REKLAMA

Chili Con Carnage

Dawno, dawno temu powstała całkiem sympatyczna gra na kilka konsol i komputery osobiste. Polegała ona tylko na efektownym zabijaniu przeciwników, niczym więcej. Twórcy próbowali zwieść nas dodając parę dodatkowych elementów, jak na przykład wolną eksplorację miasta czy samochody. Ale to tylko małe dodatki, które przeszkadzały w rozwałce i eksterminacji przeciwników. Ale chwila, nie podałem tytułu gry. Brzmiał on jakoś... Total Overdose?

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Czemu opowiadam o tak starej i zapomnianej grze, zamiast podawać konkrety na temat Chili Con Carnage? Otóż ta ostatnia to tak naprawdę specyficzna konwersja Total Overdose na PSP. Na szczęście autorzy nie skończyli na przeniesieniu silnika gry i wypuszczeniu tego czegoś na rynek. Zajęli się całą grą od nowa, tworząc przy okazji odrębną historię. Jeśli myślicie, że ta opowiedziana w Total Overdose była absurdalna, musicie zobaczyć nową wersją na Playstation Portable. Tutaj bohaterzy robią tak wykręcone akcje, że w pewnym momencie miałem wrażenie, że przed rozpoczęciem gry nawąchałem się jakiegoś stuffu. Bardzo mocnego stuffu. Niestety, nowa historia nie oznacza rozbudowania gry o nowe lokacje czy choćby przedłużenia rozgrywki. Nadal grę można zaliczyć w kilka godzin, nie starając się przy tym. Tak naprawdę trudno robi się dopiero przy spotkaniu z laskami (nie będę spoilerował, więc na tym spocznę), ale ostatni poziom jest absurdalnie trudny.

REKLAMA

Mimo tego, że pierwsza połowa gry jest za łatwa, a druga - za trudna - gra się miło. Przeszedłem grę dwa razy, za każdym czerpiąc z tego dzieła sporo przyjemności. Powoduje to między innymi to, iż jednego przeciwnika można zabić na kilkadziesiąt sposobów. Możemy odbić się od ściany, po czym podlecieć mu do twarzy i wystrzelić z shotguna. Jeśli ktoś z Was woli bardziej humanitarne rozwiązania przejdzie po ścianie, po czym zrobi obrót w powietrzu i wystrzeli ze strzelby prosto w głowę. Gdy dodać to tego możliwość - a nawet przymus - rozwalania kilku przeciwników na raz, rysuje się całkiem przyjemny obraz. Walka jest bardzo przyjemna, nawet mimo kilku wad. Po pierwsze, przydałoby się więcej narzędzi eksterminacji. A tak możemy postrzelać z kilku rodzajów karabinów, które różnią się tylko wyglądem (AK47 i M16), dwóch czy trzech rodzajów strzelby, karabinków pokroju UZI i pistoletów.

Niby niewiele, ale bohater wyczynia z tymi spluwami istne cuda. Najciekawiej jest kiedy dorwiemy w nasze łapska (kieszenie?) specjalne combosy, leżące najzwyczajniej na podłogach. Niczym w najstarszych grach po podniesieniu takiego cuda nasz bohater zyskuje dostęp do bardzo ciekawych możliwości, jak na przykład biegania przez pół minuty z pokrowcami na gitary, do których zamiast gitar ktoś włożył ciężkie karabiny. Innym razem nasz heros efektownie przekręci się w powietrzu o 360 stopni. Trzymając przy tym palce na spustach dwóch UZI. Atrakcje te prócz efektownego wyglądu powiększają sumę punktów zdobytych podczas przechodzenia poziomu. Punkty te podliczane są po ukończeniu poziomu i umożliwiają nam dostęp do kilku ciekawych bonusów. Między innymi - większej ilości punktów życia, podładowania naszych magazynków amunicją lub podrasowania standardowych spluw. Prócz nabijania punktów na standardowych lokacjach możemy spróbować się także na dodatkowych planszach, służących tylko temu.

Już po odpaleniu gry towarzyszy nam klimat rodeo, burrito i wielkich kapeluszy. Krótko mówiąc - jesteśmy w Kolumbii, Gringo! Muzyka jest po prostu świetna - miesza miejscowe rytmy z ciekawym rapem. A takie nietypowe połączenia kończą się zwykle bardzo dobrze, jak i w tym miejscu. Postaci mówią z typowymi dla tamtego rejonu akcentem, a wszystko jest obracane w żart i luźno traktowane. Jeśli prawdziwa Kolumbia taka jest, to dziwię się, że ludzie nie nazywają tamtego terenu prawdziwym Rajem :).

Po odpaleniu pierwszego poziomu czułem się, jakbym skorzystał z wehikułu czasu. Nie wiedziałem jeszcze o różnych fabułach, więc zdziwiłem się, gdy zobaczyłem pierwszą lokację. Nie przez moje podejrzenia o tym, że gra jest zwykłą konwersją. Otóż największe wrażenie zrobiła na mnie grafika. Tekstury wyglądały prawie jak na wersji znajomej mi z Playstation 2. Wszystko wokół mnie było delikatnie rozmyte, co tylko poprawiało wrażenia wizualne. O dziwo - nawet zwykły płot dopieszczony był do granic możliwości, jego krawędzie nie były pokryte pikselozą, bloom o którym pisałem wcześniej działał niczym zaawansowane efekty znajome z najlepszych kart graficznych komputerów. Nieźle jak na skromne PSP, prawda? Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że TO wykorzystuje zaledwie 222MHz, a nie oczekiwane 333MHz. To oznacza, że procesor działa trochę wolniej, więc jeszcze dziwniejsze, iż gra w ogóle działa.

REKLAMA

A działa bardzo płynnie, bez żadnych "dropów" animacji. Bohater porusza się bez żadnych zacięć, nawet jego akrobacje wyglądają w miarę realistycznie. Jeśli ktoś z Was miał okazję porównywać screenshoty z wersji Rainbow Six: Vegas na PSP, wie jak czasami oszukują wydawcy gier ukazując nam podrobione obrazki. O dziwo, w tym wypadku gra wygląda dokładnie tak, jak na obrazkach znajdujących się gdzieś w tekście.

Chili Con Carnage to gra nietypowa, ale o tym można się dowiedzieć zerkając choćby na opakowanie gry. Jest to dzieło bardzo dobre, jakich na PSP niewiele. Nawet ci, którzy zaliczyli już kiedyś Total Overdose powinni spróbować nowej gry Deadline Games. Bardzo polecam, zwłaszcza zważając na to, że ostatnio lepiej sprzedaje się przykład koszmarnej konwersji - The Godfather.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA