REKLAMA

"Ludzie boją się tworzyć takie rzeczy" - rozmawiamy z obsadą serialu "#BringBackAlice"

Przed premierą finałowego odcinka serialu HBO Max "#BringBackAlice" porozmawialiśmy z młodszą obsadą produkcji. Helena Englert (Alicja), Katarzyna Gałązka (Monika) i Vitalik Havryla (Janek) opowiedzieli nam o pracy na planie, wyzwaniach realizacyjnych, współpracy z koordynatorką scen intymnych, reakcjach publiki i polskim rynku filmowo-serialowym, który wciąż jeszcze obawia się odważniej czerpać z zachodnich konwencji.

bringbackalice obsada wywiad serial hbo max helena englert
REKLAMA

Michał Jarecki: Bez owijania w bawełnę: o czym waszym zdaniem tak naprawdę - niefabularnie - jest "#BringBackAlice"? Co kryje się w tym serialu?

Katarzyna Gałązka: Moim zdaniem ten serial jest w dużej mierze o poszukiwaniu własnej tożsamości, o dorastaniu, o samotności, o tym, jak młody człowiek funkcjonuje i próbuje dorosnąć w erze social mediów i tego, jak bardzo obecnie liczy się powierzchowność.

Helena Englert: Uważam, że to jest klasyczny coming of age, tylko po prostu w opakowaniu, tak jak Kasia to ujęła - i myślę, że to jest bardzo uniwersalna historia. Cała ta otoczka jest tylko pretekstem do opowiedzenia tej historii.

Vitalik Havryla: Ja myślę, że ten serial opowiada też o relacjach. O tym, jak się ze sobą komunikujemy, jaka jest różnica w komunikacji z rówieśnikami i w komunikacji z pokoleniem wyżej, z rodzicami. Chodzi o pewną przepaść między pokoleniami - choć niektóre dzieciaki mieszkają z rodzicami pod jednym dachem, to jednak ci rodzice są bardziej od nich oddaleni, niż przyjaciele i znajomi. Dlatego ci młodzi bywają zdani na siebie i muszą sobie radzić we własnym zakresie.

REKLAMA

#BringBackAlice - wywiad z obsadą

MJ: A gdybyście mieli powiedzieć, co najbardziej urzekło was w tym projekcie, jakaś jedna rzecz, która jest waszym zdaniem jego największą siłą… co by to było?

Vitalik: Ludzie! Wspaniała ekipa! Mnóstwo wsparcia dookoła, mnóstwo otwartości, kreatywności w powietrzu - moim zdaniem to właśnie jest moc tego projektu. My po prostu wszyscy graliśmy w jednej drużynie, strzelaliśmy do jednej bramki, i to było czuć w trakcie zdjęć. I mam nadzieję, że czuć to również na ekranie.

Kasia: Mnie na przykład w trakcie czytania scenariusza urzekły cheerleaderki, i sobie pomyślałam - tak, wreszcie będę mogła się poczuć, jak dziewczyna z amerykańskiego high school, będę mogła założyć ten strój, związać sobie włosy w kucyk, założyć te białe buciki i po prostu poczuć się jak…

Helena: Regina George…

Kasia: Dokładnie!

Helena: Ja nie wiem, co mnie urzekło w tym projekcie, czy była taka jedna, konkretna rzecz - to było dla mnie tak złożone doświadczenie i tak ogromny wycinek mojego dorosłego, świadomego życia, że naprawdę trudno jest mi wybrać. To doświadczenie zdecydowanie sporo waży. Po czasie widzę jak wiele. Ono ma taki ciężar gatunkowy - ja ten ciężar będę nosiła w sobie bardzo długo, i będę, myślę, dużo z niego czerpać. W ogóle nie mogę się doczekać, żeby wejść znowu na jakiś plan i już świadomie, mając to wszystko poukładane w głowie, wkroczyć w nowy projekt. Bo wiem, że dopiero wtedy zrozumiem, jak wiele się nauczyłam.

MJ: Odnosząc się między innymi właśnie do cheerleaderek i do nieskrywanych amerykańskich inspiracji: jak myślicie, dlaczego na naszym rynku - i kinowym, i telewizyjnym - cały czas panuje niedobór produkcji tak odważnie czerpiących z tych zachodnich wzorców, gatunków, estetyki?

Helena: Ludzie boją się tworzyć w ten sposób. I teraz, patrząc na to jak nasz serial bywa odbierany, nie dziwię się. Spójrzmy, jak teraz wszyscy to komentują…

Kasia: Na nasz serial spłynęła masa hejtu, bo „to nie tak, to powinno wyglądać inaczej, to jest przesadzone”…

Helena: „Przecież to jest nierealistyczne…”

Kasia: Że to nie pasuje do Polski… „A czy w Polsce są w ogóle cheerleaderki?” Tak, są, i to w Olsztynie, bo dziewczyny przyjechały z Olsztyna. Także oczywiście, że są, ale to nie jest o tym, nie w tym rzecz, to nie ma znaczenia. Mogłoby ich nie być, to jest bajka, to jest fikcja. Jak ktoś chce obejrzeć realistyczny film o nastolatkach, tak jak to wygląda naprawdę, niech sobie włączy dokument.

Vitalik: No właśnie. Zgadzamy się na jakąś konwencję, to wszystko jest umowne, o to chodzi. Trzeba dać się temu ponieść, to jest pewnego rodzaju fantazja, to jest twórczość, sztuka.

Kasia: To jest wariacja na temat życia nastolatków, po prostu. Wiadomo, ona czerpie z rzeczywistych problemów, ale tylko czerpie, traktuje rzeczywistość jako inspirację, bawi się nią, nie jest odniesieniem jeden do jednego, którego trzeba się biblijnie trzymać!

Helena: I to jest wspaniałe, uważam, że to jest ogromna zaleta tego projektu.

Vitalik: Istnieje cały asortyment różnych produkcji na rynku. My podjęliśmy decyzję, w którym kierunku idziemy. Zawsze można obejrzeć tzw. żyćko i ludzi gadających przy stole, ale to po prostu nie jest nasz serial.

Helena: Tak, to prawda. Zadałeś pytanie: dlaczego tak jest? Właśnie dlatego: dziwne, nieadekwatne reakcje. Sam widzisz, jak my się tutaj denerwujemy. Ludzie przykładają do tego kryteria, których w ogóle nie braliśmy pod uwagę, bo to zupełnie inny rodzaj produkcji. No i, rany, pewne kwestie wydawały nam się oczywiste: te dialogi, teksty są cringe’owe w sposób zamierzony. To wszystko jest przemyślane i celowe, ale ewidentnie polski widz nie jest na to gotowy, więc takich produkcji wciąż brakuje - twórcy obawiają się reakcji, poza tym nie ma popytu, zainteresowania. Natomiast to jest też towar eksportowy - nasz serial został zrobiony również z myślą o tym. I jeżeli to ma być ten sukces, to super, ja nie mam z tym żadnego problemu. (śmiech)

MJ: Gdyby rodzimi twórcy byli nieco odważniejsi, to i widzowie w końcu zaczęliby się do tego przyzwyczajać, oswajać się z tym. 

Kasia: Pewnie tak.

Może to my - #BringBackAlice - właśnie jesteśmy tym pierwszym projektem, który przełamie jakieś bariery.

MJ: No właśnie, fajnie by było, gdyby wasz serial przetarł kolejne szlaki,  zainspirował innych. Wciąż brakuje mi polskiego kina gatunkowego - horroru, przerysowanych akcyjniaków. Ale trudno dziwić się twórcom - obawy, niechęć do sponsorowania ryzykownych produkcji, widmo finansowej klapy.

Okej, wróćmy do realizacji #BringBackAlice. Co było dla każdego i każdej z was największym wyzwaniem? Sfera - dowolna. 

Helena: Szósty odcinek, cały szósty odcinek - ja chyba naprawdę chciałam odrodzić się tam z popiołów. To był emocjonalny hardcore, naprawdę. Niczego nie żałuję.

Kasia: Nie wiem, czy to było dla mnie najtrudniejsze, ale może odniosę się do czegoś bardziej przyziemnego, niż mówi Hela. Dużym problemem była dla nas pogoda - graliśmy lato, a było dużo scen, w których mieliśmy wbiegać niemalże nago do morza… Mieliśmy „świetnie się bawić”, a było strasznie zimno, okropnie wiało.

Helena: I Bałtyk miał trzy stopnie…

Kasia: To było bardzo duże wyzwanie. To się wydaje błahe, ale kiedy ma się zagrać jakąś scenę na luzie, a jest tak zimno, to po prostu fizycznie człowiek nie daje rady.

Vitalik: To ja zejdę jeszcze poziom niżej. Tak pomyślałem, że dla mnie ogromnym wyzwaniem było kręcenie serialu i jednocześnie studiowanie w Krakowie, bo Kraków jest po jednej stronie Polski, a Trójmiasto jest po drugiej stronie Polski - ponad pięć godzin jazdy, gdzie mamy zdjęcia nocne, mamy zdjęcia o różnych porach dnia, przy różnej pogodzie, a trzeba wracać i lecieć prosto na zajęcia, dogadywać się. To był mój drugi rok studiów…

Helena: Chyba Bartek Deklewa pobił rekord w trakcie dokrętek, bo były takie dwie noce, że on dosłownie schodził z planu o szóstej rano, jechał na zajęcia do Krakowa…

Kasia: Wręcz leciał!

Helena: Leciał, a potem wracał wieczornym samolotem z Krakowa na kolejne nocne zdjęcia. Był długo na nogach.

Vitalik: Tak, o tym się właściwie potem nie myśli, tym bardziej jak się to po prostu ogląda, ale to naprawdę jest dość… ekstremalne. Trzeba się „przełączyć”, przejść gładko z jednego trybu w drugi, wpadasz i grasz, nie ma taryfy ulgowej.

MJ: No właśnie - przejdźmy do waszych postaci. Opowiedzcie mi, proszę, o waszych odczuciach względem waszych bohaterów i bohaterek. Co was z nimi łączy, co dzieli, jak je oceniacie? 

Vitalik: Ja chyba z biegiem tych zdjęć coraz bardziej odnajdywałem w sobie tego Janka. Jak dostałem tę rolę, jak czytałem scenariusz, to gdzieś tam zanurzyłem się w swoje wspomnienia z czasów liceum, bo to jest takie najbardziej autentyczne, jakieś takie moje, i Janek to jest w pewnym sensie alter ego mnie z czasów liceum, gdzie też nie mogłem się jakoś tak do końca odnaleźć, znaleźć sobie miejsca w tej społeczności szkolnej. Również poszukiwałem swojej tożsamości, też dość powolnie dorastałem, ale myślę sobie, że przed Jankiem jeszcze dużo, dużo dobrego i czuję nawet pewien niedosyt. Chciałbym opowiedzieć o nim więcej.

Helena: Spin off może…

Vitalik: Bardzo, bardzo, bardzo chętnie!

Helena: Bring back Janek.

Vitalik: Oczywiście bardzo się różnimy jako osobowości, ale gdzieś tam to, co we mnie zostało z czasów szkolnych, łączy mnie z Jankiem. To właśnie z tych doświadczeń czerpałem.

Helena: To ja raczej krótko. jestem Alą przed zaginięciem. Wszyscy moi znajomi, którzy oglądali otwierającą sekwencję, mówili: „Hela, przecież to jesteś ty, no, ty się tak zachowujesz normalnie.” Ale wszystko to, co się dzieje później, to już inna kwestia. Wiesz, jeżeli wyjściowo to jesteś ty, to odrobinę łatwiej się buduje. Masz solidny fundament. o. 

Kasia: No, nie wiem, czy po „warunach”, bo ja chciałam powiedzieć, że Monika to jest zupełnie moje przeciwieństwo…

Helena: To nie jest prawda, Kasia.

Kasia: No, co ty? Ale czemu?

Helena: No, no, a na premierze: „czeeść”! (śmiech) Ale może przesiąkłaś nią po prostu…

Kasia: Może przesiąkłam, a może to jest jakaś wersja mnie, czy jeszcze inaczej: Monika to jest rewersja mnie, która czasem mi się włącza właśnie w takich formalnych sytuacjach, gdzie chcę dobrze wypaść, gdzie chcę coś lepiej pokazać. Faktycznie, może wtedy jakaś taka maska Moniki mi się włącza. Ale tak mi się wydaje, że w gronie przyjaciół i znajomych, to raczej nie mam z nią nic wspólnego, mam większy dystans do siebie, do ludzi wokół, w ogóle do rzeczywistości. Uważam, że ona wszystko bierze do siebie, jest bardzo wrażliwa, wręcz histeryczna, ma małe poczucie humoru…

Helena: Tak, macie rację, chyba zaczęłam odrobinę synonimizować te postaci z nami prywatnie. Teraz sobie przypominam sceny, które zagrałyśmy, i rzeczywiście myślę o tym, że to nie tak, bo…

Kasia: Bo my po prostu spędzaliśmy ze sobą czas w trakcie kręcenia, gdy byliśmy tymi postaciami, potem schodziliśmy z planu, ale znaliśmy się najlepiej właśnie w kontekście tych postaci. Przebywaliśmy ze sobą głównie wtedy, kiedy te postacie graliśmy. 

Helena: Tak, to prawda. To też jest dziwne, nie? Grałyśmy sobie jakąś scenę, kończy się ujęcie, gaśnie kamera i padało: no, dobra, to co tam u ciebie? To wszystko bardzo się przeplatało, przenikało.

Kasia: Tak, to się trochę zaciera między nami. Ale ja siłą rzeczy znam kontekst siebie, swojego prywatnego życia, w związku z czym mogę stwierdzić że jestem inna niż Monika. To było zresztą dla mnie  fantastyczne, że mogłam zbudować kogoś tak zupełnie innego i kolorowego, jak ona.

MJ: A co powiecie o współpracy z reżyserem?

Kasia: Ja jestem fanką Dawida. My w ogóle już na castingach złapaliśmy jakąś taką nić porozumienia, bo właśnie - tak mi się wydaje - mamy z Dawidem podobne poczucie humoru. Te castingi w ogóle były specyficzne, bo trwały bardzo długo, i jak ja już tam przychodziłam dziewiąty, dziesiąty, jedenasty raz, to już po prostu potrafiliśmy tylko na siebie spojrzeć od razu się uśmiechaliśmy, mieliśmy jakiś taki wspólny feeling, a to później się przeniosło na naszą pracę. W pewnym momencie nie musiał już mi do końca tłumaczyć pewnych rzeczy, bo ja wiedziałam, czego on ode mnie oczekuje.

Helena: My się z Dawidem - to nie jest, myślę, żadna tajemnica - długo  docieraliśmy. Mamy bardzo różne osobowości i funkcjonujemy na kompletnie innych diapazonach energetycznych, wiesz, ja jestem bardzo wysokoenergetyczna... a Dawid jest bardzo introwertyczny, więc czuję, że czasami nie zostawiałam mu przestrzeni w rozmowie. To jest oczywiście mankament, nad którym pracuję. Natomiast jak już się dotarliśmy, dogadaliśmy - było super. My wszyscy bardzo długo próbowaliśmy ogarnąć ten gatunek, załapać, co to właściwie jest i co dokładnie robimy. Nie było żadnego mood boardu, który pokazałby, że to będzie taki i taki serial. A ponieważ ja byłam na tym planie najczęściej ze wszystkich, to przy okazji najwięcej uczestniczyłam przy tworzeniu tego gatunku - i było to dla mnie bardzo trudne. Więc to docieranie się rzeczywiście było długie, ale jak już się dotarliśmy, to było świetnie.

Kasia: To mogliśmy konie kraść.

Helena: Konie kraść, bo teraz normalnie się kolegujemy, przyjaźnimy. Nasza grupa jest cały czas aktywna!

Vitalik: A ja bardzo doceniam tę szczerość dawidową. Na przykład po jakimś dublu, albo przed, nie było owijania w bawełnę i krążenia. Otwarcie mówił, co  konkretnie w tej scenie jego zdaniem nie działa. Z drugiej strony nie było takiego statusowania, że „ja jestem pan reżyser, a ty jesteś aktorem”.

Kasia: Tak, to było fantastyczne! Z Dawidem byliśmy na równi zupełnie.

Vitalik: Współpracowaliśmy. Było czuć jakąś taką energię, że nawet gdy ścierały się różne temperamenty, to i tak się czuło, że ma się wspólny cel.

Czytaj także:

MJ: A co ze współpracą z koordynatorką scen intymnych? 

Helena: Kaja jest super. Z początku byłam zamknięta na taką współpracę, to był pierwszy raz, kiedy miałam styczność z czymś takim, i pamiętam, że chodziliśmy z Sebą po campie, sporo o tym gadaliśmy, i myśleliśmy sobie, że to jest w ogóle niepotrzebne, że po co to, że bez sensu robić z tego jeszcze większą aferę. I teraz to wszystko odszczekuję. Uważam, że to powinien być standard. Kaja jest fantastyczna; jeśli taka osoba jest odpowiednio wykwalifikowana, jest również dobrym psychologiem, to zadba o nasze bezpieczeństwo. Ona naprawdę to robiła: w sytuacjach, w których grasz takie sceny, czasami  adrenalina skacze wyjątkowo wysoko, możesz zrobić coś nie tak, przekroczyć  granice, których normalnie byś nie przekroczył - nie tylko cudze, lecz także własne. Czasem naprawdę trudno jest tego przypilnować, kiedy znajdujesz się w sytuacji, nad którą nie masz pełnej kontroli. Możesz nie mieć świadomości, że być może robisz sobie krzywdę. Czasami jest tak, że zdajesz sobie sprawę z tego, że powiedziałeś za dużo, pokazałeś zbyt wiele, zwłaszcza emocjonalnie, bo ta cielesna granica jest bardzo prosta do przekroczenia. Dopiero jak wracasz po planie do domu, leżysz w łóżku i myślisz sobie: kurde, nie wiem, czy ja jestem okej z tym, co się dzisiaj wydarzyło. I to mimo tego, że na planie mówiłeś, że wszystko jest w porządku. A koordynatorka przypilnuje, żeby takich niedomówień nie było, i żebyś ty dbał o siebie, i przytulał siebie przede wszystkim.

Kasia: I też jest takim pośrednikiem między aktorem a reżyserem, no bo jeżeli reżyser na przykład czegoś wymaga, no to w takiej bezpośredniej konfrontacji to bywa bardzo niezręczne. My chcemy spełnić jakieś założenia reżysera, ale jednocześnie nie chcemy przekraczać jakiejś granicy, a właśnie taki koordynator nam to wszystko ułatwia i nie musimy się ze sobą ścierać i rozmawiać o swojej intymności na forum.

Vitalik: W ogóle zawsze, ale to zawsze powinna być taka przestrzeń - nawet jak przygotowujesz spektakl, albo nawet jak robisz etiudę w szkole, i macie  tam jakąś bliskość, niekoniecznie scenę seksu, to realizuje się serię prób, gdzie ludzie stoją przed sobą, dotykają się nawzajem, pokazują, gdzie są tak zwane strefy czerwone, zielone, i na to jest przeznaczany odpowiedni czas.

Kasia: Tak, robiliśmy to z Marcelem na przykład.

Vitalik: I my to robiliśmy, nie powiem, z kim, bo nie mogę tego jeszcze zdradzić, ale my to robiliśmy - i to jest jak najbardziej naturalne, bo możesz nie zdawać sobie sprawy z tego, że masz blokadę, a potem już po prostu grasz i czujesz skutki tego post factum. Koordynator pomaga ogarnąć to w komfortowej atmosferze, sprawia, że się skupiasz i w konsekwencji jesteś bardziej skuteczny.

Kasia: I kiedy taka scena jest przećwiczona i wszystko już wiemy, to robi się z tego pewnego rodzaju choreografia. I zapominamy na chwilkę, że to jakaś intymność, że to niezręczne, tylko taktujemy to bardziej technicznie, świadomi umówionych ruchów i granic - i wtedy to wszystko staje się dużo łatwiejsze.

REKLAMA

MJ: A jak czujecie się z reakcjami publiczności? Z internautami bywa… trudno.

Helena: Mam radykalne opinie na ten temat, bo jak ja słyszę słowo „internauta”, to mi się nóż w kieszeni otwiera. Oczywiście każdy ma prawo do swojej opinii. I tutaj właśnie ta forma, o której mówimy, jest bardzo potrzebna, bo wszystko można powiedzieć, tylko trzeba wiedzieć, w jaki sposób. I to jest bardzo ironiczne, że ludzie, którzy krytykują nas za formę, sami nie potrafią się nią posługiwać.

Kasia. Dokładnie!

Helena: Ale wymyśliłam.

Kasia: Wow!

Vitalik: Headline.

Helena: Także radziłabym ochłonąć, jak to mówi nasz szalony fryzjer. I obejrzeć to jak bajkę, po prostu.

Kasia: I dać też szansę bohaterom się rozwinąć. Nie wydawajmy osądów po pierwszym kwadransie czy pierwszych odcinkach dłuższego serialu. Zwłaszcza w takim serialu jak ten, gdy bohaterowie się zmieniają, gatunek się zmienia. Dajmy szansę. Zapraszamy serdecznie!

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA