Tym tym tyrymtym. Tym tym tyrymtym. Znana melodia towarzyszyła Bombusiowi, gdy na ekranie jego monitora pojawił się napis "Battlefield 2142". Uśmiech sam, mimowolnie pojawił się na jego ustach. Wyjadacz poprzedniej części w końcu dostał nowe klocki do zabawy. Zapowiadała się kolejna nieprzespana noc.
Wszystkim fanom poprzednich części znany powinien być ten motyw przewodni, który towarzyszył nam od samego początku. Te charakterystyczne nuty były znakiem rozpoznawczym jednego z najlepszych i najbardziej rozbudowanych sieciowych shooterów wszech czasów. Były z nami od samego początku, kiedy to trzymaliśmy w spoconych dłoniach szybkostrzelnego Thompsona walcząc o Normandię w Battlefield 1942. Były z nami również, gdy skradaliśmy się w gęstej dżungli podczas rozgrywki w Battlefield Vietnam. Nie mogło ich również zabraknąć, gdy odbijaliśmy pola ropy naftowej, używając najnowocześniejszych pojazdów amerykańskiej armii w Battlefield 2. Ta sama piosenka jest z nami i teraz, gdy włączamy najnowszą odsłonę tego cyklu, pokazując nam, ze chociaż realia zmieniły się diametralnie, dalej mamy do czynienia ze starym, dobrym Battlefieldem. Ja, jako zapalony fan poprzednich części od razu poczułem się swojsko, pomimo kolosalnej różnicy między obecnym, a poprzednimi Battlefieldami.
Prawie jak przeszłość
Muszę przyznać, że cieszyłem się jak dziecko, gdy instalowałem najnowszy produkt studia
Digital Illusions, choć początkowo, gdy dowiedziałem się w jakich realiach dziać będzie się najnowsza odsłona, nie byłem zbyt rozentuzjazmowany tym faktem. Przez te kilka miesięcy moje podejście uległo całkowitej zmianie. Przeszłość, przyszłość, teraźniejszość... każde tło fabularne może być dobre, jeżeli grę tworzy tak doświadczone studio. Tym razem Battlefield przenosi nas w czas nie aż tak znowu odległej przyszłości, kiedy to ziemia przeżywa kolejne zlodowacenie, a jedyne miejsce nadające się do komfortowego życia do tereny równikowe. Cóż, okazuje się, że miejsca nie starcza dla wszystkich, toteż szybko rozpoczyna się wojna o każdy skrawek ziemi. Jest to dość łatwe do wytłumaczenia... gęb do wyżywienia jest coraz więcej, natomiast jedzenia oraz przestrzeni życiowej coraz mniej. Tak rozpoczyna się fikcyjna Trzecia Wojna Światowa, wykreowana na potrzeby gry. Po latach wojny wyłoniły się dwie ogromne siły, dwa ogromne militarne tytany, które wciąż nieustannie ze sobą walczą. Koalicja Panazjatycka to połączone siły Rosji, Chin oraz Indii. Druga strona barykady to z kolei... Unia Europejska. Państwa Starego Kontynentu połączyły swoje siły, aby kopać tyłki dawnym Rusom i zdobywać coraz co kolejne połacie ziemi nadającej się do zamieszkania. Tak, tak. W tym wypadku to właśnie Unia Europejska jest uzurpatorem, chcąc podbić ciepłe tereny należące do wrogiej koalicji. Pierwsze, co rzuca się w oczy, gdy zanurzymy się w realia gry, to futurystyczne technologie, przy użyciu których walczą żołnierze. Broń repulsatorowa, niezależne bojowe sondy, pola ochronne, nowoczesne apteczki oraz zbroje, tytanowe czołgi czy w końcu siejące postrach wszędzie tam, gdzie się pojawią, ogromne mechy to tylko wierzchołek góry lodowej. A jak to mawiał mój kochany dziadzio; "Im dalej w las, tym więcej drzew". Gdy pierwszy raz zobaczyłem Tytana.... Ale o tym za chwilkę.
O męskich mężczyznach słów kilka
Tak jak w poprzednich częściach, tak i teraz mamy do czynienia z podziałem naszych męskich oraz gotowych na wszystko wojaków na klasy. Tych jest tym razem cztery, a nie siedem. Żołnierz wsparcia to nic innego, jak maszynka do zabijania. Świetny przeciw piechocie, powolny oraz z ogromną siłą rażenia jest dobrym wyjściem zwłaszcza na ciasnych mapach. Wszędobylskiego medyka, którego raczej przedstawiać wam nie muszę, zastąpił tutaj szturmowiec. Świst kul, nieopodal jakiś wybuch, eksplozja pola ochronnego, a pośrodku tej sceny biegnie mężczyzna z przewieszonym karabinem oraz defibrylatorem w ręce.
Taki zawód. Kolejną niezbędna profesją podczas tej wojny okazał się Inżynier, czyli połączenie mechanika z żołnierzem sił przeciwpancernych. Wyrzutnia rakiet, umiejętność naprawiania pojazdów i rozkładania min to jego specjalne możliwości. Idealny na dużych mapach, gdzie wiele maszyn bojowych idzie w ruch. Ostatnim z tej ferajny jest Zwiadowca. Cichy, chłodny oraz z piekielnie celną snajperką. Na mapach pełnych kryjówek oraz punktów widokowych to oni ustalają przebieg bitwy, infiltrując piechurów na tyle nierozsądnych, aby biegać beztrosko środkiem drogi. Duża celność oraz indywidualność to cechy tych właśnie zabójców. Do tego dochodzi nam jeszcze coś na kształt klasy specjalnej, czyli nic innego jak... lider grupy. Zachowuje on wszystkie charakterystyczne środki swojej normalnej klasy, którą wybrał na samym początku, ale dochodzą do tego nowe, zupełnie inne możliwości. Tylko lider grupy może kontaktować się bezpośrednio z najwyżej postawionym na polu bitwy dowódcą, czyli ogwiazdkowanym komendantem. Nie należy również zapomnieć, że to squad liderzy jako jedyni mogą aktywować uzbrojone po zęby sondy czy maszyny do rozpoznawania ruchu oraz położenia wroga. Tylko oni ponadto mogą tworzyć niestandardowe punkty respawnu. Aby stać się takim liderem należy stworzyć własną formację, ale aby stać się komendantem należy się już nieco bardziej natrudzić.
Demokracja to najpopularniejszy system panujący na naszym globie. Drogą takiegoż to właśnie, demokratycznego głosowania wybiera się komendanta. Każdy z żołnierzy ma tylko jeden głos, który może oddać na wybranego kandydata. Wygrywa oczywiście ten, który zyskuje jak największą liczbę głosów. Rozwiązanie wprost z ateńskiej agory jest więc jak najbardziej aktualne. Ale co tak właściwie może komendant i czym się charakteryzuje? Cóż, jest praktycznie najsilniejszą jednostką w grze. Gdy stajemy się komendantem dostajemy do rączek nowe zabawki o.. dość potężnej sile rażenia. Po pierwsze, mamy wgląd w całą mapę pola bitwy, z jednoczesnym położeniem wszystkich jednostek, nawet wroga. Wszystko to dzięki satelitom wesoło orbitującym wprost nad naszymi głowami.
Kolejną możliwością jest zrzut zaopatrzenia. Gdy nasi podopieczni krzyczą rozpaczliwie o amunicję, to właśnie komendant wyznacza punkt jej zrzutu. Po chwili w wyznaczonym miejscu ląduje ogromna skrzynia, z której można zregenerować swoje środki bądź odrodzić się w tym właśnie miejscu. Inną możliwością pana komendanta są naloty. Oj tak, naloty. Ile razy te śliczne niespodzianki zmieniały losy bitew. Tym razem wyróżniamy dwa rodzaje nalotów. Pierwszy, standardowy to nic innego jak zwyczajne ostrzelanie wyznaczonego terenu. Dobre na piechotę oraz lekko opancerzone pojazdy. Drugim rodzajem nalotu jest... strzał satelitarny. Promień z niebios momentalnie unieruchamia wszystkie pojazdy w zasięgu działania. Piekielnie przydatna sprawa. Panowie i panie, musicie sami przyznać, że naprawdę jest tego dużo.
No i tutaj mam dla was malutką niespodziankę... jak już wspomniałem, to tylko wierzchołek góry lodowej. System unlocków, zaaplikowany choćby w poprzedniej części został tutaj wyraźnie rozbudowany. Wraz z naszym postępem w grze dostajemy coraz to nowe gadżety, poprzez które stajemy się prawdziwymi weteranami, stąpając dumnie bo battlefieldzie z pełnym wyekwipowaniem. Przykłady? A proszę bardzo, proszę bardzo. Dużo tego jest, ale zaserwuję wam coś z pamięci. Co powiedzie na zabaweczkę, która robi z was niewidzialnych? Że przesadzone? Co powiecie na działka, które po rozstawieniu same otwierają ogień do nieprzyjaciela? A może ciekawe wyda wam się rozkładane pole ochronne, zza którego możemy szydzić do przeciwników, ale ci biedacy do nas już nie? Miny przeciwpancerne, granaty energetyczne, świetne granaty dymne oraz bomby wybuchające po wykryciu ruchu też są dość niespotykanym nigdzie indziej materiałem. A jest tego więcej, to wam obiecuję. Każdy żołnierz ma w związku z tak ogromną ilością sprzętu coś na kształt eRPeGowej karty ekwipunku z wyznaczonymi slotami. Osobne na pancerz, osobne na broń i osobne za wyżej wymienione zabaweczki. To naprawdę daje ogromne możliwości wyboru, dzięki czemu mamy możliwość dostosowania gry do naszego stylu rozgrywki... przeważnie było na odwrót.
Gdzie czołgów sześć tam i tak lepszy mech
My tu gadu gadu o tej piechocie, a to przecież nic innego jak zwyczajne mięsko armatnie. Dobrze wyposażone, ale jednak mięsko. Czasem potrafi zajść za skórę, lecz mimo wszystko piechota na dużych mapach to jak stado komarów. Denerwujące, małe pionki które chcą coś zrobić, ale nie mają ku temu odpowiednich środków. Są za to dwa główne czynniki, które przesądzają o losach ogromnych bitew; gra komendanta oraz znane z każdej poprzedniej części Battlefielda pojazdy. O ile rolę tego pierwszego już sobie omówiliśmy, o tyle czas nauczyć was co nieco o maszynach, którymi nasze wojska poruszać się będą za setkę lat z hakiem.
Zacznijmy może najpierw od rozsławiającą tą część ogromnych maszyn kroczących. Tak, tak. Potocznie nazywamy to mechami. Europejski L5 i azjatycki T39 są porównywalnie silne, przez co możemy liczyć na wyrównaną walkę zależną tylko i wyłącznie od umiejętności ludzi prowadzących te dwa molochy. Pojazdy kroczące charakteryzują się swoją ogromną siłą ognia i bardzo dobrą defensywą. Oznacza to mniej więcej tyle co: mało kto nakopie im do dupy, a oni w kopaniu pośladków z kolei są świetni. Mechy charakteryzują się w pełni obracalną kabiną, polem osłony oraz bardzo, bardzo silną bronią. Maszynowe DGG oraz rakietowe SWARM strzelające 6 pociskami jednocześnie (!) to zabawki przeznaczone dla pilota. Zajmujące drugie miejsce pasażer może w tym czasie pobawić się wieżyczką, czyli pociskami EMG oraz podstawowym minigunem. Kiedy taki kolos maszeruje sobie uliczkami, siejąc tak ogromne zniszczenie naprawdę ciężko jest go powstrzymać. Dzięki osłonom jest odporny na jakiekolwiek ataki! Wyłącznie ostrzał satelitarny może skutecznie zatrzymać tego molocha. Demony zniszczenia w przyszłości. Jak to mawia mój kolega, z którym sobie pogrywam: Nie komendant jest tutaj górą, tylko ten, który jako pierwszy doczłapie się do mecha. Mówię wam, coś w tym jest.
Drugą kategorią pojazdów są czołgi. No bo jakże mogłoby ich zabraknąć. O ile Unia Europejska prezentuje tutaj standardowy pojazd przyszłości z polem ochronnym i grubym pancerzem, o tyle czołgi Koalicji Panazjatyckiej to już prawdziwe futurystyczne zabaweczki. Standardowe gąsienice zostały tutaj zastąpione repulsatorami. Nie wiecie co to takiego? Odsyłam chociażby do Matrixa. Tamtejsze statki poruszały się właśnie na owych repulsatorach. Dzięki tej nowince prosto z przyszłości czołgi tych cwaniaków gaworitujących po rusku są w stanie jechać po każdej płaszczyźnie, czy to normalna droga, czy pochyła powierzchnia! Broń tych ciężarnych pojazdów to standardowe pociski, z jakimi mieliśmy do czynienia chociażby w Battlefield 2.
Następnym typem pojazdów są niespotykane nigdy wcześniej ogromne transportery bojowe. Można to porównywać na przykład do amerykańskiej Barracudy, lecz taki tok myślenia nie jest zbyt trafny. Transportery bojowe z 2142 roku (AVM-2 i BTR-4) to istne małe fortece, naszpikowane po brzegi elektroniką. Z każdej strony jakieś działko, jakaś lufa czekająca tylko na jakikolwiek ruch. Wyrzutnie rakiem EMP, specjalne kapsuły ratunkowe (!), moździerz średniego kalibru oraz pociski rakietowe. Istne centrum dowodzenia. Bardzo powolne, bardzo masywne. Ogromne koła, ryk potężnego silnika... uwielbiam te pojazdy. Gdy odpowiednio rozlokujesz się tym małym pancernikiem, jesteś w stanie posłać do piachu cały batalion. Niezależnie, czy znajdujący się w pojazdach, czy jako piechotę. No... chyba, że spotkamy na swojej drodze mecha, ale to już zupełnie inna bajka.
Transportery mamy w takim razie już za sobą. Kolejnym brum brum przyszłości są jeppy. Szybkie oraz słabo opancerzone. Jak dla mnie, to idealne do szybkiego transportu piechoty oraz... rozjeżdżania przeciwników na ciasnych mapach. Główną bronią jeepów jest stacjonarna wieżyczka ogniowa oraz... klakson . Ostatnim typem pojazdów są maszyny latające. W przyszłości zatarła się różnica pomiędzy helikopterami a samolotami. Przynajmniej tak wygląda to w podstawowej wersji 2142. Szybkie, ale i zwrotne transportery lotnicze są łatwiejsze do pilotowania, a równie śmiertelne, co w poprzednich Battlefieldach inne maszyny lotnicze. Cóż, to by było na tyle, jeżeli chodzi o standardowe pojazdy. Tak, standardowe. Jakie są więc niestandardowe pytacie? Ano tego jest tylko jeden rodzaj, ale za to taki.. że dech zapiera.
Tytany... ogromne statki-matki lewitujące nad polami bitew. Esencja futurystycznej technologii zbrojeniowej. Ogromne, z cały czas aktywną osłoną energetyczną, dużą ilością działek, gigantyczną wytrzymałością oraz myśliwcami na platformie startowej. Cud, miód i orzeszki. Musieliście to widzieć. Wyobraźcie sobie daną sytuację: Walczycie pośród ruin jakiegoś miasta. Biegacie z konta do konta, oddając salwy w stronę wroga. Wszędzie snuje się dym, co chwila coś wybucha. Nagle przez chwilę każdy zaprzestaje walki, aby spojrzeć na nieboskłon. A tam ogromny kolos, ogromny statek nadciąga przykrywając całe pole bitwy. Chwile potem wszystko staje w płomieniach dzięki salwie takiego statku. Tak, to są właśnie Tytany. Broń prawie doskonała. No właśnie... prawie. Ich osłony, teoretycznie nieziszczalne żadnymi standardowymi rodzajami futurystycznej broni, poddają się tylko specjalnym torpedom, których to wyrzutnie rozlokowane są po całej mapie. Jeżeli któraś ze stron ją przejmie, jest w stanie posyłać pociski, które w końcu dezaktywują osłonę Tytana. Oczywiście to dopiero początek procesu niszczenia tego kolosalnego dzieła ludzkości. Potem, gdy ta ogromna stacja bojowa straci już swoje pole ochronne nie pozostaje nam nic innego jak.. infiltracja korytarzy wrogiego Tytana! Wszystko to w celu dostania się do reaktora, a następnie zniszczenie go! Piękna sprawa, panowie z Digital Illusion naprawdę się postarali.
Ale z czym to się je?
Cóż, klasy żołnierzy już za nami, pojazdy również mamy przerobione. Co do trybów gry, tych jest tylko trzy. Gdy zobaczyłem to pierwszy raz grymas niezadowolenia pojawił się na mojej zdeformowanej twarzy.( Na skutek promieniowania z monitora. ) Potem jednak wszystko przechodzi, gdyż trzy tryby wystarczają aż w nadmiarze. Conquest polegający na zdobywaniu flag jest na pewno znany wszystkim, którzy grali w poprzednie części. Za zadanie mamy przejmować i utrzymywać punkty kontrolne, dzięki czemu liczba kuponów przeciwnika spada. Przegrywa ta strona, której pula kuponów spadnie do zera.
Co-Op Conquest to w zasadzie to samo, ale na malutkich mapach i to w dodatku z botami. Ostatnim trybem jest właśnie Titan, w którym głównym zadaniem jest zniszczenie ogromnej stacji bojowej przeciwnika. Map stworzonych do potyczek jest w sumie dziesięć, są za to ich różne wersje. Różnią się od siebie wielkością, odpowiednio dla 16, 32 a nawet 64 graczy. Zupełnie, jak to miało miejsce w poprzednich Battlefieldach. Zwiedzimy między innymi zaśnieżony Berlin przyszłości, będziemy walczyć o Kanał Sueski, bronić Mińska czy zdobywać port w Tunezji. Moim zdaniem większość map jest świetnie wykonana, nie tylko wprowadzając nas w odpowiedni klimat, ale i dając możliwości na stosowanie naprawdę wielu taktyk. Czyli to, co tygrysy (no i komendanci) lubią najbardziej.
Musicie wiedzieć, że Battlefield 2142 to gra niezwykle taktyczna i nastawiona na współpracę pomiędzy graczami. Punkty zdobywamy nie tylko za zabicie przeciwnika, ale i za uratowanie komuś życia, rozdawanie amunicji, kierowanie pojazdem wypełnionym po brzegi żołnierzami czy.. za asysty przy zabiciu przeciwnika! Weteranów Battlefielda nie powinno to dziwić, ale dla graczy obcych z tą serią może to być całkowitym novum.
Dwa wiadra grywalności
Może powiemy teraz nieco o grafice, muzyce i grywalności? Cóż, z racji redakcyjnego obowiązku nie mam sumienia, aby wam o tym nie nadmienić. Najpierw weźmy pod lupę grafikę. No i oczywiście wymagania sprzętowe. I tutaj, w przeciwieństwie do praktycznie każdego innego Battlefielda należy się twórcom ogromny plus. Gra jest lepiej zoptymalizowana niż część druga!! Na tym samym komputerze mapy ładują się o wiele szybciej, zabawa z shaderami nie trwa wieczności, a gra ciosa na medium tam, gdzie w Battlefieldzie 2 mogliśmy o tym pomarzyć. Brawo chłopaki, naprawdę się tego nie spodziewałem! Myślałem, że wymagania sprzętowe tej produkcji dosłownie zmiotą mój komputer z biurka a tu zonk! I to jakże przyjemny! Stuprocentowe zaskoczenie, oczywiście jak najbardziej na plus. Heh, oczywiście nie znaczy to, że wymagania 2142 są niskie. Co to, to nie moi mili! Komp średniej klasy jest tutaj bardziej niż wymagany. Co do dźwięków, to po prostu spełniają swoje zdania. Koalicja Panazjatyca wykrzykuje swoje komendy po rosyjsku, Unia po angielsku, bronie wydają "futurystyczne" dźwięki. Ogólnie jest tak, jak ma być. Mam jedynie zastrzeżenia do dziwnego dźwięku podczas strzelania z rosyjskiego K-80. Mimo wszystko jest to jak zmarszczka na gładkiej tafli wody.
A jak tam z grywalnością? Cholernie dobrze, tyle wam powiem! Ta gra wciąga od pierwszych chwil i tak zostaje już do samego końca (jakieś dwa tygodnie ). Dzień bez B2142 to dzień stracony, a co! Gra jest tak piekielnie emocjonująca, dająca takie możliwości oraz tyle frajdy że..ach! Już dawno nie czekałem z utęsknieniem na ostatni szkolny dzwonek, tylko po to, aby zasiąść przed komputerem i odpalić jakąś grę. Battlefield mimo wszystko wywołał u mnie ponownie ten syndrom. Codziennie wywołuje. Strzeżcie się , mości państwo, gdyż ta produkcja to swoisty złodziej czasu! Gdy raz wejdziecie do tego świata ogarniętego wojną, nie prędko z niego wyjdziecie. Gwarantuję to wam. Nie pozostaje mi nic innego, jak polecić wam tą produkcję z całkowicie szczerym serduszkiem. Do sklepów, moi mili! Do sklepów! Lepszego shootera online nie znajdziecie obecnie nigdzie indziej. Na horyzoncie majaczy tylko Quake Wars, ale do niego jeszcze nieco czasu pozostało. Bez odbioru. Do zobaczenie na którymś z serwerów! Tym tym tyrymtym! Tym tym tyrymtym!