Bachata podzieliła internet. Dajcie już spokój Annie Lewandowskiej
Lato w pełni, wakacje za rogiem, a wy wolicie siedzieć przed ekranem i w pocie czoła klepać w klawiaturę, szerząc spekulacje, że Anna Lewandowska zdradza swojego męża, bo tańczy bachatę? Ochłońcie i zapiszcie się na jakiś sport. Byle nie na taniec, bo jeszcze ktoś sobie coś, broń Boże, niestosownego pomyśli.
Na początku było nawet zabawnie, ale z biegiem czasu internauci zaczęli się nieco zapędzać i sprawy zaszły za daleko. Chodzi oczywiście o bachatę, którą od jakiegoś czasu tańczy Anna Lewandowska. Kiedy trenerka fitness zaczęła publikować nagrania z treningów latynoamerykańskiego tańca, spotkało się z to głosami sprzeciwu internautów i internautek (co trzeba podkreślić), a pod filmikami z jej udziałem zebrało się grono obrońców Roberta Lewandowskiego i strażników wierności w związkach. Dlaczego?
Powodem był styl, jakim charakteryzuje się bachata. Polega on w dużej mierze na tym, że partnerzy tańczą bardzo blisko siebie, co przywodzi na myśl taniec sensualny. Rozsierdziło to fanów Roberta Lewandowskiego, którzy zaczęli oskarżać żonę piłkarza o zdradę i mówić jej, co może, a czego nie może robić. Temat powrócił za sprawą zdjęcia z jednym z hiszpańskich trenerów bachaty, które zostało opublikowane w mediach społecznościowych.
Bachata to "tylko" taniec? Zależy dla kogo
Czy spekulacje na temat zdrady można nazwać mizoginią, jak wspomniała Maja Staśko? Wśród komentujących z pewnością znajdą się osoby, którzy pałają niechęcią do kobiet i zrobią wszystko, byleby Annie Lewandowskiej dopiec. Smutnych hejterów szukających łakomego kąska, by wyrzucić swoją frustrację do internetu również nie brakuje. A może to kwestia czegoś zupełnie innego?
Palącą kwestię poruszył Maciek Krawczyk z kanału Zmiana Doświadczania, który podzielił się swoimi spostrzeżeniami z psychologicznego punktu widzenia. I ma w tym sporo racji. Gdyby zastanowić się głębiej nad tym, dlaczego społeczność internetowa została podzielona na dwa obozy: tych, którzy twierdzą, że bachata to tylko taniec i tych, którzy uważają, że Lewandowska robi coś niestosownego, odpowiedzi należy szukać w swoich własnych doświadczeniach. Ile związków, tyle zasad i granic.
Jeśli ktoś doświadczył zdrady lub postawił granicę, że partner lub partnerka nie mogą spotykać się na neutralnym gruncie z osobami płci przeciwnej, zdjęcie Anny Lewandowskiej będzie budziło w nim zgorszenie (co wcale nie oznacza, że znajdziemy to mizoginistyczny podtekst). Jeżeli natomiast w związku panują zasady, w myśl których partnerzy mają do siebie pełne zaufanie i nie kontrolują chorobliwie tego, z kim spotyka się ich druga połówka, spojrzą na zdjęcie trenerki fitness i będą scrollować dalej.
Obok nich oczywiście znajdziemy inceli, mizoginów i zwykłych hejterów, którzy muszą gdzieś wyładować swoją frustrację. Co oczywiście nie jest tu potrzebne, bo chyba nikt normalny nie chciałby znaleźć się w sytuacji, kiedy dorośli ludzie postanawiają komentować ich życie przez pryzmat filmiku z tańczenia bachaty. Abstrahując już od tego, że Lewandowscy, którzy żyją swoim życiem w pięknej Barcelonie, pewnie mają w nosie to, co obcy ludzie wypisują na X czy na Instagramie, bo to żenujące i po prostu niesmaczne. Dajcie sobie na wstrzymanie - weźcie przykład z Lewandowskiej i zapiszcie się na jakiś sport. Byle nie na taniec, bo to może wywołać zgorszenie.
O Lewandowskich przeczytasz więcej na łamach Spider's Web: