Dangerous Water
Zapadał zmierzch. Ciepła bryza chłodziła twarz, przynosząc ulgę po dniu pełnym spiekoty. Stojąc, oparty łokciami o reling kapitańskiego mostka komandor Ian Mc Namara z ojcowską niemal czułością spoglądał na uwijające się wokół dowodzonego przez niego lotniskowca USS Nimitz okręty wojenne. Piękne, smukłe fregaty rakietowe kreśliły miękkie linie kilwaterami wokół kolosa, którego ochraniały. - Zaiste, piękny to widok! - Powiedział półgłosem sam do siebie, czując wzbierające poczucie dumy. Nie wiedział, że niemal tuż pod nosem w bezruchu w warstwie termokliny zamarła w bezruchu rosyjska Akuła II, spokojnie czekając na dogodny moment do przeprowadzenia ataku. Dowodzący atomowym okrętem podwodnym był starym wyjadaczem i bez emocji czekał na dogodny moment odpalenia torped "Szkwał". I ten moment nadszedł! Z sykiem sprężonego powietrza sześć dziobowych wyrzutni opuściło tyleż torped układając się w śmiercionośny wachlarz, zmierzający w kierunku lotniskowca. - Wyrzucić wabie! Kurs 330 stopni, zanurzenie 500 metrów, prędkość 5 węzłów, odchodzimy! Sonar, śledzić ruchy nieprzyjaciela - rozkazy były lakoniczne. Nie musiał śledzić toru torped. WIEDZIAŁ, że znajdą ofiarę, a kwestia pozostawała tylko jedna. Ujść pogoni i nie dać się pochwycić. Okręt ostro pochylił się na dziób idąc w oceaniczną głębinę. Wielkie oceaniczne polowanie z nagonką na grubego zwierza zostało rozpoczęte, lecz żadna ze stron nie była w stanie określić jego finału ….
Po raz kolejny i to w całkiem nieodległym czasie przychodzi mi słów parę skreślić na temat kolejnej gry rodem ze studia Sonalyst. Poprzednio przedmiotem moich rozważań był zestaw trzech symulatorów morskich, pomieszczonych w zestawie "Sonalyst Naval Pack". Tekst ukazał się w Playbacku nr 10 i szerzej zainteresowanych tą tematyką w tym właśnie kierunku mam przyjemność skierować. "Dangerous Water". Gra, a raczej symulator morski o operacyjnym globalnym zasięgu już w trakcie produkcji budziła spore zainteresowanie Graczy będących fanami tego gatunku. Sam producent, czyli wspomniane studio Sonalyst to firma znana i uznana, zatrudniająca wielu specjalistów o unikalnych i niespotykanych nigdzie kwalifikacjach, specjalizująca się w tematyce wojskowości morskiej, a niejako ubocznie, co jakiś czas wypuszczająca na rynek komputerowej rozrywki kolejny morski symulator. Na co dzień współpracująca z Marynarką Wojenną USA i nie tylko, oraz uczestnicząca w pracach badawczo - rozwojowych nad nowymi technologiami, między innymi w dziedzinie sonarów i odnosząca na tym polu niemałe sukcesy. Nie dziwi, zatem fakt, że realizm proponowanych w symulatorach rozwiązań nie ma sobie równych, a stąd do uznania Wymagających Graczy na całym świecie już tylko krok. Tyle tytułem wprowadzenia i przechodzimy do naszego "pacjenta".
Mądrzy ludzie powiadają, że pierwsze wrażenie to rzecz wielce ważna i nie inaczej jest w tym przypadku. Do rąk moich trafia schludne pudełko z miłą dla oka okładką, jasno określającą temat gry i zawartością w postaci dwóch cedeków, oraz instrukcji, wydane sumptem naszego rodzimego Wydawcy, jakim jest Nicolas Games. Na początek odrobina lektury i instalujemy program. Wymagania sprzętowe nie należą w żaden sposób do wyśrubowanych, mimo dziwnej ostatnio mody "na sprzętowy wyścig zbrojeń", wobec czego spokojnie można przyjąć, że bez problemów gra uruchomi się na większości posiadanych przez Graczy komputerów. W tym miejscu istotna uwaga. W trakcie procesu instalacji, a dokładniej pod jego koniec pojawi się konieczność określenia stopnia zaawansowania rozgrywki. Graczom o niezbyt wysokim stażu w dziedzinie symulatorów zalecam wskazanie górnej opcji. Dzięki temu w trakcie gry większość czynności wykonywać będą automatycznie podlegli nam na dowodzonej jednostce marynarze, a my ograniczymy się do wydawania rozkazów. Obędzie się dzięki temu bez zgrzytania zębów i frustracji, okraszanej słowami powszechnie uznanymi za niecenzuralne. Opcja druga, poniżej pierwszej jest dla starych morskich wyjadaczy, którzy niejeden symulator "skroili". W prezencie otrzymają pełnię realizmu w dowodzeniu jednostką. W momencie wyboru przykładowo atomowego okrętu podwodnego będzie to pełna nawigacja ze wszystkimi szykanami, obsługa paneli uzbrojenia, zarządzanie posiadanymi środkami bojowymi i zakłócająco-maskującymi (wabie, "fałszywe" boje sonarowe, itd.), oraz bezpośrednie kierowanie ogniem z wykorzystaniem urządzeń sonarowych i paneli kalkulatorów torpedowych, wykrywanie i śledzenie za pomocą sonarów aktywnych i pasywnych, oraz wiele, wiele innych atrakcji! Własnym słowem gwarantuję, że ich nie zabraknie. Celowo przywołałem przykład okrętu podwodnego. Gracze, którzy wcześniej spotkali się z poprzednim symulatorem Sonalyst o nazwie "Sub Command" będą mieli potężny handicap. Dlaczego? Ano, dlatego, że po wejściu do programu naszym oczom ukazuje się ekran niemal bliźniaczy z "Sub Command" właśnie. Ten sam interfejs gry, te same zakładki, ale zawartość daleko bogatsza od poprzednika. Wystarczy rzucić okiem do Encyklopedii i tu już dech zapiera! To najlepsza wizualnie i merytorycznie Encyklopedia sprzętu wojskowego wśród wszystkich symulatorów i ta ocena nie podlega żadnej dyskusji. Ilość zdjęć, sylwetki w 3D, dane techniczne i to wszystko w odniesieniu także do unikatowych w skali świata jednostek. Do tego osprzęt, klasy i rodzaje uzbrojenia, nie tylko morskiego, ale i lotnictwa, rakiet wszelkiego typu i zasięgu, oraz przeznaczenia. Jest tam między innymi bliźniaczy dla pamiętnego "Kurska" atomowy okręt podwodny klasy Oskar II "Omsk". Ja zdjęcie tej jednostki wyniuchałem po trzech latach poszukiwań w Internecie, a tu proszę - jest. To właśnie jest profesjonalizm w wydaniu ekipy Sonalyst. Żadnej lipy, wszystko oparte tylko i wyłącznie na stanie faktycznym.
Pooglądaliśmy już obrazki, więc pora na grę. "Dangerous Water" jest pierwszym w historii gatunku symulatorem, który do rąk Gracza przekazuje siedem typów jednostek całkowicie odmiennego przeznaczenia. Kolejno - okręty podwodne o napędzie nuklearnym: "Akuła I/II", "688(I)" i "Seawolf", okręt podwodny o napędzie klasycznym (silniki diesla) Kilo 636/877, fregata rakietowa "Olivier Hazard Perry", samolot rozpoznania "P-3C Orion" i śmigłowiec wielozadaniowy "MH-60R Seahawk". Tymi jednostkami przyjdzie nam dowodzić. W trakcie rozgrywki spotkamy na morzach i oceanach około 300 (!) jednostek różnego przeznaczenia, należących do 17 różnych krajów, z wyjątkiem jednego leżącego w centrum Europy nad rzeką Wisłą, niestety. Niestety, mimo wielkich tradycji morskich i wojennych aktualnie nasza Marynarka Wojenna to w zdecydowanej większości ledwo kiwający się na fali złom i wyjątku nie czyni jedyny nowoczesny, ale ideologicznie niesłuszny postradziecki okręt podwodny klasy "Kilo" o nawiązującej do wielkiego poprzednika nazwie ORP "Orzeł". O przydatności korwet w naszych, bałtyckich realiach szkoda pisać, podwodne "Kobeny" zanurzając się budzę trwogę, czy będą w stanie się wynurzyć o własnych siłach, a same są w wieku niemal dziadków pełniących tam służbę marynarzy. Dość smucenia, wracam do tematu. Sama rozgrywka podzielona jest na misje pojedyncze w sporej ilości z wykorzystaniem powyżej wymienionych jednostek, oraz dwie dynamiczne kampanie. Wspomnieć warto, że zależnie od osiągniętych wymiernych efektów w ukończonych zadaniach, kolejne będą się do nich odwoływać kształtując w ten sposób przebieg całości kampanii. O poszczególnych scenariuszach nie będę pisał, dość powiedzieć, że zadania mają różnoraki charakter, od ściśle wywiadowczo - rozpoznawczych, poprzez misje ratunkowe, współdziałania z innymi typami jednostek (desant jednostek specjalnych w wybranym punkcie globu), po ściśle operacyjne, okraszone dodatkowo morskim bojem. Po prostu - MIODZIO! Tyle dla Gracza indywidualnego, a co dla "sieciowca"? O tych Graczach studio Sonalyst także zadbało w sposób wielce należyty. W rozgrywce wieloosobowej otrzymujemy tryby cooperative, czyli współdziałania, oraz head to head. Przeżyje tylko jeden, jak mawiał pewien Nieśmiertelny Connor MacLeod, prywatnie szkocki góral. Na koniec niespodzianka w tym zakresie atrakcji - tryb Multi Station Mode, pozwalający na rozgrywkę wieloosobową na jednej jednostce. Z kilkoma kumplami można poprowadzić atomowego "boomera" na spotkanie z dowolnym przeciwnikiem. Kończąc efektownym pchnięciem ten wywód wymienię jeszcze świetny edytor misji i możliwość wydawania rozkazów własnym głosem, przy użyciu mikrofonu! Wystarczy tych atrakcji Szanowni Gracze? Pewnie tak. Powiem krótko - "Dangerous Water" dostarczył mi wielu niezapomnianych chwil przed monitorem, zmuszając do piekielnie kreatywnego myślenia. Nie jest to rozrywka dla zdecydowanie oszczędzających zwoje mózgowe Graczy.
O technikaliach słów kilka. O przyjaznych wymaganiach sprzętowych wspomniałem powyżej. Oprawa graficzna stoi na więcej niż dobrym poziomie. Możliwość swobodnego operowania kamerą jest tu bezcenna. Szkoda, że Twórcy nie zdecydowali się dodatkowo na urozmaicenie dna morskiego, a wtedy byłaby to już pełnia szczęścia. Modele jednostek, realizm ich sterowania, fizyka środowiska i przedmiotów na tradycyjnie wysokim poziomie. Do poziomu grafiki idealnie dopasowany został dźwięk. Ja osobiście walczę w słuchawkach, gdyż moja ukochana Żona kiepsko znosi dźwięk sonarów, ale zapewniam - jest to zjawisko samo w sobie. W momencie, gdy zidentyfikujecie jednostkę na podstawie pasma szumów powinniście sami złożyć sobie gratulacje. To naprawdę jest kawał świetnej i przy okazji sensownej rozrywki. Grywalność "Dangerous Water" oceniam bardzo wysoko.
Cóż więcej trzeba rasowemu użytkownikowi symulatorów. W zasadzie niewiele, więcej takich pozycji w repertuarze. Zakup tego symulatora jest w pełni uzasadniony jego merytoryczną jakością, sposobem wykonania i wydania przez Nicolas Games, a i cena nie należy do tych, co to zwykle wywołują grymas niechęci na twarzy. Życząc miłej zabawy i efektywnie, oraz efektownie spędzonych przed monitorem godzin Pozdrawiam Wszystkich z Bractwa Symulatorów!