Wszyscy czekają na GTA IV w wersji na komputery osobiste, przez co inny projekt Rockstara - Bully, przeszedł niemal bez echa. A szkoda, bo produkcja wydawana w Polsce przez Cenegę to moim zdaniem gra, z którą grzechem jest się nie zapoznać. A to za sprawą dwóch czynników - dawno nie grałem w tak dobrą, a zarazem tak irytującą i męczącą pozycję, jaką jest Scholarschip Edition.
A wszystko za sprawą skandalicznego zoptymalizowania, zarówno w wersji na komputery osobiste, jak i konsolę Xbox 360. Scholarship Edition, mający stanowić rozszerzony, ładniejszy i bardziej rozbudowany port gry z wersji na PlayStation 2 okazał się tak zabugowaną pozycją, że dla wielu mniej cierpliwych graczy przekreśliło to z miejsca pozycję Rockstara. Ogromne zapotrzebowanie na RAM, wypady gry do pulpitu, zawieszanie pracy komputera w momencie przechodzenia przez konkretne miejsca, które potem omija się szerokim łukiem (o ile jest to możliwe). Te i wiele innych atrakcji ma usunąć najbliższy patch, ale póki co nic o nim nie słychać, poza samym faktem, że "wyjdzie".
Jako piętnastoletni Jimmy Hopkins trafiamy do nowej szkoły z internatem - Akademii Bullworth. Zawdzięczamy to swojej mamusi oraz jej nowemu facetowi. Starzy umieszczając synka w kampusie pozbywają się zbędnego problemu. Gdy młodego mają z głowy, wyjeżdżają na wakacje, pozostawiając podopiecznego samemu sobie. Zbuntowany, luzacki, zawsze gotowy do bójek i walki, Jimmy przechodzi przez mury akademii, gdzie jego życie zmienia się nie do poznania. Bullworh to nie miejsce dla mięczaków. Nawet Jimmy musiał się o tym przekonać. Pijani nauczyciele, korupcja, chętne dziewczyny, gangi, spiski, reputacja. Chory klimat Rockstara daje o sobie znać.
Hopkins początkowo nie umiał się w tym połapać. Wykorzystał to Gary - cwany jak wąż student, który zrobił z Jimmy'ego chłopaka na posyłki, prywatnego ochroniarza. Bo wszystkim wystawia go, wplątując w konflikt z największym (pozbawionym mózgu) mięśniakiem całej szkoły. Nasz Jimmy to jednak kawał młodocianego recydywy, z ogromnym bydlakiem daje sobie bez problemu radę. Tak rozpoczyna się jego kariera w Bullworth. Laski, sługusy, wpływy u nauczycieli, odkrywanie tajemnic szkoły i kolejnych chorych problemów otaczających go ludzi. Wszystko zdobywamy kroczek po kroczku, wypełniając zwariowane, znanego z czarnego humoru Rockstara, misje.
Jak już wcześniej wspomniałem, Scholarship Edition to poprawiona wersja z PlayStation 2 - nie oczekujcie więc przełomowej grafiki. Rockstar dodał co prawda kilka zaawansowanych efektów graficznych, wymienił co niektóre modele. Mimo wszystko spuścizna po pierwotnej, docelowej platformie wciąż daje o sobie znać. Widać to chociażby w małym zasięgu widoczności otaczającego nas świata (a jest zdumiewająco duży jak na grę o tej tematyce). Warto zwrócić uwagę ta takie szczegóły jak dłonie wykonane z jednej bryły poprzedzielanej pomalowanym brushem (imitacja palców), brak bardziej zaawansowanej mimiki czy mała ilość szczegółów. Wyjątkiem jest tutaj sam Jimmy i kilka ważnych dla fabuły postaci oraz dziedziniec szkoły. To już jak gdyby zupełnie inna gra. Widać nowe tekstury, zaawansowane efekty świetlne, wszystkie modele i bryły zostały wykonane o wiele bardziej szczegółowo. Co ciekawe, to właśnie na tymże dziedzińcu gra potrafi dostać takiej czkawki, że zwalnia do około 12-14 fpsów na sekundę na naprawdę porządnym komputerze. W zasadzie, aby cieszyć się komfortową grą, 4 GB RAM-u to podstawa. Na komputerze spełniającym wymagania minimalne Bullyego gra potrafiła przycinać w wielu zupełnie nieuzasadnionych miejscach. Stosunek sprzętu do jakości oferowanej grafiki jest zupełnie nieadekwatny, Rockstar położył optymalizację na całej linii. Port gry z PS2 wykorzystujący wymagania dla Crysisa na DX10? Witamy w Bullworth.
Twórcy jako rekompensatę dają nam niesamowite wręcz możliwości jak na grę o tej tematyce. Mieszkając w Bullworth możemy robić iście "studencie" rzeczy. Nie ma co prawda narkotyków (No dobra, są. Po prostu Jimmy ich nie bierze), nie ma alkoholu (ups, zapomniałem, alkoholem kusi Jimmy'ego nauczyciel) ani papierosów (też pomyłka, jednak są), ale jest za to masa innych "niegrzecznych" możliwości. Podstawowym założeniem gry jest zemsta na Garym oraz "przejęcie" szkoły z rąk największych gangów, dominacja nad nimi.
Warto "przy okazji" uczęszczać na różne zajęcia, choć nie jest to wymagane. Jedynym problemem nieustannego chodzenia na "waje" są pościgi nauczycieli, czasem nawet policji. Cóż, na ich nieszczęście Jimmy to dobry biegacz, jego płuca mają chyba nieskończoną pojemność. W przeciwieństwie do prześladujących go osób, on nigdy się nie męczy, ucieczka jest więc często najlepszym wyjściem z opresji. Ponadto Jimmy zawsze może wskoczyć na deskę, rower czy motorynkę, więc z ucieczkami nigdy nie miałem problemu.
Na lekcje warto jednak chodzić. Każda z nich to bardzo fajna mini gierka, którą musimy zaliczyć sześć razy, ze stopniowym wzrostem poziomu trudności oczywiście. Co daje nam uczęszczanie na zajęcia? Różnego rodzaju bonusy, od zupełnie nieważnych jak nowe ubrania, do bardzo wartościowych, jak na przykład bonus do całkowitego paska życia po… całowaniu dziewczyn! Biologia, geografia, muzyka, plastyka, angielski, matematyka, chemia, wychowanie fizyczne, fotografia i praktyki z technologii mechanicznej.
Każdy z tych przedmiotów jest inny, wymaga innych umiejętności od gracza. Przykładowo - biologia polega na pewnej dłoni i dokładności. Za każdym razem mamy do wykonania jakąś zwierzęcą sekcję zwłok, a musicie wiedzieć, że wygląda to naprawdę makabrycznie. Używając szpilek, skalpela i pincety bawimy się w młodego chirurga, wyciągając kolejne narządy, odkrawając płaty skóry niczym bawiąc się nożem w maśle. Zdecydowanie nie dla małych dzieci. Muzyka to rytmiczne wciskanie klawiszy, na geografii musimy wykazać się autentyczną wiedzą, tak samo jak na matematyce, która zmusza nas do błyskawicznego myślenia. Wychowanie fizyczne to bardzo przyjemna gra w "dwa ognie" oraz zapasy, gdzie uczymy się nowych chwytów na przeciwnikach. Chemia to odpowiednie mieszanie składników, a plastyka to bardzo ciekawa gra polegająca na odkrywaniu zakrytego obrazu. Co ciekawe, na każdej lekcji przedstawia on coraz bardziej wyuzdaną nauczycielkę tego przedmiotu.
Lekcje trwają od 9 do 15, potem mamy wolne. Czas na wykonywanie zadań, szwendanie się po mieście i nawiązywanie nowych znajomości. Pamiętajmy jednak, że powinniśmy to robić tylko do 23. Potem każdy napotkany nauczyciel łapie nas i prowadzi do naszego kampusu. Ale to przecież nie problem, prawda? A nocne życie jest równie ciekawe, o ile nie ciekawsze. Tylko wtedy mamy dostęp do niektórych zadań, otwierają się przed nami pewne możliwości. Tutaj musimy odprowadzić bezbronną dziewczynę do jej pokoju, tutaj inna chce się z nami umówić na randkę do całodobowego wesołego miasteczka (o ile można tak nazwać tamtą spelunę dzikich wybryków natury, meneli i popaprańców). Powinniśmy pamiętać tylko o tym, aby o 2 być już w łóżku. Tego oczywiście też nie musimy robić (jak wszystko w tej grze, nic na siłę), ale jeżeli położymy spać się później, zaśpimy na zajęcia. Czyli dzień w plecy. A czas leci tutaj nieubłaganie, niemal tak samo szybko jak w simsach. Ważne jest więc jego dobre zagospodarowanie, czego też trzeba się nauczyć.
Zwłaszcza jeżeli chce się mieć czas na wykonywanie misji, które jak zwykle w grach Rockstara są niesamowicie ciekawe i zróżnicowane. Odbić dziewczynę nieprzyjacielowi, uratować zaprzyjaźnionego nerda, obrzucić dom nauczyciela jajami… To jest standard. Co powiecie na wykradanie z damskiego kampusu bielizny dla nauczyciela wychowania fizycznego? Albo wdarcie się do ukrytej bazy kujonów, przypominającej jedną wielką fortecę, z laserami, pułapkami i zabezpieczeniami. Nauczyciela angielskiego staramy oduczyć się pić, bierzemy udział w walkach bokserskich, obleśnej kucharce umożliwiamy randkę z doktorem prowadzącym biologię, pomagamy pryszczatemu okularnikowi zostać szkolnym przewodniczącym, wykradamy pamiętniki swojej byłej… Jest tego mnóstwo.
Kto grał we wszystkie GTA wie, jak dziwne mogą być misje w wykonaniu Rockstara. Tutaj jest jeszcze dziwniej. Czarny humor wylewa się strumieniami, wszystkie postacie są przerysowane, twórcy śmieją się z każdego. Mięśniaki co prawda bardzo dobrze się biją, ale nie da się z nimi normalnie porozmawiać. Nie umieją czytać ani pisać, mówią składając sylaby. Kujony to z kolei poubierane w zielone swetry, przygarbione i za grube/chude istoty zbudzające autentyczną litość (zawsze możemy podciągać im bieliznę). "Moja mama mówi, że nie powinieneś mi tego robić!" to ich główne motto. Gdy się im grozi uciekają z płaczem albo jeszcze lepiej - na twoich oczach sikają po spodniach. Dziewczyny… jak to dziewczyny. Początkowo, gdy nasza reputacja jest w strzępach, nie zwracają na nas uwagę. Potem jednak słodkie "część Jimmy" da się słyszeć na każdym korytarzu. Z czasem zamiast uciekać z piskiem, widząc faceta w damskiej łazience, zdają się być bardzo zadowolone z tego faktu. Wystarczy dać im coś miłego, a one już potrafią się za to odwdzięczyć. W iście kobiecym stylu oczywiście. A nawet jeżeli nie, sami też możemy to sobie wziąć, dotykając na siłę tutaj i ówdzie.
Kwiatki i słodkie słówka nie zawsze jednak są argumentem. Trzeba wtedy przejść do moich ulubionych sposobów - mocnej pięści i szybkiej nogi. Walki w Bully to nieodłączny element, o ile nie chcemy zamienić się w kolejnego zastraszanego nerda. Jimmy walczy o swoje i, trzeba mu to przyznać, robi to całkiem nieźle. Ilość ciosów jest całkiem imponująca. Mamy tutaj różnego rodzaju chwyty, duszenia, uderzenia w czułe miejsca, gardy, walka na ziemi, podkładanie nóg… jest tego naprawdę dużo, a dobre opanowanie ciosów to podstawa do wychodzenia bez szwanku nawet podczas bójek z kilkoma przeciwnikami.
Na specjalne wyróżnienie zasługuje muzyka, która dla mnie jest wręcz niesamowita. Nigdy bym nie pomyślał, że utwory tego typu mogą pasować do takiej gry jak Bully. Najlepiej gdybyście sami przesłuchali "The Setup", "Vendetta Jocks", "Final Showdown", "Welcome to Bullworth" czy "Punishment"(!). Warto zapoznać się ze wszystkimi kawałkami, całość wysłuchać można chociażby przeszukując serwis YouTube. Muzyka to w Bully nieodłączny element, tworzący wspaniałą otoczkę tajemniczości, wyobcowania. Całe Bullworth jest w końcu w jakimś stopniu nienormalne, patologiczne i chore, a muzyka tylko potęguje to uczucie, umacnia nas w tym przekonaniu. Iluzja normalności, teoretycznie zwyczajna szkoła. Ale po kilkudziesięciu misjach już dobrze wiemy, że jest inaczej. Zaburzenia psychiczne, dziwne problemy, konflikty i chore marzenia… Rockstar się postarał, ukazując psychikę niektórych bohaterów. Na uwagę zasługuje zwłaszcza ostatnia rozmowa z Garym, dawno nie widziałem tak emocjonalnego nacechowania w grze komputerowej. A muzyka dodaje do tego tylko kopa, mocniej zżywając nas z głównym bohaterem. Nie przepadałem na początku za Jimmym, nie potrafiłem zrozumieć intencji tego obrażonego na cały świat nastolatka. Z czasem, kiedy okazuje się, że Hopkins jest tak naprawdę najnormalniejszy z całej tej społeczności, zacząłem lubić tego typka, on z kolei zaczyna myśleć sercem, nie mięśniami. Zabawne, Bully ma w zasadzie bardzo płytką fabułę, niemniej wciągnęła mnie od samego początku, nie uwalniając do wręcz "poetyckiego" zakończenia. Burza, pioruny, kościelna wieża, życie wiszące na włosku… Ale nie będę zdradzał wam zakończenia. Rockstar po prostu po raz kolejny potwierdził, że potrafi oczarować swoim światem, dopracowując go w najmniejszych szczegółach.
Bully to gra świetna. Już dawno nie wystawiłem oceny wyższej niż 8, w tym wypadku bym naprawdę to zrobił. Za wciągającą historię, ogrom możliwości, wspaniały klimat, niesamowitą ścieżkę dźwiękową, ukazanie prawdziwej przemocy w szkole, danie graczom rozległego obszaru do zwiedzania (szkoła i kampus to na oko jakieś 1/5 całego świata gry) i masę ciekawych zadań. Niestety, koszmarna optymalizacja, nie do końca dopracowane sterowanie z użyciem myszki i częste zawieszanie się gry w początkowej fazie rozgrywki to zbyt duże minusy, aby przymknąć na to oko. Cóż, gdyby Rockstar bardziej popracował nad wersją na PC i X360… Tak jest 8/10, choć i to może być za dużo. Ale co zrobić, jeżeli naprawdę nie da się oprzeć magii gier Rockstara, niezależnie jak koszmarnie wydane by one nie były. W oczekiwaniu na GTA IV - idealne. Polecam na święta. Zabawa na długie godziny, idealna na zimowe wieczory. Oczywiście jeżeli masz 16 lat lub więcej.