REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

W tych filmach jest przemoc i tona świństw. Oto najbardziej kontrowersyjne tytuły w historii

Rasizm, prawdziwe morderstwa i bluźnierstwa – od początku swojej historii kino prowokuje do dyskusji i wywołuje kontrowersje. Dlatego filmy bywają cenzurowane i zakazywane, a ludzie protestują przeciwko ich wyświetlaniu. Na ironię zakrawa fakt, że w wielu przypadkach zapewnia to danym tytułom darmową reklamę.

26.02.2023
11:12
filmy kontrowersyjne przemoc
REKLAMA

Nie ma lepszej reklamy niż kontrowersje. Jak o jakimś filmie się mówi, że jest obrzydliwy, zły, okropny – ludzie chcą go zobaczyć bardziej niż kolejne "arcydzieło", o którym rozpisują się krytycy. Jeśli jeszcze jakieś środowiska go oprotestują, a cenzorzy zechcą zakazać, mamy do czynienia z sensacją. Takie sytuacje to marketingowe dary losu. Dlatego prowokowanie na stałe weszło kinu w nawyk. Może to robić poprzez podejmowaną tematykę, sposób prezentowania przemocy, czy nawet nabijając się z utartych dogmatów religijnych.

REKLAMA

Te filmy wzbudzały kontrowersje

Z samymi kontrowersjami bywa różnie. Raz są słuszne, a kiedy indziej przesadzone. Mogą wynikać z niewiedzy, plotek, czy nawet marketingowych strategii, wedle których nieważne jest jak, ważne, żeby ludzie mówili. Bywają poważne, bywają śmieszne. Dzięki temu mają nie tylko moc promocyjną, ale mogą też niszczyć kariery.

Czytaj także:

Narodziny narodu

Ten film pod wieloma względami był pierwszy. To prawdziwy kamień milowy w historii kina. Ale na pewno nie jest "niewinny". Nazywany jest bowiem "najbardziej kontrowersyjną produkcją zrealizowaną w Stanach Zjednoczonych", czy "najbardziej nagannie rasistowskim tytułem Hollywood". Oj tak, do dzisiaj budzi niesmak (być może nawet większy niż w czasach swojej premiery). To w końcu opowieść o narodzinach Ku Klux Klanu, który okazuje się tu obrońcą amerykańskich wartości i heroicznie staje na straży czci białych kobiet.

Narodziny narodu

Afroamerykanie są w "Narodzinach narodu" prezentowani jako mało inteligentni seksualni drapieżcy. W dodatku większość z nich grają biali aktorzy z blackface’em. Nic więc dziwnego, że czarnoskórzy film oprotestowali. Walczyli też o jego zakazanie, ale niestety bez sukcesu. Można produkcję chwalić od strony formalnej, ale zawsze trzeba podkreślać jak obrzydliwe jest jej przesłanie ideologiczne. Fuj.

Dziwolągi

Po sukcesie "Draculi" reżyser filmu – Tod Browning - mógł sobie pozwolić praktycznie na wszystko. Wybrał projekt, nad którym pracował już od jakiegoś czasu. "Dziwolągi" od pierwszych dni zdjęciowych wzbudzali kontrowersje. Pracownicy MGM nie czuli się bowiem komfortowo w towarzystwie występujących przed kamerą prawdziwych artystów cyrkowych (np. bliźniaczek syjamskich). Pomimo problemów film udało się skończyć i wtedy nadeszły pokazy testowe. W ich trakcie widzowie mieli wybiegać (wybiegać, nie wychodzić) z sali kinowej, a jedna z kobiet zagroziła, że pozwie wytwórnię, bo miała poronić właśnie z powodu oglądanych wydarzeń.

Film drastycznie pocięto. Z 90 min zostało trochę ponad godzinę. Niewiele to dało, bo "Dziwolągi" okazały się klapą tak artystyczną, jak i komercyjną. W dodatku wycofano je z kin w Atlancie, a w Wielkiej Brytanii zakazano ich wyświetlania. Produkcja zniszczyła reputację Toda Browninga i zakończyła jego karierę. Po latach tytuł ten uznano jednak za klasykę kina grozy, arcydzieło, produkcję kultową.

Happiness

Jeśli festiwal w Sundance, który zazwyczaj nie boi się kontrowersyjnych treści, nie chce przyjąć twojego filmu, to wiedz, że przegiąłeś. Bo faktycznie Todd Solondz postanowił widzów nie oszczędzać. Kontrowersje wokół jego "Happiness" pojawiły się z powodu, ogólnie rzecz ujmując, sposobu podejmowania tematyki seksualnej. Mówiąc w szczególe, poszło o postać pedofila. Bill jest bowiem… sympatycznym gościem. Żeby to wybrzmiało: reżyser zmusza publiczność do sympatyzowania z pedofilem.

Happiness

"Happiness" to wyzwanie (a raczej granat) rzucony widzowi, z którym trudno się momentami mierzyć. Niby jest lekki i rozrywkowy, ale jednocześnie prowokujący i wielowarstwowy. Todd Solondz z uśmiechem na ustach narusza tu naszą strefę komfortu. Takie podejście spodobało się krytykom (w Cannes film zdobył nagrodę FIPRESCI). Reżyser niezrażony kontrowersjami i ograniczoną dystrybucją produkcji około dekady później zrealizował jej nieoficjalny sequel – "Życie z wojną w tle".

Salo, czyli 120 dni Sodomy

To jeszcze kino artystyczne, czy już eksploatacja? Pier Paolo Pasolini wziął na kanwę kontrowersyjną książkę kontrowersyjnego Markiza de Sade’a i zrobił na jej podstawie jeszcze bardziej kontrowersyjny film. Akcja rozgrywa się pod koniec II wojny światowej we Włoszech. Elity porywają młodych chłopców i dziewczęta, aby uczynić z nich swoich niewolników. Wykorzystują ich na wszelkie możliwe sposoby i karmią… ekhm. To aż niesmaczne.

Pasolini został zamordowany na kilka tygodni przed premierą filmu. "Salo, czyli 120 dni Sodomy" zadebiutowało w aurze skandalu. W wielu krajach z miejsca zostało zakazane. W Wielkiej Brytanii "bana" zdjęto z produkcji dopiero w 2000 roku. Do dzisiaj określa się ją mianem "najbardziej szokującej", "najbardziej obrzydliwej", a nawet "najbardziej przerażającej" w historii kina. Wciąż zdobywa nowych "fanów", a akademicy poddają ją kolejnym analizom. Jak bowiem powszechnie wiadomo pod tą całą przemocą i innymi ohydztwami kryje się wiele śmiałych i interesujących tez.

Ludzka stonoga 2

O ile zazwyczaj narzekamy na sequele, że nie dorównują oryginałowi, w tym wypadku jest zupełnie na odwrót. "Ludzka stonoga 2" jest lepsza. Działając zgodnie z logiką kontynuacji wszystkiego jest tu więcej – dwójka jest brudniejsza, bardziej szalona i brutalna. Główny bohater ogląda jedynkę i postanawia powtórzyć eksperyment dr. Heitera w prawdziwym życiu. Zamierza więc złączyć ze sobą 12 osób, a my dostajemy film tyleż fascynujący, co odpychający, obrzydliwy, obleśny.

"Ludzka stonoga 2" pełna jest przemocy, pokazywanej bez żadnego estetycznego znieczulenia. Na całym świecie albo usuwano co drastyczniejsze sceny, zanim dopuszczano film do dystrybucji, albo w ogóle go zakazywano. Używanie na produkcji mieli nie tylko cenzorzy, ale również krytycy. Nie podobała im się tak fabuła, jak i aktorstwo.

Snuff

W latach 70. po Stanach Zjednoczonych krążyła plotka o powstających w Ameryce Południowej produkcjach, które przedstawiają prawdziwe morderstwa młodych kobiet. Natrafił na nią Alan Shackleton. I tak się szczęśliwie złożyło, że na półce u niezależnego dystrybutora leżał akurat tani film eksploatacji "Slaughter". Fabuła nawiązuje do zabójstw popełnionych przez sektę Charlesa Mansona i rozgrywa się właśnie w Ameryce Południowej.

Snuff

Shackleton dodał dwa do dwóch, dograł do "Slaughter" scenę, w której ekipa filmowa morduje główną aktorkę (tak jakby, bo wcieliła się w nią już inna kobieta) i wypuścił pod tytułem "Snuff". Premierę produkcji poprzedziła kampania marketingowa. Dystrybutor zapewniał, że na ekranie widzowie zobaczą "prawdziwe morderstwo", a potem wynajął ludzi, aby protestowali pod wybranymi kinami wyświetlającymi produkcję. Ku jego zdziwieniu, dołączali do nich inne, przypadkowe osoby.

Królik doświadczalny 2: Kwiat ciała i krwi

To nie jest tak, że "Snuff" narobił szumu, a potem panika na punkcie filmów zawierających prawdziwe sceny morderstw zniknęła. Ludzie wierzyli (a nawet wciąż wierzą) w istnienie takich produkcji. Na przykład Charlie Sheen na jednej imprezie obejrzał "Królika doświadczalnego 2" i zawiadomił FBI, że widział na ekranie zabójstwo. No cóż. Faktycznie wszystkie części niesławnej japońskiej serii sprowadzają się do scen brutalnych tortur na kolejnych ofiarach. Bywają realistyczne. Ale w tym wypadku oprawca na samym początku pozbawia życia kurczaka. Takiego ewidentnie… gumowego. Skoro na planie nie ucierpiało żadne zwierzę, to z ludźmi miałoby być inaczej? Raczej nie, ale gwiazdor nie wziął tego pod uwagę i mleko się rozlało.

Organizator imprezy musiał udowodnić, że "Królik doświadczalny 2" nie jest prawdziwym snuffem. Zrobił to pokazując służbom materiały zza kulis produkcji, na których widać, że torturowanej kobiecie krzywda się nie dzieje. Co więcej, na planie bawiła się niemal tak dobrze, jak Sheen wiele lat później z gwiazdkami filmów dla dorosłych.

Cannibal Holocaust

"Nadzy i rozszarpani" – tak brzmi polski tytuł "Cannibal Holocaust". Jest sensacyjny, ale też oddaje charakter filmu zmarłego niedawno Ruggero Deodato. Reżyser rozsmakowuje się tu w scenach przemocy. W dodatku bardzo realistycznych. Tak bardzo, że nawet został oskarżony o pokazywanie prawdziwych morderstw, czyli zrealizowanie snuffa. Sam twórca skrzętnie zadbał o takie złudzenie autentyczności, bo występujący w produkcji aktorzy mieli w kontraktach zapis o obowiązku wycofania się na dłuższy czas z życia publicznego.

Deodato musiał odeprzeć zarzuty o morderstwo, dlatego w towarzystwie rzekomo zabitej części obsady udzielił wywiadu włoskiej telewizji. Na sali sądowej zdradził natomiast, w jaki sposób powstały brutalne sceny. Wszystkie okazały się trikami. Na planie nikt nie zginął. Przynajmniej z ludzi. Ucierpiały jednak zwierzęta (m.in. rozrywany przed kamerą żółw). Do dzisiaj tytuł ten jest z tego powodu potępiany.

Żywot Briana

"Tak zabawny, że zakazano go w Norwegii!" – taki napis zdobił szwedzki plakat do "Żywota Briana". Bo faktycznie film Mynty Pythona jest bardzo śmieszny. Ale nie dla chrześcijan. Dlatego zakazano jego wyświetlania nie tylko w Norwegii, ale też m.in. w Wielkiej Brytanii, czy we Włoszech. Twórców oskarżono o bluźnierstwo, a oni wykorzystywali kontrowersje w celach promocyjnych.

"Żywot Briana" opowiada historię tytułowego bohatera, który przychodzi na świat w Betlejem i omyłkowo zostaje uznany za Mesjasza. Film wyśmiewa więc katolickie dogmaty. Kilka lat temu nie przeszkodziło to jednak "Wiadomościom" TVP zilustrować materiału o Bożym Narodzeniu sceną pochodzącą z tej właśnie produkcji. Nawet Monty Python nie byłby w stanie wymyślić takiej formy promocji.

Benedetta

Według opinii publicznej z filmami Paula Verhoevena zawsze jest coś nie tak. A to są zbyt brutalne ("RoboCop"), a to zbyt erotyczne ("Nagi instynkt"), a to zbyt kiczowate ("Showgirls"). Prowokowanie weszło holenderskiemu twórcy w krew. Robi to w sygnowanych swoim nazwiskiem produkcjach do dzisiaj. Najnowszy tytuł w jego karierze nie jest więc wyjątkiem. "Benedetta" to opowieść o zakonnicy, która doświadcza mistycznych wizji. Co prawda główna bohaterka poświęca się Bogu, ale jednocześnie nie może oprzeć się pokusom ciała. Wdaje się bowiem w romans z inną kobietą. Rozumiecie już z czego wynikają kontrowersje?

REKLAMA
Benedetta

Środowiska katolickie alergicznie zareagowały na "Benedettę". Wierni w różnych częściach świata protestowali przeciwko filmowi. Również w Polsce produkcja weszła na ekrany w aurze skandalu. Przed rodzimymi kinami odbywały się pikiety i wystosowano petycję do dystrybutora, aby zrezygnował z pokazywania tytułu.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA