Mam już dosyć gniotów na podstawie Obcego. Alien: Isolation to dla mnie być albo nie być tej kreatury.
Gry z Obcym były swojego czasu świetne. Podobnie jak filmy, a nawet książki i komiksy. To jednak czas przeszły, natomiast dzisiaj bestia wymyślona przez wspaniały umysł R. R. Gigera trafia do produkcji średnich oraz rozczarowujących. To musi się zmienić. No i w końcu jest na to szansa.
Nie macie pojęcia, jak bardzo czekałem na nie tak dawno temu wydane Aliens: Colonial Marines. Gra zapowiadała się naprawdę przednio. Miał być horror z domieszką akcji, niezwykle klimatyczny, mroczny, ciężki i satysfakcjonujący największych fanów. Pierwsze materiały graficzne i filmowe jedynie powiększały apetyt – wszystko wyglądało tak, jak wyglądać powinno, natomiast prace nad tytułem przeciągały się na tyle, że twórcy mieli dostatecznie czasu, aby wykuć produkcję mistrzowską.
Niestety, doświadczeni pracownicy z Gearbox Software wyszli na partaczy, którzy oszukiwali wszystkich oczekujących na Colonial Marines.
Doszło do niesamowicie kompromitującej sytuacji, w której nawet wersja demonstracyjna różniła się o produktu końcowego. Twórcy podrasowali wszystkie zdjęcia i zwiastuny, nie szczędzili na nich dodatkowego mroku, niemal dającej się złapać w dłonie grozy. Kiedy ostateczny twór wyszedł na światło dzienne, rozczarowaniom, płaczom i zgrzytaniom zębami nie było końca. Aliens: Colonial Marines było przeciętną grą akcji, która co najwyżej stała obok dobrego horroru, z wielką ilością błędów i jeszcze większą masą zbędnych wybuchów. Bolało. Jako miłośnika Obcego, bolało jeszcze bardziej.
Po fatalnej premierze Colonial Marines po prostu się poddałem. Wszystko, co miało coś wspólnego z Obcym, okazywało się szmirą. Nowy Alien versus Predator czy film Prometeusz – każdy tytuł jedynie rozczarowywał, raniąc serce fana.
Mimo tego, po obejrzeniu zwiastuna Alien: Isolation, wiara na powrót wypełniła moje ciało, w ostatnim akcie desperacji. Materiał filmowy pokazał koncept na grę, jaką od samego początku powinien zostać nagrodzony legendarny Obcy. Nie tytułem akcji, nie produkcją nastawioną na rozgrywkę wieloosobową, ale właśnie horrorem. Takim rasowym, pełnokrwistym horrorem ma być Alien: Isolation i niech mnie diabli – wygląda to naprawdę świetnie.
Abstrahując już od ładnej grafiki, z masą nałożonych wirtualną szpachlą filtrów – Alien: Isolation naprawdę budzi skojarzenia z pierwszymi filmami, nawiązując do Ósmego pasażera Nostromo. Zamiast hordy Obcych mamy jednego, nieznanego drapieżnika. Uzbrojeni po żeby, prujący ogniem kosmiczni komandosi przekształcili się w samotną, przerażoną Ripley. Do tego efekty dźwiękowe na najwyższym poziomie – tak, to jest to! To może być to!
Mam ogromne obawy, że moje nadzieje po raz kolejny roztrzaskają się na skutek impetu zderzenia z brutalną rzeczywistością. Mimo tego, projekt Alien: Isolation wygląda na niezwykle interesujący.
Na tyle, że zamierzam śledzić wszystko, co związane z rozwojem prac nad tą grą, trzymając kciuki za twórców. Ci nie należą już do Gearbox Software, lecz The Creative Assembly. Sam byłem w szoku. Legendarni twórcy strategii próbują swoich sił w pierwszoosobowej strzelaninie. Mistrzowie związani z serią Total War wchodzą na zupełnie nowe pole działań, lecz po tym, co widziałem już teraz, zapowiada się naprawdę świetny tytuł. Trzymam kciuki, najmocniej od wielu lat.