Obecność tej postaci z prequeli w „Akolicie” zdezorientowała widzów. Stoi za nią coś więcej
W 4. odcinku serialu „Star Wars: Akolita” mamy do czynienia z prequelowym cameo. Mowa o młodszym Ki-Adi-Mundim, który w czasach pierwszej (chronologicznie) trylogii był członkiem Rady Jedi. Orzechy przeciw mieczowi świetlnemu, że jego obecność w serialu ma głębsze znaczenie.
Długa żywotność nie jest w uniwersum Star Wars niczym nowym - wszak mistrz Yoda nie jest tego jedynym przykładem. Nic zatem dziwnego, że nie tylko Yoda jest Jedi, który pamięta erę Wielkiej Republiki, choć raczej mało kto spodziewał się zobaczyć w „Akolicie” tę właśnie postać.
100 lat przed wydarzeniami z „Mrocznego widma”, w czasach wielkiego pokoju i dobrobytu w galaktyce, kiedy to rozgrywa się akcja nowego serialu z uniwersum, członkiem Zakonu Jedi był już nie kto inny, jak Ki-Adi-Mundi. W 4. epizodzie mistrz Sol składa raport Vernestrze Rwoh i innym Mistrzom w Świątyni na Coruscant. Wyraża też swoje obawy, że Mae, która umknęła im w 2. odcinku, mogła być szkolona przez użytkownika Mocy. Jednym ze zgromadzonych mistrzów jest właśnie Ki-Adi-Mundi, który w czasach Wojen Klonów zasiadał w Radzie Jedi.
Star Wars: Akolita - obecność Ki-Adi-Mundiego w serialu nie jest przypadkowa
Trzeba przyznać, że obecność tego akurat Jedi w serialu jest dość konfundująca. Rzecz w tym, że to właśnie on wypowiedział bardzo istotną kwestię w „Mrocznym widmie”. Gdy Qui-Gon Jinn opowiedział Radzie o walce z Darthem Maulem na Tatooine, sugerując, że jego przeciwnik był Sithem, nasz Cereanin (przypominam: właśnie tak nazywa się ta wysokogłowa rasa) odparł, że to niemożliwe, ponieważ ci wymarli ponad tysiąc lat wcześniej. Co zabawne, to właśnie ten tekst był cytowany przez przeciwników „Akolity” już po debiucie zwiastunów - jak Ki-Adi-Mundi mógł wierzyć, że Sithów nie ma od tak wielu lat, skoro serial pokazuje nam właśnie kogoś, kto wygląda na Lorda Sithów?
Niezależnie jednak od tego, co sądzę o serialu całościowo, jestem przekonany, że twórcy zadbali o spójność i ciągłość - widać, że plan na tę serię jest nieco bardziej złożony, niż w przypadku wcześniejszych odcinkowych produkcji. Twórcy mylą tropy (czasem chyba aż za bardzo, bo z jakiegoś powodu większość odbiorców zdaje się nie rozumieć, że poprzedni epizod był jedynie perspektywą, nie zaś relacją z faktycznych wydarzeń) oraz prawdopodobnie wypuszczają nas w maliny jeśli chodzi o tożsamość zamaskowanej postaci, dlatego też obecność akurat tego Jedi w produkcji wydaje mi się nieprzypadkowa - tu chodzi o coś więcej, niż zwykłe cameo, mrugnięcie okiem do widza. Mogli przecież wybrać dosłownie kogokolwiek, a wybrali właśnie tę postać, której znamienne słowa z Epizodu I wszyscy pamiętamy - z całą pewnością dalsza część historii zdradzi, co stoi za ikonicznym dialogiem oraz faktem, że Ki-Adi-Mundi podważył słowa Qui-Gona. Osobiście obstawiam, że tych, którzy bezpośrednio zetkną się z tajemniczym Sithem, czeka marny koniec.
Czytaj więcej o Gwiezdnych wojnach na Spider's Web:
Niektórzy zwracają też uwagę na fakt, że Ki-Adi-Mundi w żadnym wypadku nie powinien żyć w tym okresie - nie mówiąc już o byciu Jedi wysokiej rangi. Rzecz w tym, że dotychczasowe informacje dotyczące wieku Cereanina pochodzą z Legend, są już zatem nieaktualne. Nowy kanon może sobie robić z wiekiem Mundiego co tylko mu się podoba, łącznie z uczynieniem go długowiecznym. Cóż, na coś mu się jak widać te dwa serca przydają.
Akolitę zobaczycie tutaj.