"Ania" trafiła na Netfliksa. Film o Annie Przybylskiej porusza, choć nie jest bez wad
Gdy młoda, uwielbiana przez szeroką publiczność i piękna kobieta umiera na raka, płaczą i przeżywają to wszyscy. Tak było, gdy w 2014 roku - po wyczerpującej chorobie - w wieku 35 lat zmarła Anna Przybylska. Osiem lat po śmierci aktorki światło dzienne ujrzał dokument Michała Bandurskiego i Krystiana Kuczkowskiego, który swoją premierę miał podczas Festiwalu Filmowego w Gdyni. Teraz trafił na Netfliksa. I choć produkcja wzrusza, jest sentymentalna, melancholijna, a czasem nawet krzepiąca, to jednak do pewnych rzeczy można się przyczepić.
O tym, że powstanie film o Annie Przybylskiej, mówiło się już od dawna. Media donosiły, że reżyserią produkcji - pierwotnie fabularne - ma zająć się Radosław Piwowarski, który odkrył Anię. Co rusz donoszono też o kolejnych nazwiskach aktorek, które miałyby wcielić się w Przybylską. Wszystko się przeciągało. Mówiono też, ze rodzina wciąż nie jest gotowa, aby stawić czoło temu przedsięwzięciu.
"Ania" to poruszający obraz, utkany z archiwalnych wspomnień, lecz niepozbawiony wad.
W końcu po ośmiu latach od śmierci aktorki powstał film dokumentalny Michała Bandurskiego i Krystiana Kuczkowskiego "Ania", stanowiący zapis archiwalnych nagrań z różnych okresów życia Ani Przybylskiej, rodzinnych zdjęć, wspomnień najbliższych oraz kolegów i przyjaciół z branży aktorskiej. Poruszający, choć nie pozbawiony wad materiał uzupełniają migawki z nadmorskiej Gdyni, rodzinnego miasta Ani Przybylskiej, miejsca, w którym spędziła ostatnie lata życia i tam została pochowana. Dokument, który rok temu gościł w kinach, trafił właśnie na Netfliksa.
W Spider's Web recenzujemy produkcje Netfliksa:
Obraz przeprowadza nas przez życie Ani - od początku aż do jej ostatnich dni. Jak to w dokumentach bywa, twórcy klasycznie serwują nam migawki z dzieciństwa artystki, jej młodości, pierwszych pokazów mody - bo początkowo udzielała się jako modelka, by postawić później na aktorstwo. Odkrył ją Radosław Piwowarski, dając jej rolę "Suczki" w "Ciemnej stronie Wenus". Jak w dokumencie wspomina Piwowarski, choć były aktorki, które na castingu wypały od niej lepiej, Przybylska miała "to coś", czym ujmowała wszystkich na planie. Nie była to tylko uroda, którą zachwycał się niemal każdy, ale też jej naturalność, bezpretensjonalność, szczerość, energia i poczucie humoru. Ona sama miała ogromną pokorę i szacunek do swojej pracy. Jak słychać w archiwalnych nagraniach, doświadczeni aktorzy, z którymi pracowała na planach, m.in. serialu "Złotopolscy" nigdy nie dali jej odczuć, że nie jest zawodową aktorką.
Mało tego, ta współpraca Ani z doświadczonymi aktorami dawała obu stronom obopólną korzyść: Przybylska mogła uczyć się od bardziej doświadczonych kolegów, natomiast Ania dawała im zastrzyk pozytywnej energii i ogromnego powera do pracy. Laurki w dokumencie składają Ani koledzy i koleżanki z branży filmowej, m.in. Anna Dereszowska, Szymon Bobrowski, Andrzej Piaseczny, Michał Żebrowski, Katarzyna Bujakiewicz czy Cezary Pazura.
Film nie odkrywa raczej niczego nowego z życia Ani, bo wiemy przecież, że była piękną, ciepłą, kobietą, która choć oczywiście miała karierę: role filmowe oraz kampanie reklamowe, najważniejsza była dla niej rodzina, którą stworzyła razem z partnerem, Jarosławem Bieniukiem, wydając na świat trójkę dzieci: córkę i dwóch synów. Przyjemnie ogląda się migawki z życia prywatnego aktorki, nakręcone przez jej partnera - Jarosława Bieniuka, gdzie Ania ujmuje poczuciem humoru i naturalnością, gdy śmieje się do rozpuku podczas zimowych wakacji z ukochanym lub chichra się i wygłupia razem z wieloletnią przyjaciółką - Katarzyną Bujakiewicz. Jak mówiła rodzina zmarłej Ani rok temu na premierze filmu, prywatne migawki pokazane zostały dlatego, aby wścibscy paparazzi dali spokój rodzinie Przybylskich i Bieniuków. Pokazaliśmy to, żeby paparazzi nie chodzili pod dom, nie podglądali, nie pisali o Jarku czy o nas, to bardzo nieeleganckie. Jeżeli będą chcieli, to stworzymy drugi i trzeci dokument - mówiła mama Ani, Krystyna Przybylska.
W pewnym momencie w dokumencie robi się bardzo dramatycznie, a przy okazji ckliwie.
W filmie nie brakuje kilku dramatycznych momentów, do których oczywiście należy opowieść bliskich o chorobie aktorki, z którą się zmagała - wyczerpującym rakiem trzustki. Gdy słyszymy, jak dramatyczną walkę toczyła o swoje życie i zdrowie, trudno nie uronić łzy. Mocno wybrzmiewa również wątek, gdzie Ania kłóci się z paparazzi, wystającymi pod jej domem, w czasie, gdy już chorowała na raka. To, w jaki sposób fotoreporterzy chcieli zarabiać na jej chorobie jest po prostu nieludzkie. Uronić łzę można również w momencie, gdy zarówno Andrzej Piaseczny, jak i Cezary Pazura opowiadają o ostatnich momentach związanych z Przybylską.
Gdy Piaseczny mówi w przerywanej pauzami, poruszającej wypowiedzi o tym, że przypadkowo spotkał Anię, gdy już była bardzo chora, i powiedziała mu, że już nie będzie dobrze, trudno się nie rozkleić. Druga połowa dokumentu utkana jest właśnie z takich wzruszających, choć nie pozbawionych kiczu i ckliwości, podbijanych odpowiednią muzyką, momentów. Bo choć na "Ani" można się rozpłakać czy uśmiechnąć, zastosowano emocjonalny szantaż u widza. Film jest tak skonstruowany, że ciężko nie mieć chusteczek przy sobie. Z jednej strony to zrozumiałe, bo historie młodych, pięknych, znanych i lubianych osób, zmagających się z rakiem (rak trzustki to jeden z najgorzej rokujących nowotworów) zawsze poruszają i skłaniają do refleksji.
Jednak w dokumencie Kuczkowskiego i Bandurskiego czegoś brakuje. Być może całość jest zbyt ugładzona i brakuje chłodnego, reporterskiego zacięcia i głębi. "Ania" nie jest wybitnym dokumentem, lecz można zapamiętać kilka zdań i refleksji z niego płynących, być może banalnych, lecz prawdziwych. Jak mówiła Ania do swojej córki Oliwii, warto, a nawet trzeba, cieszyć się z małych, najdrobniejszych rzeczy i doceniać najmniejsze chwile, również te spędzone z bliskimi. Jeśli nie będziesz cieszyła się z małych rzeczy, te duże też nie będą cię cieszyć - mówiła aktorka. Być może po seansie "Ani" bardziej weźmiemy sobie do serca te słowa, w codziennym biegu codzienności. "Ania" dostępna jest na Netfliksie od 11 października.