Zapewne przynajmniej połowa z Was uważa legendarną Strefę 51 za obszar, w którym przetrzymywane są ufoki. Wzięło się to oczywiście stąd, że w 1947 roku w okolicach Roswell rozbił się tajemniczy obiekt latający. Jest też wiele innych teorii spiskowych. Przyszło Wam kiedyś na myśl, że mogą tam przebiegać prace związane z budową samolotu hipersonicznego, osiągającego prędkość kilkakrotnie wyższą od prędkości dźwięku? Albo że odbywają się tam badania dotyczące podróży w czasie czy też kontroli nad pogodą? Jest tego więcej i co śmielsze przypuszczenia jeżą włos na głowie. Tajemnicza Strefa nie mogła nie pojawić się w grach video!
Tego samego zdania są zapewne chłopcy z Midway, którzy dokonują właśnie ostatnich szlifów na swojej nowej grze z nazwą owego miejsca w tytule - Blacksite: Area 51. Przyznam, że w poprzednią część nie grałem ani nawet nie interesowałem się nowinkami na temat jej kontynuacji. Z tego też powodu do dema podchodziłem nie wiedząc za bardzo czego się spodziewać.
Medal of Ufo
W pierwszej z dwóch dostępnych w demie misji trafiamy późnym wieczorem do miasteczka Rachel. W miejscu, w którym się pojawiamy panuje cisza i spokój. Kilka kroków do przodu i jeden z naszych kompanów (a jest ich dwóch) dostrzega na niebie wystrzeloną flarę - ktoś wzywa posiłki! Ruszamy więc czym prędzej ku światełku w tunelu, jakim jest wyjście spomiędzy na wpół blaszanych budynków. Wychylamy się i... Łup! Ulica, po której walają się zrujnowane samochody stała się prawdziwym polem bitwy. Stroggopodobne istoty ostrzeliwują latający nad ich głowami helikopter, a ten zaś puszcza rakiety w kierunku rezydencji, na której usadowili się snajperzy. Wszędzie latają pociski, z okien wspomnianej rezydencji już bucha ogień. Niby fajnie, ale... To wszystko jest jakieś takie pozbawione klimatu, takie puste... Zero jakiejś konkretnej muzyki, zero okrzyków, dramaturgii... Brakuje zupełnie bitewnego chaosu. Sztuczność tego wszystkiego odpycha od dalszej rozgrywki.. Skoro już nie ma to mieć nic wspólnego z survival horrorem to może przynajmniej twórcy uraczyliby nas soczystym wojennym klimatem? Nic z tego. Pierwsze wrażenie jest zatem takie sobie.
Zaczynam rozglądać się trochę za przeciwnikami, aby zaliczyć swoją pierwszą ofiarę w grze, gdy nagle dociera do mnie, że od około 10 sekund mój pad nieustannie wibruje. Zupełnie zbity z tropu uświadamiam sobie, że już 15 sekundę trwa ostrzał w moim kierunku. Biegnę jak najprędzej ukryć się za czymś, co jeszcze parę dni temu wyglądało jak samochód. Moi sojusznicy wybili już dobrą połowę ufoków (a co z tym idzie zrobiło się jeszcze spokojniej i jeszcze gorzej pod względem klimatu), a ja, nie chcąc być gorszy, ruszyłem slalomem między gruchotami, aby zbliżyć się nieco do mojego celu. Zestrzeliłem jednego czy dwóch (w czym jednego poprzez wysadzenie pojazdu, za którym się ukrywał - po prostu wystrzeliłem w niego cały magazynek) i rozejrzałem się czy czegoś przypadkiem nie ominąłem. I tak też w istocie było! Zostawiłem za sobą kumpli zmagających się z jednym wyjątkowo upierdliwym kosmitą czającym się za zdemolowanym kioskiem. Nie miał zielonego pojęcia o mnie. A to, że w ferworze walki wróg może nie dostrzec takiego tajniaka jak ja po drugiej stronie ulicy liczy się oczywiście na plus.
Rainbow Six Ufo?
Pominę już moją heroiczną walkę ze snajperami, którzy potem pojawili się w oknach opuszczonych mieszkań. Pominę to, jak ciągle ginąłem, gdy gość z bazooką tak szybko jak się pojawiał na dachu budynku, tak szybko wystrzeliwał we mnie swoją rakietę. Ostatecznie dałem sobie z nim radę, gdy za trzecią próbą domyśliłem się, że skrypt nakazuje mu strzelać na początku zawsze w to samo miejsce... Chciałem jednak omówić to jak Blacksite wraz z wejściem do zamkniętej lokacji gwałtownie zmienił swój styl. I nie chodzi mi wcale o FATALNE dźwięki, jakie wydawali moi kompanii, gdy się poruszali po posadzce (właściwie, gdy stali też było to słychać...).
Otóż, po przejściu do większej sali z mnóstwem kolumn, nagle dało się słyszeć dźwięk tłuczonej szyby. Z góry pospadały liny i niczym wojacy z Rainbow Six czy Cod 4 do środka powpadały stroggopodobne istoty, a za nimi wskoczył jeszcze jakiś dziwoląg na długich nogach. Tutaj dopiero większego sensu nabrała taktyka i chowanie się za przeszkodami. Przeciwnicy wyłazili z różnych stron, stąd też nie można było sobie pozwolić na jakiekolwiek zgrywanie bohatera.
Żenująca misja druga
W drugiej misji lądujemy za sterami działka maszynowego w helikopterze. Było to jedno z nudniejszych w życiu 5 minut. Prawie cały czas słuchałem gadaniny innych członków załogi, gapiłem się na to jak pode mną jechał konwój, który niby miałem osłaniać, jednakże prawie od razu zniknął w tunelu. Potem zabiłem może z pięciu kosmitów i znów nudziłem się lecąc przez skaliste pustkowia. Nadzieje za to dawała "piękność", która pojawiła się, jak się okazało, w ostatnich sekundach demka i nie miałem okazji jej nawet tknąć...
Graficznie mamy tu świetny przykład jak można zmarnować świetny silnik. Owszem, modele postaci nie są złe, ale puste lokacje, dziwne tekstury, kończący się zdecydowanie za szybko zasięg widzenia.
Po przejściu tego króciutkiego dema, Blacksite nie pozostawił na mnie niemalże żadnych pozytywnych śladów, a zamiast nich spory niedosyt. Spodziewałem się czegoś o niebo lepszego, a tak dostałem po prostu mozolnego FPS-a z kosmitami, co swoją drogą również jest niesamowicie oklepanym tematem. Nie jestem pewien czy cokolwiek zmieni się w pełnej wersji.