Widzowie pokochali "Love Never Lies", bo jest ostry jak żyleta. Dawno nie widziałam tylu dram w jednym programie
Pierwsza polska wersja "Love Never Lies" dobiegła końca. Mimo ujęć w rajskich okolicznościach przyrody, na greckiej wyspie, show ani trochę nie było sielskie. Roiło się w nim od ciężkich emocji, kłamstw, zdrad czy niewyjaśnionych sytuacji. Emocjonalny koktajl zaserwowany przez twórców show, udzielił się też widzom i czasem ciężko patrzyło się na ludzi, którzy wzajemnie ranili się i zadawali sobie ból.
Finał pierwszej polskiej wersji "Love Never Lies" za nami. W show Netfliksa sześć par zostało zbadanych tzw. eye detektywem, czyli wykrywaczem kłamstw, a program sprawdził ich prawdomówność. Przez łącznie siedem odcinków oglądaliśmy łzy bohaterów, ich wzajemne oskarżenia, tajemnice wyciągane na światło dzienne czy brak komunikacji. Jednym zdaniem: Między zakochanymi nie było dobrze, a "Love Never Lies" miał na celu sprawdzić trwałość ich związków. Para mająca na swoim koncie najmniej kłamstw, wygra program i wielkie pieniądze. Te w finałowym odcinku przypadły Lili i Andrzejowi i to właśnie oni zgarnęli 153 tysiące złotych. Mimo wielu łez wylanych w show widać było, że chcą walczyć o swoją relację i jak mówili, nie wyobrażają sobie życia bez siebie.
"Love Never Lies" to mocny format, który szybko zyskał wielu fanów.
W finałowym odcinku rozdzielone na kilka dni pary ponownie spotkały się i miały okazję wyjaśnić sobie wszystkie niedomówienia. My, czyli widzowie mogliśmy się jedynie domyśleć, którzy z zakochanych przetrwają kryzysy i zaczną na nowo, a którzy z nich rozstaną się. W finale wielu z bohaterów mówiło: Ten program tak bardzo mnie zmienił. Z ust niektórych wybrzmiewały słowa o wiciu gniazdka i wspólnym życiu, inni z kolei tak jak Jasiek i Wiktoria nie mogli się ze sobą dogadać.
Przez te siedem odcinków twórcy "Love Never Lies" zaserwowali całą mieszankę trudnych emocji i dram, co stało się okazją do żartowania internautów, że nowy reality show Netfliksa, to takie trochę "Trudne sprawy". Mimo wszystko "Love Never Lies" widzowie kupili totalnie, co widać w komentarzach na Instagramie. Wielbiciele programu nierzadko podkreślali, że łyknęli cały sezon w jedną noc. Program z odcinka na odcinek wciągał coraz bardziej, pozwalając widzom kibicować niektórym bohaterom lub wkurzać się na nich, szczególnie gdy w czasie programu prawie dopuszczali się zdrad.
Również Maja Bohosiewicz jako prowadząca zyskiwała w oczach. Na początku nieco sztuczna, chłodna, natomiast z każdym odcinkiem coraz bardziej empatyczna, a kiedy trzeba trzymająca za rękę i przytulająca zapłakanych uczestników.
Program "Love Never Lies" pokazał, jak nie budować związków
Mimo zdjęć w pięknych okolicznościach greckiej wyspy, program ani trochę nie był beztroski. Czasem naprawdę ciężko patrzyło się na ludzi, którzy wzajemnie się ranią, robią sobie na złość i nie potrafią się komunikować. Po pierwszych odcinkach pisałam, że po tym programie może wam się odechcieć związków i dalej to podtrzymuję, bo wielu z bohaterów "Love Never Lies" jest dalekich od budowania, szczerej, opartej na zaufaniu i przyjaźni, partnerskiej relacji. Można tylko podpatrywać od nich, jak nie budować relacji. Choć po ostatnim odcinku mam nadzieję, że rzeczywiście po programie w ich relacjach będzie już tylko lepiej.