REKLAMA

Jest oderwany od rzeczywistości, lecz wkręca. Nowy sezon "I tak po prostu" jest idealny na lato

Już jest. Na HBO trafiły dwa pierwsze odcinki drugiego sezonu "I tak po prostu", które są kontynuacją "Seksu w wielkim mieście". W pierwszym odcinku nie brakuje sztuczności i oderwania od rzeczywistości głównych bohaterek, lecz momentami gdzieś tam tli się humor i dobre dialogi, znane ze starych odcinków kultowego "Seksu w wielkim mieście".

" I tak po prostu"
REKLAMA

"Seks w wielkim mieście" jest kultowym serialem, który albo się lubi, albo nienawidzi. I choć wiele fanek było zachwyconych pomysłem kontynuacji kultowego serialu, ja dość sceptycznie podeszłam do tej idei. Już same dwie kinowe wersje, były dla mnie o oczko za dużo, a co dopiero mówić o kontynuacjach, gdy główne bohaterki są teraz o dwie dekady starsze, lecz ciągle borykają się z tymi samymi problemami. Uważam, że na pewnym etapie serial powinien się zakończyć, lecz wiecie jak to jest, gdy pojawia się kontynuacja serialu, czy filmu, który lubimy, natychmiast go oglądamy, mimo że kręcimy nosem i mówimy, że "I tak po prostu" to już nie jest "Seks w wielkim mieście", co kiedyś.

REKLAMA
" I tak po prostu"

Pierwszy odcinek "I tak po prostu" pokazuje oderwanie od rzeczywistości na wysokim poziomie.

Nie jest i nie będzie, bo po prostu zbyt wiele rzeczy się zmieniło. Po pierwszym sezonie "I tak po prostu" wielbiciele serialu krytykowali go za hiperpoprawność polityczną, epatowanie bogactwem czy sztuczność.

Pierwszy odcinek drugiego sezonu sugeruje,, że będzie podobnie, lecz co ważne w drugim sezonie, powrót bohaterów z różnych grup etnicznych, kulturowych i genderowych to zmiana jak najbardziej pozytywna. Ubolewam i pewnie nie tylko ja, że w nowym sezonie nie zobaczymy przezabawnej i energicznej Samanthy (Kim Cattrall). Aktorka pojawi się jedynie w krótkiej finałowej scenie. Niestety, jej nieobecność w serialu jest pokłosiem konfliktu z Sarah Jessicą Parker.

Początek pierwszego odcinka jest nieco sztuczny i zbyt idealny, pokazujący bohaterki w scenach seksu. Choć seks jest różny, to wszystkie bohaterki prezentują się niemal jak modelki z okładki. Scena otwierająca byłaby znacznie lepsza, gdyby pokazać główne bohaterki naturalnie, nie tak idealnie, z większym luzem. Trudno. Z kolejnych minut szybko dowiadujemy się, co słychać u Carrie, Mirandy, Charlotte oraz ich koleżanek, które są trochę niejako wypełnieniem pustki po Samanthcie.

Carrie (Sarah Jessica Parker) spotyka się bardzo niezobowiązująco z producentem swojego podcastu, umawiając się co czwartek na seks, po każdym odcinku podcastu. Miranda (Cynthia Nixon) przebywa w Los Angeles z Che (Sara Ramirez), która występuje jako stand-uperka. Z kolei Charlotte (Kristin Davis) spełnia się w roli mamy dwóch dorastających córek oraz kochającej żony Harry'ego (Evan Handler). Oderwanie od rzeczywistości widoczne jest na najwyższym poziomie, gdyż Charlotte, Carrie oraz ich przyjaciółki szykują się w pierwszym odcinku do największego modowego wydarzenia na świecie, czyli MET Gali, imprezy nazywanej modowymi Oscarami.

Jak to w "Seksie w wielkim mieście" bywa, nie brakuje rozmów o związkach, seksie, relacjach międzyludzkich. Niektóre z nich wypadają bardzo banalnie i słabo, jakby były wyrwane z pisma dla nastolatków "Bravo". To, co jednak dobre, to pójście z duchem współczesnego świata. Carrie nie pisze już felietonów, tylko nagrywa bardzo modne w ostatnim czasie podcasty. Choć początek nowego sezonu jest oczywiście bardzo poprawny politycznie, plusem jest otwartość bohaterów na wiele tematów, jak chociażby męskie emocje czy ciałopozytywność. Choć gdyby się przyjrzeć, stary "Seks w wielkim mieście" również poruszał takie wątki, choć może inaczej w latach 90. czy na początku lat 2000 ubierał je w słowa. Warto też dodać, że córki Charlotte to już nie grzeczne dziewczynki, a dorastające panny, które angażują się w społeczne sprawy. Widać to szczególnie po młodszej z nich.

REKLAMA

W nowym "Seksie w wielkim mieście" widać ciutkę poczucia humoru i dialogów z pierwszego sezonu

Aktorsko świetnie poradziła sobie oczywiście główna bohaterka, Sarah Jessica Parker, ale również Miranda (Cynthia Nixon), która jest przezabawna w jednej ze scen. Z drugoplanowych ról urzekł mnie przyjaciel Charlotte, gej Antony Marantino (Mario Cantone), który z rozbrajającą szczerością i bardzo zabawnie opowiada o miłosnych podbojach. Twórca serialu Michael Patrick King troszeczkę sprawił, że początek drugiego sezonu "I tak po prostu" przypomina stary "Seks w wielkim mieście". Gdzieś tam w oddali tli się ten dawny humor i dialogi znany ze starych odcinków. Choć to oczywiście nie jest już ten sam serial, 2. sezon serialu może być hitem. Mimo wad, ogląda się go lekko i ma się ochotę na odpalenie kolejnych odcinków. To może być po prostu dobry serial na tegoroczne lato, w towarzystwie koleżanek i schłodzonego prosecco.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA