REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy /
  3. VOD
  4. Netflix

Film science fiction od Netfliksa to trochę taki Mass Effect. Szkoda tylko, że nie można sterować postacią

Czy właśnie obejrzałam kolejną produkcję z Jennifer Lopez w roli głównej? Tak. Czy można powiedzieć, że jestem już jedną z jej największych fanek? Raczej nie. Coś mnie jednak za każdym razem do niej przyciąga i nie potrafię tego w żaden sposób konkretnie wytłumaczyć. O premierze filmu „Atlas” od Netfliksa mówiło się w sieci dużo i głośno już od dłuższego czasu. Nic dziwnego, gdyż porusza on tematykę bardzo aktualną, a mianowicie wpływ AI na nasze życia. Czy czeka nas dokładnie taka sama przyszłość, jaką tam przedstawiono?

24.05.2024
20:02
Film Atlas, Netflix, nowość, Jennifer Lopez, recenzja, opinia, mass effect
REKLAMA

Nie martwcie się, wszystko będzie dobrze… Chyba że jakiś android postanowi się zbuntować i obejść swoje oprogramowanie. Wtedy może być odrobinkę gorzej. Na szczęście obecnie funkcjonujące społeczeństwo nie ma jeszcze do codziennej dyspozycji tak zaawansowanych wynalazków. Pozostaje nam jedynie, uff, oglądanie tego typu wydarzeń w zaciszu własnego domu, pod kocykiem i z dobrą przekąską w ręku. Trzeba przyznać, że tytuł „Atlas” to jedna z lepszych produkcji oryginalnych z gatunku sci-fi w ostatnim czasie. Oczywiście konkurencja na tym obszarze nie była zbyt duża, ale uzgodnijmy, że nie będziemy patrzeć na to aż tak krytycznie. Sam seans można zaliczyć raczej do grona tych przyjemniejszych przeżyć. Nic za specjalnie nie kłuło w oczy, może będzie to bardziej adekwatne stwierdzenie. Problem jednak leży gdzieś indziej. Film „Atlas” to jeden wielki zbiór smaczków popkulturowych. Ich częstotliwość jest tak duża, że film w pewnym momencie całkowicie traci swoją autonomię, ale o tym nieco później.

REKLAMA

Atlas – o czym jest nowy film na Netfliksie?

Tytuł „Atlas” wprowadza widzów do świata zniszczonego przez zbuntowaną sztuczną inteligencję. Od czasu wybuchu ogromnej rebelii niektóre sektory zdążyły się już odbudować na tyle, aby zacząć stawiać maszynom realny opór. Wciąż nikt jednak nie wie, jak doszło do takiej sytuacji, a przede wszystkim, w jaki sposób jednemu z androidów udało się obejść swoje oprogramowanie, zabić tylu ludzi i ostatecznie opuścić naszą planetę. Właśnie tej kwestii Atlas Shepherd (Jennifer Lopez) poświęciła całą swoją karierę. Kobieta jest niezwykle uzdolnioną analityczką. Można powiedzieć, że rozumie schematy zachowań maszyn, jak nikt inny. Co więcej, potrafi je nawet oszukać. Od kilkudziesięciu lat próbuje odkryć, gdzie obecnie ukrywa się sprawca katastrofy, czyli Harlan (Simu Liu). Wiadomo jedynie, że zaszył się na jednej z odległych planet. Atlas jest w stanie posunąć się do wszystkiego, aby go złapać, ale nie ułatwiają jej tego problemy z komunikacją z innymi ludźmi. Tak naprawdę nikt nie chce z nią współpracować. Większość uważa, że jej metody pracy są wyjątkowo niekonwencjonalne i w ostatecznym rozrachunku – bardziej szkodzą niż pomagają. W jej niesamowite umiejętności wierzy tylko jedna osoba, generał Jake Boothe (Mark Strong).

To właśnie dzięki jego decyzjom Atlas zostaje zaangażowana w niezwykle istotną dla naszej planety misję. Wcześniej udało jej się odkryć położenie Harlana, a teraz musi wyruszyć w międzygalaktyczną podróż na Andromedę, jako ekspertka, aby ostatecznie położyć kres jego działaniom. W tym miejscu dochodzi do swego rodzaju konfliktu interesów. Analityczka pragnie zabić terrorystę, natomiast otrzymuje zgoła inne rozkazy. Jedna z ogromnych korporacji technologicznych chce go „żywego”. Naukowcy pragną otrzymać jego procesor, aby dowiedzieć się, jakim cudem w ogóle udało mu się obejść tak skomplikowane oprogramowanie, a ostatecznie się zbuntować. Atlas nie ma wyjścia, musi być posłuszna, jeżeli chce polecieć na Andromedę. Tak też robi. Niedługo później okazuje się, że nic nie idzie zgodnie z planem. Uzdolniona analityczka okazuje się być jedyną nadzieją na powodzenie misji.

„Atlas” to idealna propozycja dla tych, którzy chcą poznać całą popkulturę w 2 godziny

Od razu zaznaczę – „Atlas” to naprawdę nie jest zły film. Owszem, do wielu rzeczy można się przyczepić, aczkolwiek jeżeli ktoś potrzebuje przyzwoitego kina akcji w klimacie science fiction na luźny wieczór, to raczej nie będzie zawiedziony. Momentami w całą fabułę można się nawet wciągnąć. Nie zabrakło tutaj dość zaskakujących zwrotów akcji, momentów trzymających w napięciu oraz dynamicznych scen walki. Wszystko się zgadza, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Realizacyjnie również jest całkiem przyzwoicie. Można nawet odnieść wrażenie, że cała produkcja, opowiadająca o groźnym AI, jest wygenerowana właśnie przez sztuczną inteligencję. Jest to najprawdopodobniej zasługa ukazywanych w tytule lokacji. Najpierw widzowie znajdują się w niesamowicie rozwiniętym technologicznie miejscu na Ziemi, swoją drogą do złudzenia przypominającym scenerię Blade Runnera, a później zostają przeniesieni na obcą planetę, gdzie nie brakuje nieodkrytych gatunków roślin, dziwnego ułożenia terenu czy przedziwnych zjawisk atmosferycznych. Wygląda to wszystko ładnie, ale niestety same widoki nie są w stanie sprawić, że tytuł ogólnie można by nazwać udanym. Dość prosta i miejscami naiwna historia również nie obroni się samodzielnie. Przede wszystkim nie może się to udać w momencie, gdy tytuł ma w sobie tak mało oryginalności, że przy natłoku nawiązań do popkultury jest ona praktycznie niezauważalna.

Zwiastun filmu Atlas, dostępnego na platformie Netflix

Oczywiście wiadomym jest, że w dzisiejszych czasach bardzo ciężko jest stworzyć coś całkowicie innowacyjnego. Niektórzy uważają nawet, że jest to już niemożliwe i osobiście się z tym zgadzam. Korzystamy z tego, co powstało kiedyś – mniej lub bardziej świadomie. Nie ma w tym nic złego, jeżeli służy to nieustannemu rozwojowi. Tym samym nie oczekuję też, żeby każdy filmowy debiut będzie odkrywał przede mną coś, czego jeszcze nigdy w życiu nie widziałam. Liczę jednak na to, że zaprezentuje się przede mną w unikalny sposób. Pozwoli spojrzeć mi na pewne kwestie z nieco innej perspektywy. Produkcja „Atlas” nie jest w stanie tego zrobić z jednego prostego powodu. Jest ona w pełni złożona z innych dzieł popkultury. Dosłownie przez cały seans nie robiłam nic, tylko doszukiwałam się kolejnych kadrów, postaci, lokacji lub nazw, na które gdzieś już się natknęłam. Nie można oprzeć się wrażeniu, że reżyser tego filmu zainspirował się pewnymi tworami na tyle mocno, że kompletnie się w tym zatracił. Zresztą, myślicie, że nazwisko Shepherd jest przypadkowe? A kojarzycie może takiego gagatka, jak komandor Shepard? Jest to główny bohater kultowej serii gier Mass Effect. Dziwnym trafem Shepherd z filmu „Atlas” wymawia się dokładnie tak samo. Co więcej, nasza tytułowa analityczka udaje się na planetę o nazwie, a jakżeby inaczej, Andromeda. W tak duże zbiegi okoliczności nie jestem w stanie uwierzyć, przykro mi.

Takich smaczków jest oczywiście o wiele więcej. Na przykład oczy zbuntowanych maszyn o własnej świadomości łudząco przypominają te znane z genialnej gry Detroit: Become Human. Swoją drogą tam również zostaje poruszona tematyka sztucznej inteligencji, która zaczyna działać na niekorzyść ludzkości. Podobnych nawiązań jest mnóstwo i dosłownie nie starczyłoby mi tutaj miejsca, aby wymienić je wszystkie. Można powiedzieć, że film „Atlas” jest jednostką pozbawioną autonomii. Gdybyśmy usunęli z niego te wszystkie inspiracje, to pozostałaby prawdopodobnie jedynie Jennifer Lopez, jako wkład własny. Mogłabym spróbować jakoś ignorować te wszystkie skojarzenia, ale jest to naprawdę trudne, gdy nawet niektóre sceny w tytule wręcz wyglądają jak cinematici (przerywniki filmowe) w grach. Szkoda, bo ta produkcja mogła być czymś o wiele przyjemniejszym. Może mniej efektownym czy angażującym, ale lepsze to niż ściąganie od kolegów i koleżanek z ławki. Warto zaznaczyć również, że „Atlas” przekracza przy okazji dość niebezpieczną granicę. Chodzi w tym miejscu o bardzo emocjonalną relację człowieka ze sztuczną inteligencją. Czy to jest w obecnych realiach na miejscu, czy też niekoniecznie – nie mi oceniać. To, na co chciałam zwrócić uwagę, to fakt, że film nie mówi nam, jak mamy myśleć na ten temat i jest to chyba jego największa zaleta.

Film „Atlas” można obejrzeć na platformie Netflix.

REKLAMA

Więcej o produkcjach dostępnych w serwisie Netflix, czytaj na łamach Spider's Web:

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA