić w oderwaniu od rzeczywistości.