REKLAMA

50 twarzy Amy Winehouse. Biografia piosenkarki robi z niej idiotkę

Tony Bennett określił Amy Winehouse mianem najlepszego głosu w historii jazzu. Fani na całym świecie kochali ją za to, że w czasach, w których muzyka stała się komercyjną wydmuszką, ona pozostała prawdziwa. To czemu filmowa biografia piosenkarki robi z niej totalną idiotkę?

amy winehouse film recenzja premiera
REKLAMA

Gdy w "Bohemian Rhapsody" Freddie Mercury wychodzi na scenę stadionu Wembley, zapominamy, że przed chwilą jego koledzy z Queen popijali herbatkę i zwijali się z imprezy przed 22:00. Kiedy "The Dirt" ledwo już dyszy, gitarowe riffy hitów Motley Crue nie pozwalają przerwać seansu. W muzycznych biografiach muzyka zazwyczaj ratuje sytuację. Jest najmocniejszą częścią produkcji, pozwala przymknąć oczy na niedociągnięcia i rozkoszować się dobiegającymi nas dźwiękami. Nie w "Back to Black. Historii Amy Winehouse". Nie sądziłem, że to możliwe, ale film spłyca utwory tytułowej piosenkarki jeszcze bardziej niż "Rock 'n' Roll High School" kawałki Ramones.

Jest to o tyle zaskakujące, że przecież twórcy mają w rękach prawdziwą muzyczną bombę. W filmie nie słyszymy Amy, tylko wcielającą się w nią Marisę Abelę. Jej głos potrafi rozedrzeć serce widza na kawałki. Bezbłędnie trafia we wszystkie nuty, naśladując barwę i maniery nieżyjącej artystki. A jednak ciągle fałszuje. Mija się z istotą każdego utworu. Scenariusz Matta Greenhalgha sprowadza je wszystkie do tandetnych piosenek o miłości, które, od strony tekstowej, w nieco innych aranżacjach w swojej najnowszej erze mogłaby nagrywać Taylor Swift. Ewentualnie Britney Spears tuż przed załamaniem nerwowym, gdy szokowała pozą niegrzecznej dziewczynki. Trudno więc uwierzyć głównej bohaterce na słowo, kiedy zapiera się rękami i nogami, że nie jest jedną ze Spice Girls.

REKLAMA

Back to Black. Historia Amy Winehouse - recenzja filmu

Greenhalgh nie wpada w pułapkę wielu innych biografii muzycznych. Tych, które próbują opowiedzieć całe życie artysty/artystki - od dzieciństwa po tragiczną śmierć. Właściwie to scenarzysta nie próbuje o niczym opowiadać. Amy poznajemy jako nastolatkę, marzącą o wielkiej karierze. Na razie jednak swoim głosem porywa jedynie najbliższych przy okazji duetów z ojcem na rodzinnych imprezach. W malutkim pokoiku pisze kolejne piosenki, rezonujące z jej aktualnymi przeżyciami. Szybko zostaje jednak odkryta i kiedy stoi u progu sławy, poznaje Blake'a. Tak zaczyna się jej upadek. Od tej pory podporządkowuje swoje życie mężczyźnie. Płyta Back to Black staje się przez to historią feralnego związku.

Back to Black. Historia Amy Winehouse - recenzja

"Back to Black. Historia Amy Winehouse" odziera biografię piosenkarki z najciekawszych kontekstów. Podejmuje je, ale opowiada o nich mimochodem, jakby przy okazji film chciał nam powiedzieć, że coś takiego było, ale to w sumie nieważne. W życiu bohaterki liczył się tylko Blake i Blake był tym zły. Ktoś tam wspomina o bulimii Amy, ale tak, żeby przypadkiem za dużo o niej nie powiedzieć. Piosenkarka co prawda nadużywa alkoholu, ale w gruncie rzeczy to dobra dziewczyna, która trawkę może zapali, ale od twardych narkotyków stroni, żeby nie narazić się tatusiowi. Sam ojciec w rzeczywistości traktował ją jak maszynkę do zarabiania pieniędzy, a tu - kosztem zresztą wizerunku matki - jawi się jako całkiem spoko facet i troskliwy rodzic. Dla każdego, kto widział dokument "Amy" to wybielenie będzie niesmaczne.

Wszystko, co sprawiło, że "Amy" się tak dobrze oglądało, zostaje tu pominięte. Nawet mocno wybrzmiewające tam zaszczucie przez media, zmienia się w mało istotny wątek poboczny. To zadziwiające. Realizując film fabularny, twórcy dostali mandat, aby udramatyzować wystarczająco już udramatyzowaną historię. Zamiast tego postanowili ją oddramatyzować - wygładzić i ugrzecznić. Z "Back to Black" robi się przez to produkcja miałka, trywialna. Jakby stojąca za kamerą Sam Taylor-Johnson nie wyszła jeszcze z trybu "50 twarzy Greya". Serwuje nam bowiem kolejne w swojej karierze niewydarzone porno dla rozwydrzonych nastolatek. Tym razem zamiast o kopciuszku odnajdującym swojego mrocznego księcia, opowiada o nieszczęśliwej miłości. I wychodzi jej "Sid i Nancy" pokolenia płatków śniegu.

Więcej o biografiach muzycznych poczytasz na Spider's Web:

REKLAMA

Amy podejmuje same irracjonalne decyzje. Bawi się z Blakiem, gada o nim, on ją zostawia, ona nagrywa Back to Black, wracają do siebie, znowu się dobrze bawią. Uzależnienie od partnera niezbyt tu nawet wybrzmiewa. Lubi niegrzecznych chłopców - to musi nam wystarczyć za wyjaśnienie podejścia głównej bohaterki. Taylor-Johnson romantyzuje wręcz toksyczną relację, pokazuje piosenkarkę jako osobę nadzwyczaj wrażliwą i naiwną. Ta biografia traci przez to cały swój ciężar. Najbardziej zatwardziali fani artystki, zobaczą tu tylko jej cień. W dodatku wypaczony, bo ten film jest plastikowy jak lalka Barbie. Reprezentuje sobą wszystko, czemu Winehouse w rzeczywistości się sprzeciwiała. Jakby żyła, to pewnie by się w grobie przewróciła.

Premiera "Back to Black. Historii Amy Winehouse" 19 kwietnia w kinach.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA