Królowa życia przeprosiła za akcję w McDonaldzie i prawie mi żal. Ale nie jej
Julia von Stein, celebrytka znana z programu "Królowe życia", przeprosiła za swoje zachowanie wobec pracownika McDonald's. W opublikowanym nagraniu podkreśliła, że zauważyła swój błąd i że wyciągnie lekcję z zaistniałej dramy. W tej sytuacji jednak najbardziej żal mi nie "królowej", ani nawet chłopaka, który ją obsługiwał. Najbardziej żal mi nas, bo pozwalamy, by media kreowały ludzi, którzy myślą, że mają prawo robić to, co im się podoba, kosztem drugiego człowieka.
Już chyba wszyscy słyszeli o nieprzyjemnej sytuacji, którą udokumentowała Julia von Stein. Celebrytka, znana z programu "Królowe życia", podjechała pod okienko McDonald's, gdzie zaczęła obrażać i wyzywać pracownika restauracji po tym, gdy ten poprosił ją, by zgasiła papierosa, którego paliła w samochodzie. Nagranie na Instastories "królowej" wzbudziło wśród ludzi sporo negatywnych emocji, a na Instagramie celebrytki pojawiły się pełne wzburzenia komentarze, a nawet życzenia śmierci. Mniej ważne w tej sytuacji jest jednak to, kto ma rację lub czy przeprosił, a bardziej istotne to, dlaczego do takich sytuacji dochodzi i jak to możliwe, że komuś emocje puszczają tak bardzo, że jest w stanie zmieszać drugiego człowieka z błotem i opublikować obelgi w internecie pod własnym nazwiskiem.
"Królowa życia" przeprosiła za swoje zachowanie, jednak ja nadal nie mogę wyjść z szoku
W gastronomicznym świecie co jakiś wydarzają się różne dramy, a ściślej mówiąc - to influencerzy te dramy rozpoczynają i rozdmuchują. Przecież nie tak dawno Monika Kociołek wrzuciła na swój kanał film, w którym Karol Pieszko postanowił zachować się jak ostatni buc wobec jednej z kelnerek. Dziewczyna, która obsługiwała stolik, przyniosła jedno z zamówień zbyt późno, co spotkało się z niezadowoleniem grymaśnych youtuberów. Monika próbowała się tłumaczyć, zmieniała wersję wydarzeń, aż w końcu przeprosiła. A wystarczyło po prostu nie wrzucać tego fragmentu do filmu.
Podobna sytuacja miała miejsce z "królową życia", która swój programowy status wzięła sobie zbyt głęboko do serca. Nie wiadomo, co kierowało Julią von Stein, ale jakimś cudem coś podpowiedziało jej, by włączyć nagrywanie, podczas gdy obrażała pracownika McDonald's, który poprosił ją o zgaszenie papierosa:
Mogłam zupełnie inaczej dobrać słowa, mogłam nie podnosić tonu głosu, natomiast, słuchajcie, kiedy ktoś zostanie wyprowadzony z równowagi, to po prostu jest ciężko
- tłumaczyła celebrytyka.
Julia podkreśliła, że mimo napływających do niej wiadomości, które kwadrans po wrzuceniu nagrania na Instastories zaczęły do niej napływać, postanowiła ostatecznie nie usuwać relacji, twierdząc, że "bierze to na klatę" i "nie będzie cofała czegoś, co już wrzuciła". Zapewniła także, że więcej już takiego błędu nie popełni. Pytanie: jakiego błędu? Wyzywania osoby, która pracuje jako sprzedawca w fast foodzie czy nagrania takiej sytuacji? Przeprosiny, choć obszerne, nie są rozwiązaniem sytuacji, a do czegoś takiego musiało dojść, skoro media stworzyły tego rodzaju postać. Postać, która nagra wyjaśnienia, wytłumaczy się, podkreślając, że może i ona hejtowała, ale jednak bardziej hejtują ludzie, którzy wylewają ten hejt wiadrami w jej mediach społecznościowych. I w sumie to scenariusz ten zawsze będzie się powtarzał. Bo ktoś nakręci spiralę nienawiści, na propagatora czy propagatorkę takich zachowań spadnie tysiące krytycznych komentarzy i finalnie to większej grupie się oberwie, bo hejtując zachowanie hejterki, stają się takimi samymi hejterami.
Żal mi nas. Serio, żal mi nas, widzów, którzy oglądają tego typu programy, a później dają się nachapać celebrytom i celebrytkom kilku chwil sławy. Każda drama ma swój cykl: rozpoczęcie, milczenie, oświadczenie lub przeprosiny, zapomnienie, koniec dramy. A przepustkę do przebaczenia dają właśnie te nieszczęsne przeprosiny, które, nawet nieszczere, są dla wielu rozwiązaniem sytuacji. Drama odejdzie w zapomnienie, tak samo jak chłopak z okienka McDrive, który po rozmowie z menadżerką, być może pożegnał się z pracą. Przykro patrzy się na to, jak można nakręcić aferę o kilka nuggetsów i duże frytki, wyciągając ostentacyjnie papierosa w samochodzie. W tej sytuacji przydałby się Pedro, który chciał załatwić pracę zmieszanej z błotem przez Karola Pieszko kelnerce albo Irena Kamińska-Radomska, bo samozwańcza "królowa" nadaje się bardziej do "Projektu Lady" niż "Królowych życia".