REKLAMA

Art of Murder

Polska firma City Interactive zawsze kojarzyła mi się z gniotami, takimi zapchajdziurami na rynku gier. Zajmuje się ona dystrybucją do naszego pięknego kraju, mającego być niedługo drugą Irlandią, produktów z najniższej półki. Wydała "hity", takie jak: Terrorist Takedown, Mortyr, Snajper: Sztuka Przetrwania. Niedawno firma postanowiła zmienić swój wizerunek. Zechciała być poważnym producentem i wydawcą. Pomóc w osiągnięciu tego celu ma Art of Murder.

Rozrywka Blog
REKLAMA

Zanim dowiecie się czy City Interactive udała się misja totalnej zmiany swojego image'u, chciałbym podzielić się z Wami moimi małymi refleksjami odnośnie ewolucji przygodówek, które snułem podczas gry w Art of Murder. Pierwsze produkcje tego typu miały miały jedno, priorytetowe zadanie - rozbawić gracza. Posiadały ładne, kolorowe, ręcznie rysowane tła, mnóstwo nieszablonowych postaci i ciekawe, oryginalne dialogi. Warto skupić się na rozmowach, bo to właśnie one były motorem napędowym każdej takiej gierki. Zamiast poważnych, dorosłych dyskusji, mogliśmy bawić się jajcarskimi, przesiąkniętymi aluzjami do problemów z naszej szarej rzeczywistości konwersacjami (vide seria Money Island). W dzisiejszych czasach takie przygodówki nie mają racji bytu. Przemiana zaczęła się mniej - więcej od mojej ukochanej Syberii (wspaniałej, nostalgicznej podróży w krainę marzeń), a skończyła się na Still Life'ie (o ciężkim, duszącym wręcz klimacie). Te gry nie sprawiają, że tarzam się po dywanie ze śmiechu. Mają bardziej charakter filozoficzny niż rozrywkowy. Nie chodzi w nich o to, by rozśmieszyć użytkownika, lecz pokazać mu czarną stronę ludzkiej duszy, by zmusić go do refleksji nad moralnością człowieka. Coś takiego usiłuje zrobić nowa gra studia City Interactive.

REKLAMA

W Art of Murder przyjdzie nam się wcielić w młodą, ładną, świeżo upieczoną agentkę FBI - Nicole Bonnet. Na dzień dobry zostaje jej przydzielona sprawa seryjnego mordercy. Niby wszystko w porządku, bo tacy przestępcy są chlebem powszednim każdego agenta, a dla rezolutnej Nicole powinna być to bułka z masłem, ale coś jest nie tak. Zabójca działa bardzo niekonwencjonalnie i okrutnie kaleczy swoje ofiary. Morderstwa te wyglądają jak rytuał jakiegoś psychopaty, lubującego się w urządzaniu rzeźni, a to dlatego, że oprawca wycina ofiarom serca i zostawia zamiast nich hiszpańskie monety.

Panna ochoczo zabiera się do roboty, ale okaże się, że droga do rozwiązania zagadki jest długa i kręta. Pierwszy trop zaprowadzi nas do muzeum sztuki prekolumbijskiej, gdzie postaramy się wyjaśnić pochodzenie narzędzia zbrodni. Później okaże się, iż cała sprawa ściśle związana jest z pewną tajemniczą wyprawą w głąb puszczy peruwiańskiej. Więcej już nie będę zdradzał, bo w końcu intryga jest największym atutem tej produkcji. Fabuła naprawdę potrafi zaskoczyć zwrotami akcji, szczególnie w finale, gdzie okaże się, iż nie każdy jest tym za kogo się podawał.

W ciągu całej przygody zwiedzimy sporo zróżnicowanych lokacji. Na początku będziemy błądzić między eleganckim, acz trochę zabałaganionym biurem FBI, a wyżej wymienionym muzeum sztuki prekolumbijskiej - budynkiem zbudowanym w antycznym stylu, poza tym nie wyróżniającym się niczym szczególnym. Późniejsze miejscówki, w które będziemy mogli zajrzeć, są już bardziej charakterystyczne i ciekawsze. Tak jak ściągnięta ze Still Life'a zdezelowana melina gangstera - bardzo klimatyczne, elegancko zniszczone miejsce. Mimo że pomysł na tą lokację twórcy zaczerpnęli z przygodówki firmy Microids, wykonujemy w niej zupełnie inne czynności i ona sama w naszej, polskiej produkcji wygląda nieco inaczej. To miłe, iż nasi rodacy nie poszli po najmniejszej linii oporu kopiując bezmyślnie fragment cudzej gry, ale też dołożyli sporo od siebie. To dobrze świadczy o zaangażowaniu autorów we własny projekt. Niewątpliwie najpiękniejszą, najbardziej zapadającą w pamięć lokacją jest puszcza peruwiańska. Przypomina mi nieco dżunglę z gry Benoita Sokala - Paradise.

Jeśli już mowa o wyglądzie poszczególnych miejsc, warto wspomnieć coś o oprawie audiowizualnej. Mówiąc o muzyce to… No właśnie. Jest jej niewiele, a poszczególne utwory nie zachwycają jakimś szczególnym polotem lub brzmieniem. Jako najwymowniejszy komentarz wystarczy to, że tuż po wyłączeniu programu, nie potrafiłbym zanucić żadnego motywu z gry (i to nie przez to, iż nie mam jakichś wyjątkowych zdolności wokalnych).

Pod względem jakości grafiki twór City Interactive jest bardzo nierówny. Z jednej strony animacja i wygląd postaci - na poziomie wręcz żenującym, a z drugiej prezencja poszczególnych miejscówek - miód! Nie wiem jak w pod koniec roku pańskiego 2007 można wypuszczać na rynek coś z tak niedopracowanymi, drewnianymi animacjami. Osoby są niedokładnie zaprojektowane, trudno wskazać w ich obliczu jakiś cieszący oko detal. Zaś miejscówki są przepiękne. Za nie należy się Art of Murder duży plus.

Na swojej drodze zetkniemy się z bardzo intrygującymi ludźmi. Dla przykładu zwierzchnik Nicole - Chaser - gość wiecznie wściekły (jak to szef:), przywiązujący dużą wagę do pełnionych obowiązków. Warren to z kolei zadufany w sobie, niezbyt sympatyczny właściciel muzeum sztuki prekolumbijskiej, Alvarado - bojący się własnego cienia znawca kunsztu dawnych mieszkańców Ameryki Południowej, Ruth - zawsze służąca nam radą, miła sekretarka w biurze FBI. Jak widać postacie są dość urozmaicone, więc nie ma takiej sytuacji, że ktoś jest do kogoś podobny.

REKLAMA

Często, jak to w przygodówkach bywa, by popchnąć fabułę do przodu trzeba rozwiązać jakąś zagadkę logiczną. Tak więc będziemy otwierać drzwi sejfu [skąd ja to znam… - Volt.], układając w odpowiednim szyku litery, kombinować jak można odciągnąć uwagę praworządnego (tak naprawdę to nie do końca) portiera za pomocą zabytkowej misy, folii i szkła powiększającego, będziemy również uciekać z opuszczonego domu. Co najważniejsze, wszystkie zadania są logiczne i sensowne. Nie ma takich sytuacji, jak na przykład w serii Myst, że trzeba być znajomym scenarzysty, by wiedzieć jak tu uporać się z kolejną zagwozdką. Dodam, iż łamigłówki są na dość niewysokim poziomie trudności, nie stanowią takiego problemu, jak te np. ze Still Life'a. Mimo wszystko mogłyby być troszkę trudniejsze, bo chyba po to wydaje się kasę na przygodówkę, by spędzić z nią miodowy miesiąc, rozkoszując się każdą układanką i porządnie przećwiczyć swoje szare komórki.

Pora na małe podsumowanie. Art of Murder jest dobrą grą, ale niestety nie rewelacyjną. Nie wywołuje tylu emocji co Post Mortem bądź często goszczący w tym artykule Still Life. Może gdyby była trochę dłuższa (przejście gry zajęło mi mniej - więcej pięć godzin), zżylibyśmy się bardziej z główną bohaterką i obchodziłby nas jej los, a w tym wypadku mamy głęboko gdzieś, co się z nią dzieje. Twórcy powinni się bardziej wysilić przy kreowaniu postaci Nicole Bonet. Mogliby brać przykład np. z Syberii, w której przygody Kate Walker były jakby naszymi własnymi… Summa summarum kiepsko wypada też polonizacja (kinowa), która jest przyzwoita, choć mało rzetelna. Postać mówi swoje, a na ekranie wyświetla nam się coś zupełnie innego. Mimo wszystko bilans plusów i minusów wypada na korzyść Art of Murder. Warto z tą grą się zapoznać, szczególnie jeśli ktoś lubi przygodówki.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA