REKLAMA

Darkstar One

Z cichym sykiem zamknęły się drzwi za plecami Kayrona Jarvisa, wiodące do biura Szefa Simb. Rob Security Roberta Norwicha. Dopiero teraz zauważył, jak bardzo spociły mu się dłonie kurczowo zaciśnięte podświadomie w pięści. Nie tak wyobrażał sobie ten dzień, na który czekał niemal "od zawsze". Nie cieszył nawet fakt przekazania mu, było nie było świeżo upieczonemu pilotowi eskortowemu, tak pięknego nowoczesnego myśliwca dalekiego zasięgu, jakim niewątpliwie był Darkstar One, który okazał się niezwykle przyjazny w pilotażu, oraz o potężnych możliwościach w nim drzemiących. Daru i spadku jednocześnie po przedwcześnie utraconym Ojcu. Cały czas w głowie tłukły się słowa Szefa i Przyjaciela Ojca o kulisach Jego śmierci. Zginął, dlatego, że ktoś tę śmierć bardzo starannie zaprogramował w tylko sobie znanym celu. Teraz ta ponura tajemnica legła na jego synowskich barkach. Kayron wiedział już, co będzie dalej. Ślad wiódł ku człowiekowi o nazwisku Jack Forrester, który miał być bezpośrednio zamieszany w fakt rozkalibrowania systemu celowniczego myśliwca Ojca. Ta przyczyna była bezpośrednim powodem tajemniczej śmierci Rodziciela Kayrona, który był doskonałym pilotem. Pozbawiony broni pokładowej musiał zginąć. Kimkolwiek jesteś sprawco śmierci mojego Ojca czas Twój jest już wstecznie odliczany - pomyślał. Nie miał żadnych wątpliwości, jego obowiązkiem było odnalezienie winnych i przykładne ich ukaranie.

Rozrywka Blog
REKLAMA

"DarkStar One" - gra, którą niemal przeoczyłem. Będąc na zakupach jakiś czas temu, zwróciłem uwagę na kolorową okładkę i przypomniałem sobie, że jest to symulator. Tak przynajmniej wynikało z przeczytanej gdzieś, nie pomnę dokładnie gdzie, zapowiedzi. Co prawda kosmiczny, ale zawsze symulator. Przeczytałem króciutki opis na pudełku, który z grubsza potwierdzał moje przypuszczenia i poszło! Dokonałem zakupu i gra wylądowała na półce czekając karnie na swoją kolej pośród innych tytułów. W końcu i na nią przyszedł czas.

REKLAMA

Zagłębiłem się w historię Kayrona Jarvisa i co tu dużo kryć, szybko zorientowałem się, że moje wyobrażenie o symulatorach w dosyć drastyczny sposób rozmija się z osobami, które "DarkStar One" właśnie do tej kategorii przyporządkowały. Na dobry początek zainstalowałem posiadany joystick Saitek Pro Evo, który służy mi wiernie i okazało się, że i owszem - lata się. W sposób przyjemny i nieskomplikowany, bardziej przypominający zręcznościowe "fruwanko", niż rasowy symulator wyposażony we wszystkie szykany, które skutecznie zrażają do tego gatunku mniej odpornych Graczy. Nie ma tu miejsca na jakiekolwiek próby zbliżenia się do realiów w oparciu chociażby o doświadczenia wynikające z lotów wahadłowcami, które przecież już dzisiaj są eksploatowane. Miłośniku symulatorów! Obsługa silników rakietowych, manipulacje ciągami, obsługa systemów pokładowych, racjonalne zużycie paliwa i czegoś, co służy po prostu do oddychania, systemów uzbrojenia i wielu, wielu innych elementów myśliwca kosmicznego - to wszystko, co wymieniłem i nie wymieniłem z nazwy jest poza Twoim zasięgiem! Zapomnij, nim zapłaczesz, to sucha konstatacja tego faktu. Zabawa wolantem kontrolera i kilkoma klawiszami to zdecydowanie za mało, aby od razu grę nazwać symulatorem. Moim zdaniem w tym wypadku to poważnie nadużycie. Zakwalifikowanie "DarkStar One" do kategorii przygodowej z elementami zręcznościowymi, wzbogacone o "rolplejowe" klimaty, związane z rozbudową posiadanego sprzętu zdecydowanie wyszłoby na "zdrowie" temu tytułowi. Sądzę, że gra ta byłaby chętniej kupowana. A tak, większość zainteresowanych na hasło "symulator" wzdycha głęboko i odkłada tytuł na sklepową półkę. Szkoda, ta historia to klasyczny przykład niedźwiedziej przysługi, a ta gra nie zasługuje w żadnym wypadku na takie potraktowanie. Wręcz przeciwnie, co postaram się udowodnić poniżej.

Linia fabularna gry bezpośrednio jest związana z losami Kayrona Jarvisa, w którego rolę się wcielamy. Absolwent Akademii Sił Kosmicznych i dodatkowo elitarnego kursu pilotów eskortowych w dniu jego zakończeniu z rąk Szefa tej instytucji, a prywatnie Przyjaciela jego zmarłego Ojca Roberta Norwicha otrzymuje dar i jednocześnie spadek w postaci myśliwca dalekiego zasięgu o potężnych możliwościach i nowatorskich rozwiązaniach technicznych pozwalających go rozwijać i ulepszać o nazwie "Darkstar One". Kayron, czyli Gracz rozpoczyna karierę od lotów treningowych pod czujnym okiem instruktora Poznajemy możliwości sprzętu oddanego w ręce bohatera. Misje, co ciekawe dają możliwość zarobienia pierwszych pieniędzy. Co prawda kasa szczęścia nie daje, ale spróbuj być bez niej szczęśliwy. Prawie niewykonalne. Zadania mają różnorodny charakter i co za tym idzie, za ich wykonanie uzyskujemy zróżnicowane honorarium. Mamy tu eskortowanie konwojów zaopatrzeniowych, misje przeciw kosmicznym rabusiom i piratom, oraz zabawę w odzyskiwanie skradzionych wcześniej kontenerów, czy też likwidację zorganizowanych band różnej maści złoczyńców z ich szefami na czele. Pracy nie zabraknie. Zadania pobieramy z terminali i w drogę! Pilotowanie "Darkstara" to słony paluszek z małym piwkiem w tle. Kilka klawiszy, lub joystick i hulaj dusza, piekła nie ma! Póki, co do dyspozycji mamy myśliwca dalekiego zasięgu w podstawowej wersji, ale nic to. Słuchamy instruktora i wykonujemy polecenia, potem odrobina samodzielnego lotu, przelot przez Gwiezdną Bramę na ten przykład, po drodze odsyłamy na złomowisko międzygwiezdne kilka jednostek w brudnych łapach piratów, po czym kierujemy się do bazy. Przed lądowaniem mała lekcja z nawiązywania łączności i po otrzymaniu zezwolenia na lądowanie dokujemy maszynę w bazie.

Krótka przerwa i z powrotem w przestrzeń międzygwiezdną. Po wykonaniu dowolnej ilości lotów treningowych nasz portfel nabiera miłych, obłych kształtów, wobec czego kierujemy nasze kroki do miejscowego hipermarketu i dokonujemy pierwszych zakupów z lekka, bardzo delikatnie usprawniających nasz pojazd. Można zafundować sobie wzmocnienie artylerii pokładowej, ale w mocno okrojonym zakresie, jako że skrzydełka ma "Darkstar One" są wielkości klapy bagażnika Polskiego Fiata 126 p, zwanego nomen omen "maluchem". Dostępne są także elementy układu napędowego i parę innych podzespołów, które póki są klasy 1, czyli kompatybilne z myśliwcem.

Skoro już wspomniałem o pieniążkach i handlu, to uwag kilka w tym miejscu pomieszczę. O zarobkowaniu misjami pobieranymi w terminalach już mówiłem, można też zająć się handlem pomiędzy poszczególnymi układami, na które składa się nasza galaktyka. Strona techniczna biznesu jest prosta jak koński ogon, ceny sympatycznie skalkulowane, jednym słowem możemy się przeobrazić w rekina biznesu, o ile taką możliwość wybierzemy. Kolejna opcja pozyskiwania kasy to przemyt, czyli niekoniecznie legalne przedsięwzięcia, ale za to, jakby intratniejsze. Niestety wybierając drogę przestępstwa trzeba zainwestować z takim trudem zdobywaną kasę na urządzenia zakłócające pracę policyjnych skanerów, które bardzo często kontrolują międzygwiezdnych podróżników.

Samo życie! Osobiście nie próbowałem drogi występku, koncentrując się na walce z marginesem kosmicznym. W czasie lotów treningowych poznajemy też rolę artefaktów, miejsca ich występowania w asteroidach górniczych i ich zastosowanie w bezpośrednim upgrade'owaniu naszej maszyny. Przelot przez korytarze we wnętrzu asteroidy wymaga dozy zręczności, gdyż można nieźle poobijać maszynę, a póki, co zakładu blacharskiego w pobliżu niet.

W czasie lotów treningowych, w trakcie z pozoru niewinnych rozmów Kayron zaczyna wyłapywać aluzje dotyczące okoliczności śmierci jego Ojca. Sprawa nabiera rozpędu, kiedy Robert Norwich informuje go o prawdziwych faktach towarzyszących śmierci Ojca, sabotażu na pokładzie pilotowanej przez niego maszyny polegającego na rozkalibrowaniu systemów broni pokładowej i roli człowieka o nazwisku Jack Forrester - głównemu podejrzanemu w tej ponurej historii. Mocodawcy zamachowca ukryci są w cieniu tajemnicy i to Kayron musi poznać prawdę o śmierci Ojca, oraz osobach w zbrodnię zamieszanych. Od tego momentu, wkraczamy w pełnoprawny świat gry. Żarty się skończyły.

W poszukiwaniu osób, które posiadają wiedzę w tej sprawie, tajemniczych informatorów przemierzać będziemy rozległe połacie kolejnych układów galaktyki, przy okazji doskonaląc tytułowego "Darkstar One". Otrzymamy możliwość wykonywania zadań pobocznych, które nie zakłócają linii fabularnej gry, a służą zdobywaniu kasy i przy okazji doświadczenia. Spotkamy wiele dosyć dziwacznie wyglądających przedstawicieli ras istot inteligentnych, dysponujących nowoczesnymi technologiami i niekoniecznie pałających sympatią do Ziemian. Przedstawiciel jednej z ras dziwnie przypominał mi Crazy Froga, ale może mi się wydawało? Fakt, nie śpiewał i już przez to był w miarę sympatyczny. Poznamy barwny (dosłownie!) świat przestrzeni kosmicznej i prawa nim rządzące. Szukać będziemy sojuszników i walczyć z wrogami. Pokonamy miliony parseków odległości docierając do zapomnianych rejonów Galaktyki i wszystko w jednym celu - ustalenia i pojmania sprawcy śmierci Jarvisa Seniora. Prawda o kulisach zbrodni zaskoczy niejednego, motywy sprawców mogą wprowadzić w osłupienie, niemniej czas pracuje na korzyść Kayrona. STOP! Dokładną historię "Darkstara One", jego właściciela i pilota Kayrona Jarvisa, oraz jego przyjaciół i wrogów poznają tylko Ci, którzy zasiądą do gry. Koniec i kropka. Od opisów przejścia są poradniki, czyli materiały dla rozgarniętych jakby nieco mniej.

Czas na trochę technikaliów. I tu ciekawa sprawa. Wymagania sprzętowe do niniejszego tekstu pobrałem z pudełka gry i okazuje się, że niektórzy koledzy po piórze z innych, czasem renomowanych serwisów piszą o jakiś sufitowych wymaganiach i problemach technicznych w trakcie użytkowania gry. Wydumka mocium Panie to jakaś. Na moim sprzęcie, w konfiguracji AMD Athlon 3200+ Burton, GF 6800 GT i RAM 2 GB przy ustawionych opcjach gry niemal w całości na "high" "DarkStar One" śmigał, aż miło! Żadnych szpetnych niespodzianek w stylu "Gothica 3" i wycieczek do systemu nie zanotowałem, o poważniejszych kłopotach nie wspominam z powodu ich braku. I to tyle, co do solidności poniektórych opracowań.

Oprawa graficzna wykonana jest w solidnej "klasie średniej". Poszczególne elementy Galaktyki, podzielone na układy urzekają swoją wielkością, oraz kolorytem. To istotna kwestia, gdyż na tym się pierwsze różnice kończą. Niestety wewnątrz układów spotykamy różne obiekty, że wymienię stacje handlowe, ośrodki badawcze, czy też obiekty będące w ruchu, jak statki transportowe, szybujące w przestrzeni kontenery, złom i innego rodzaju śmieć kosmiczny, czy też w końcu meteoryty, o Policji, taksówkach, piratach nie wspominam. Mnóstwo tego, tylko, że w każdym układzie niemal takie same wizualnie. Szczęśliwie zaliczysz Graczu dokowanie w stacji handlowej, spokojna dyńka - cztery układy galaktyczne zrobisz to samo, w takie same wrota śluzy. Z perspektywy kokpitu myśliwca wszystko wygląda ładnie, kolorowo, zachwyca skalą wielkości, lecz z bliska jest już znacznie słabiej. Podobnie ma się z innymi użytkownikami przestrzeni kosmicznej. Brak kontrastu wielkości pomiędzy poszczególnymi jednostkami stanowi niemiły z lekka dysonans. Nadrabia te mankamenty barwa, cieniowanie, oraz efekty specjalne. Jednym słowem - solidna robota niemieckich rzemieślników. Może się podobać, ale nie powala.

Oprawa dźwiękowa i muzyczna na poziomie podobnym do grafiki. Sympatyczna dla ucha, w miarę realistyczna, jeśli chodzi o efekty dźwiękowe towarzyszące efektom specjalnym. Utrzymana w klimacie gry muzyka słyszana w tle w trakcie gry sprawia przyjemność.

Obsługa gry, jak wspomniałem wcześniej jest okolicach zdolności percepcyjnym małego Gucia. Prosta, niemal intuicyjna, pozwala na stosowanie kontrolerów, jak również pozwala na grę z klawiatury. Klawiszologia jest przejrzysta i to jest jej zaleta, szczególnie z punktu widzenia Graczy mniej zaawansowanych w "miąchaniu" paluchami. Fabuła gry nie jest może wytworem wybitnego intelektu, ale daje się strawić. Jedyne, co jej mogę zarzucić, to dłużyzny w trakcie przemierzania kolejnych układów galaktycznych, a dodatkowe misje pobierane z terminali w kolejnych stacjach handlowych, po pewnym czasie zaczynają po prostu nużyć. Podobnie z lotami wewnątrz górniczych asteroid. Po ósmym i dalszych lotach sprawa przestaje bawić, ale pozostaje obowiązek zbierania artefaktów, bo inaczej z uppgrade'a "Darkstara One" fitka i to bez białej kiełbaski! Dzięki Autorom, że rozwój jednostki i przebieg rozgrywki nie został mocno obostrzony zmuszając do "nabijania" questów pobocznych, bo taka okoliczność zniechęciłaby najbardziej wytrwałych. Koniec końców tajemnica śmierci Ojca Kayrona zostanie wyjaśniona, ku zaskoczeniu poniektórych graczy, liczących zapewne na inny finał.

REKLAMA

Czas na podsumowanie. "Darkstar One" to solidny produkt solidnych niemieckich Twórców i Producentów. Skoro postanowiono, że jest to symulator kosmiczny, to niech tak będzie, choć moim zdaniem ma on tyle wspólnego z tym gatunkiem, co ja z Jurijem Gagarinem. Generalnie gra się sympatycznie i produkt potrafi zasysać w niewłaściwych momentach, kiedy w grę może wchodzić na przykład spacer z ukochanym pieskiem. Piesek zmuszony będzie uzbroić się odrobinę cierpliwości, lub zrobić siku na buty właściciela. Wybór rozwiązania w tej materii należy do Gracza. Jedno jest pewne - gra warta jest wydanych na nią pieniędzy w rozsądnej kwocie. Lubiących nieskomplikowane latanie na "bele czym" (żartowałem!), fabułę z tajemnicą w tle o zdrowych skłonnościach przygodowych i elementy znane z gier RPG, które towarzyszą rozwojowi tytułowego myśliwca "Darkstar One" Zapraszam Serdecznie na jego pokład!

Mariusz PIRX Janas

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA