REKLAMA

Widzieliśmy ostatni film z Bruce'em Willisem. Aż żal, że żegna się z kinem w ten sposób

W zeszłym roku kinomanów na całym świecie ubodła wiadomość, że z powodu pogarszającego się stanu zdrowia Bruce Willis kończy karierę. Tuż przed aktorską emeryturą gwiazdor "Szklanej pułapki" zagrał jednak w kilku filmach akcji, które regularnie się od tamtej pory pojawiają. A przynajmniej tak było do tej pory, bo ostatni tytuł z jego udziałem właśnie ujrzał światło dzienne.

bruce willis ostatni film vod premiera
REKLAMA

Bruce Willis sławę zdobył, grywając w szlagierach kina akcji pokroju "Szklanej pułapki". Chociaż początkowo dbał o różnorodność dobieranych ról, przylgnęła do niego łatka twardziela. Jak nikt potrafił bowiem nie tylko kopać złolom tyłki, ale też rzucać chwytliwymi one-linerami. W ostatnich latach jego kariera znalazła się jednak w martwym punkcie. Niczym Nicolas Cage został zepchnięty poza mainstream i występował w b-klasówkach. Opinia publiczna nie obeszła się z nim łagodnie, a gdy Złote Maliny stworzyły dla niego osobną kategorię, aktor wyznał, że cierpi z powodu choroby i przechodzi na aktorską emeryturę.

Od dłuższego czasu Bruce Willis już przed kamerą nie staje, ale zanim zdecydował się zejść ze sceny, wystąpił w szeregu podrzędnych akcyjniaków, które od tamtej pory regularnie się tu i ówdzie pojawiają. W końcu jednak nadszedł czas na ostatni tytuł z jego udziałem. W "Zabójcy" stara się jak może, na ile stan zdrowia mu pozwala, ale nawet on nie jest w stanie podnieść jego jakości. Aż żal widza ogarnia, że właśnie tym filmem żegna się z fanami. Jest to bowiem produkcja nieudolna, jakkolwiek byśmy nie próbowali, po prostu nie da się jej obronić.

Czytaj także:

REKLAMA

Zabójca - ostatni film z Bruce'em Willisem

"Zabójca" to taki ubogi krewny "Possessora". Tutaj też dzięki zdobyczom technologii bohaterowie mogą przejmować kontrolę nad innymi ludźmi. "To nie jest moje ciało" - powtarzają jak mantrę, żeby nie zwariować. Niestety, nie jest to do końca skuteczne. Przekona się o tym Alexa, szukająca ratunku dla swojego męża, który zapadł w śpiączkę. W tym celu będzie bowiem musiała dokończyć misję rozpoczętą przez ukochanego, zabijając demonicznego Adriana.

Potencjał cyberpunkowego z ducha konceptu nie zostaje w pełni wykorzystany. Próżno szukać tu jakichkolwiek egzystencjonalnych rozterek, czy przemyśleń na temat związku człowieka z technologią. Twórcy sprowadzają je do kilku pretensjonalnych kwestii, bo całą historię podporządkowują naiwnemu romansowi. Alexa w ciele artystki Mali zakochuje się bowiem w Adrianie. Reżyser Jesse Atlas próbuje prowadzić opowieść w taki sposób, aby zaskoczyć nas finałowym twistem. Na nic jednak jego starania, bo jego zamiary da się przewidzieć już na początku drugiego aktu.

Zabójca - Bruce Willis - ostatni film - premiera VOD

"Zabójca" to film wyjątkowo leniwy. Nawet na scenach akcji nie można tu oczu zawiesić. Dostajemy może trzy na krzyż i wyglądają, jakby urwały się z jakiegoś podrzędnego filmu skierowanego od razu nie tyle na VHS, co do telewizji. Są krótkie, bez pomysłu, bez polotu. Aktorzy od niechcenia okładają się pięściami, albo mierzą do siebie z broni palnej i aż chce się do ekranu krzyczeć, aby w końcu pociągnęli za spust. Tym samym, nawet jako guilty pleasure, ta produkcja zawodzi na całej linii.

Zabójca - ostatni film z Bruce'em Willisem już na VOD

REKLAMA

Przy takim poziomie realizacyjnym, aktorzy nie mają zbyt wiele do roboty. Znany ze "Skazanego na śmierć" Dominic Purcell jako Adrian napina tylko groźnie mięśnie, gdy odsłania przed nami wrażliwą stronę swojego bohatera. Robi to na autopilocie, jakby całkowicie przypadkowo znalazł się na planie. Podobnie Bruce Willis w roli Valmory - dowódcy oddziału, którego członkowie wchodzą w ciała innych ludzi. W sumie on tu po prostu jest. Ze stoickim spokojem spogląda sobie w dal, albo wygłasza kolejne kwestie. Ewidentnie się męczy i wydaje zagubiony.

Niestety, dla fanów Bruce'a Willisa oglądanie filmu będzie taką samą katorgą, co dla aktora praca na planie. Pustym wzrokiem spróbują odsiać z tego chaosu jakikolwiek sens, znaleźć jakieś usprawiedliwienie dla oglądanych wydarzeń. Nic takiego tutaj nie ma. Wszystko dzieje się "bo tak chcą scenarzyści". I ok, można byłoby machnąć na to ręką, potraktować film, jako kolejny tytuł "do kotleta", który ogląda się jednym okiem. Nie da się jednak koło produkcji przejść obojętnie. I to nie w pozytywnym tego wyrażenia znaczeniu. Urok podupadającego na zdrowiu gwiazdora wzbudza gniew i złość. Zasłużył bowiem, aby odejść w chwale, a nie występując w takim gniocie.

"Zabójcę" obejrzycie w serwisie Premiery CANAL+.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA