REKLAMA

Tak pięknie o zagładzie jeszcze nikt nie opowiadał. "Civil War" jest tak intensywne, że aż wycieńczające

"Ślubuję wierność (...) jednemu Narodowi, w Bogu zjednoczonemu, niepodzielnemu" - tych słów z przysięgi wierności fladze Stanów Zjednoczonych ludzie zdają się "Civil War" już nie pamiętać. Alex Garland zabiera nas bowiem do USA, w których Amerykanie kłócą się ze sobą i rzucają sobie do gardeł niczym Polacy za czasów rządów PiS-u.

civil war recenzja opinie
REKLAMA

Czemu wojna amerykańsko-amerykańska w ogóle wybuchła? Tego Garland nigdy wprost nie mówi. Jednakże linia frontu przebiega aktualnie przez Charlottesville, a urzędujący prezydent porównywany jest do Kadaffiego, Ceausescu i Mussoliniego. To tak wyraźne odniesienia do najnowszej historii Stanów Zjednoczonych, że będą czytelne również pod naszą szerokością geograficzną. Od razu wiadomo przeciwko czemu i komu występuje tu reżyser i scenarzysta. Co chce powiedzieć mieszkańcom USA przed zbliżającymi się wyborami. Na pewno nie zajmuje stanowiska bezstronnego obserwatora, choć przecież o obiektywizmie "Civil War" w pewnym stopniu traktuje. "My jesteśmy tylko od dokumentowania pytań innych" - mówi w jednej ze scen główna bohaterka, słynna fotografka wojenna.

Lee wraz z dziennikarzem Joelem zamierzają przeprowadzić wywiad z prezydentem. Zadanie wydaje się niewykonalne, bo w stolicy wolności prasy się nie toleruje, do jej przedstawicieli się strzela, zanim padną jakiekolwiek pytania. W tej samobójczej misji bohaterom towarzyszy podstarzały reporter "tego co zostało z "New York Timesa"" Sammy i niopierzona fotoreporterka Jessie. Z Nowego Jorku razem ruszają do Waszyngtonu, a więc mitologizujący Zachód kierunek podróży z klasycznych westernów zostaje zachowany. Zamiast jednak celebrować amerykańskie wartości, Garland pokazuje ich rozpad.

O innych filmach i serialu Aleksa Garlanda poczytasz na Spider's Web:

REKLAMA

Civil War - recenzja filmu

"Civil War" to utrzymany w klimatach kina wojennego dystopijny film drogi. Bohaterowie podróżują przez Stany Zjednoczone, spotykając kolejnych żołnierzy - a to zbrojnego sojuszu Sił Zachodnich, a to sił stojących po stronie rządu federalnego. W przeciwieństwie do wojny secesyjnej, która toczyła się między Północą a Południem, tutaj naprzeciwko siebie staje Wschód z Zachodem. Ten konflikt rozdziera cały kraj do środka, ale nie jest ważne, dlaczego ludzie zabijają się nawzajem. "Żeby on nie zabił nas" - tłumaczy jeden z napotkanych żołnierzy, polujących na ukrywającego się w pobliskim budynku snajpera. Nie tyle chodzi o jakąś sprawę, co o przetrwanie.

Civil War - co obejrzeć?

Pomimo licznych odniesień do amerykańskiej mitologii, "Civil War" pozostaje filmem uniwersalnym. Opowiada o bezsensie wojny, o konflikcie politycznym - każdym i żadnym - wciągającym wszystkich bez wyjątku. To jest nawoływanie do działania, kiedy świat zaczyna płonąć. Dlatego Lee i Jessie kpią ze swoich rodziców, udających, że nic takiego się nie dzieje. Kiedy w jednym z miasteczek wchodzą do sklepu odzieżowego, ze zdziwieniem spoglądają na ekspedientkę, która opowiada, jak to stara się nie angażować. W nieco ironicznym tonie produkcja sprzeciwia się w ten sposób bezczynności. Musisz zająć jedną ze stron i stanąć do walki - zdaje się nam mówić Garland.

REKLAMA

"Civil War" zdecydowanie jest filmem antywojennym, choć przecież reżyser ucieka od jednoznaczności jak tylko może. Wstrząsające są wydarzenia stylizowane na fotografie wojenne, które oglądamy w kompletnej ciszy. Zdarza się jednak też, że oglądamy walkę rozgrywaną w rytm funkowej piosenki. Garland nie boi się sprzeczności, całą opowieść buduje z podobnych kontrapunktów. Kamera Roba Hardy'ego do przesady estetyzuje przedstawiane wydarzenia. Podróż przez płonące lasy staje się wręcz wizualnym doświadczeniem granicznym. Trzy historie w ramach jednej. Scenariusz opowiada swoją, obraz swoją, a muzyka, jak się pewnie domyślacie, też swoją.

Tak pięknie i kompleksowo o ludzkim dążeniu do samozagłady jeszcze nikt nie opowiadał. "Civil War" to po części pokojowy manifest, po części ostrzeżenie, a w pełni - satysfakcjonujące przeżycie filmowe. Przesycone gniewem, żalem i agresją. Tej produkcji nie da się oglądać z boku. Bierze się w niej aktywny udział, przez co okazuje się tak intensywna, że aż wycieńczająca.

"Civil War" już w kinach.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA