REKLAMA

Earth 2160

Dobrych polskich produkcji na rynku niestety wiele nie znajdziemy. Ogromny sukces za granicą odniósł Painkiller i była to właściwie jedyna dobrze znana rodzima gra. W chwili obecnej na szczytach list króluje Wiedźmin, który okazał się rewelacją, albo nawet rewolucją gatunku i najlepszym RPG tego roku, wysoko ocenianym w prasie krajowej i troszkę gorzej w przypadku zagranicznej. Natomiast dość dawno temu pojawił się na rynku Earth 2140, o którym słyszała duża grupa osób pochodzących z innych państw. Kolejne odsłony i dodatki były z niecierpliwością wyczekiwane, a mnie interesowały dalsze losy Ziemi. Wiele nocy spędziłem przy odsłonie 2150, więc po usłyszeniu pogłosek na temat kolejnej części bardzo się uradowałem. Pierwsze obrazki sprawiły, że ślinka zaczęła mi cieknąć jeszcze bardziej, aż w końcu tytuł pojawił się na rynku. Zszokowała mnie niezwykle niska cena, dzięki której jeszcze tego samego dnia nabyłem produkt. Zadowolony wróciłem do domu i oddałem się zabawie. Czyżby kolejna gra, która odniesie sukces w Ameryce czy Europie? Aż tak różowo nie jest, lecz średnią ma wysoką.

Rozrywka Blog
REKLAMA

Earth 2160 kontynuuje wydarzenia znane z poprzedniej odsłony. Ziemia już nie istnieje, gdyż w wyniku toczących się wojen pomiędzy UCS i ED została wytrącona z orbity i eksplodowała. Mieszkańcy, których jeszcze nie zamordowano, ewakuowali się czym prędzej na inne planety. Pas asteroid pomiędzy Marsem a Wenus to wszystko, co pozostało po naszym kochanym domu. Nie przeszkadza to w kontynuowaniu wojny i wyrównywaniu porachunków. Zwłaszcza, że teraz doszedł kolejny powód. Eksplozja ziemi przyczyniła się do natychmiastowego wznowienia badań nad najnowszymi technologiami oraz udoskonalonymi maszynami bojowymi. Gdy statki ED wylądowały na Marsie, okazało się, że wroga armia wybudowała tam już własną bazę i centrum dowodzenia. Nie mogło im ujść to na sucho. Czym prędzej przejmujemy stery nad wojskiem i stawiamy własne budynki służące do produkcji czołgów czy szkolenia żołnierzy. Po krótkim czasie, z gotowymi już jednostkami, ruszamy w drogę. Niestety, coś przeszkadza. Dochodzą słuchy o nowym zagrożeniu. Nieznanym i wyjątkowo śmiercionośnym. W jego obliczu wypada połączyć siły i stawić czoła obcym… Pech! LC nie chce się zgodzić. Muszą najwidoczniej sami się przekonać, jak groźni potrafią być przybysze z innej galaktyki. Już niebawem… dociera informacja o nowej planecie. Podobnej do Ziemi, Raju Utraconego, nowo odkrytym. Wiadome jest już, do czego wszyscy będą dążyć.

REKLAMA

Tak rozpoczyna się wciągająca i pełna nieoczekiwanych zwrotów fabuła, która mnie osobiście przykuła do monitora na bardzo długi czas. W trakcie jej poznawania będą mieć miejsce zdarzenia nieśniące się nawet najlepszym filozofom. Nie chcę zdradzać już nic więcej, dlatego przejdę do omówienia poszczególnych frakcji, nad którymi obejmiemy dowództwo. Dynastia Euroazjatycka, Unia Cywilizowanych Stanów i Korporacja Księżycowa. Pierwsza z nich najbardziej przypomina wojska pochodzące z teraźniejszego świata. Mają stare zasady, są twardzi i skrupulatnie dążą do określonych celów. Bazę rozbudowują za pomocą sieci korytarzy, w których osadzają żołnierzy alarmujących placówkę o dostrzeżonym zagrożeniu. Jeszcze 10 lat temu nikt tutaj nie wyobrażał sobie życia na innej planecie, dlatego technologia, którą dysponuje ED jest przestarzała względem innych frakcji. Walczy zarówno piechotą, jak i pojazdami. Ma strzelców wyborowych, wyszkolonych i gotowych do walki w każdych warunkach, nad którymi pieczę sprawuje najlepszy dowódca ostatnich lat - Michael Falkner. Posłać takich na księżyc, a nawet kraterów nie będzie, tak są skuteczni. W kwestii czołgów niestety gorzej, początkowe motocykle z zamontowanym laserem na dachu są mało skutecznie i słabe. Kolejne jednostki również nie nadają się do walki z uzbrojonym po zęby oddziałem przeciwnika. Dopiero te najpotężniejsze pokazują klasę i są niemal nie do zatrzymania. Skoro lądowe nie spełniają swej roli, to może powietrzne coś zaprezentują? Bingo! Nawet najtańsze pojazdy niosą ze sobą śmierć. Dlatego kierując ED nie żałujmy na nie pieniędzy. Poza tym ich system polityczny posługuje się metodami demagogii.

Earth 2160

Lunar Corporation, będące w ciągłej wojnie z siłami Dynastii, powstało w roku 2002. Dziesięć lat później przejęło władzę nad NASA, ówczesnym zgrupowaniem, które po opatentowaniu kilku ważnych dla ludzkości technologii niestety zaczęło upadać. Od tego czasu trwają badania nad opracowaniem napędu grawitacyjnego zdolnego do utrzymywania statków poza orbitą ziemską. W roku 2035 powstała pierwsza baza księżycowa, w której osiedlili się ludzie. Wszelkie plany dotyczące wynalazków przeniesiono właśnie tam. Gdy 50 lat później wybuchła wielka wojna, placówkę znajdującą się na satelicie niebieskiej planety pospiesznie rozbudowano. LC zerwało wszelkie kontakty z Ziemią i zostało w pełni samodzielne. Do roku 2150 zamieszkiwało tam już 233 tysiące ludzi. Korporacja wszystkie swe budynki ściąga z centrów produkcyjnych wędrujących w kosmosie. Stawiając dowolny obiekt czekamy chwilę, aż ten przyleci z orbity i stanie na specjalnej platformie. Budowle, w przeciwieństwie do tych należących do ED, powstają wzwyż. Jedna podstawa służy 3 modułom. Jednostki są potężne, i choć najsłabsze co prawda przegrywają nawet z motocyklami Dynastii, to dzięki kolejnym udoskonaleniom potrafią być śmiertelne dla sporej grupki piechoty. Wojowniczkom przewodzi doświadczona agentka. Frakcja słynie z braku mężczyzn. W jaki sposób się rozrasta? Sztuczne zapłodnienia? To bez sensu. Nie chciałbym tam trafić.

Unia Cywilizowanych Stanów jest zupełnie odmienna od pozostałych. Element, który ją wyróżnia, to brak jakichkolwiek istot ludzkich dowodzących tą frakcją. Wszystkim sterują roboty. Człowiek wymyślił je, a następnie powierzył wszelkie możliwe zadania. Maszyny wyposażano w system zdolny do samodzielnego oceniania sytuacji oraz zabezpieczenia mające chronić ludzkość przed ewentualnym buntem. Niestety, nikt nie jest nieomylny. Po kilkunastu latach oprogramowanie zaczynało szwankować, a roboty buntowały się. Wojna panowała wtedy pomiędzy trzema frakcjami. W roku 2160, tuż przed zniszczeniem Ziemi, osoby odpowiedzialne za stworzenie śmiercionośnych maszyn, one same, a także pozostała ludzkość całej Ameryki wsiadła do ogromnego statku ewakuacyjnego zwanego Phoenix'em. Gigant miał polecieć na Marsa, lecz zaginął i po dziś dzień nikt nie wie, co się z nim stało. Technologie Stanów i setki tysięcy osób przebywających na pokładzie po prostu zniknęło. Powstały hipotezy mówiące o zderzeniu z meteorytem czy też bliskim spotkaniu z czarną dziurą. Ostatnią, najbardziej wiarygodną, jest stwierdzenie, że komputer pokładowy zbuntował się i statek poszybował w nieznane zakątki wszechświata. UCS to najpotężniejsza z frakcji. Ich maszyny bojowe to najdoskonalsze, najlepszy przykłady na to, jak powinny prezentować się śmiercionośne pojazdy - kroczące na dwóch nogach, siejące postrach, unieszkodliwiające każdego bez zbędnych skrupułów, bez uczuć i litości. Pozostali muszą bardzo uważać, jeśli chcą żyć! Słyszano pogłoski o napotkaniu maszyn będących zmechanizowanymi odmianami lwów. Są niezniszczalne, mają zamontowane dwa działa w przedniej i tylnej części korpusu oraz dodatkowe przy brodzie. Miejcie się na baczności!

Istnieje coś jeszcze gorszego. Istoty o niespotykanej potędze, które niosą śmierć jeszcze zanim się ujawnią. Ogromne, tajemnicze. Nikt nie jest w stanie powiedzieć o nich nawet słowa, a ci, którzy mieli okazję ujrzeć na własne oczy tajemnicze jednostki, nie żyją. Rząd zabronił rozpowszechniania jakichkolwiek plotek na temat tychże istot. Jedna, drobna wzmianka i obywatel ląduje w obozach pracy na długie miesiące. To świadczy o chęci zachowania ciszy i nie wywoływaniu paniki. Nie zdradzę, o co chodzi, nie zamierzam wylądować w mamrze. Powiem wam jednak… ja to widziałem i wiem, czym jest i jaką śmierć ze sobą niesie. Ledwo uszedłem z życiem, ale pozostanę kaleką do końca swego żywota. Gdy będziecie przemierzać kolejne setki metrów na czerwonej planecie - strzeżcie się. Nawet nie zdołacie ruszyć ręką… Chociaż, chyba nie zajdę nikomu za skórę, ujawniając nazwę - Morphidzi.

Odpalając grę, czeka nas przedstawienie logo producentów, a następnie od razu przejście do menu głównego. Brak intra, szkoda. W poprzedniej odsłonie wprowadzało ono gracza w fabułę i pozwalało lepiej zapoznać się z panującą na ziemi sytuacją. Po utworzeniu profilu odwiedziłem opcje, by troszkę zmienić ustawienia graficzne i dźwiękowe. Pierwszy zawód - brak rozdzielczości natywnej dla mojego monitora. Trudno, to muszę jakoś przeżyć. Przeszedłem dalej i wybrałem kampanię, bez zbędnych treningów czy też potyczek, dzięki którym mógłbym opanować zasady rozgrywki. Zresztą ja, stary wyga, nie powinienem mieć problemów z obeznaniem się. Postanowiłem pokierować siłami Dynastii Euroazjatyckiej, określiłem poziom trudności z dostępnych 3 (łatwy, normalny, trudny) i przystąpiłem do podziwiania… ekranu ładowania. Plusik to fakt, że program wczytuje się bardzo szybko, więc nie musiałem sięgać po gazetę z przygotowanego wcześniej na takie właśnie okazje stosu. Gdy pasek zniknął mi z oczu, pojawiła się krótka cut-scenka, w której prosto z mostu dowiedziałem się, o co chodzi. Inwazja na Marsa, krążowniki gotowe do lądowania, muszę zbadać teren i zdać relację. Domyśleć się można, że coś jak zwykle pójdzie nie tak. Teraz także. Zostałem trafiony i runąłem w dół. Mój statek rozbity na kawałeczki, reszta załogi zmarła, a ja pozostałem sam ze spluwą w ręku i chęcią pozbawienia kogoś głowy. Nie zastanawiając się długo, ruszyłem przed siebie i tak przeżyłem kapitalną przygodę, w której… Albo, odkryjcie sami - warto!

Pierwsze, co można usłyszeć już podczas filmiku, to głosy polskiego dubbingu. Polonizację wykonał TopWare, a ja jeszcze nie miałem okazji zapoznać się z jego dziełami i niestety przyznam, że najlepiej to nie wyszło. Osoby podkładające głos robią to sztucznie, a emocji w żaden sposób nie słychać. Tekst czytany jest z kartki, co dobitnie przedstawia sytuacja na samym początku kampanii, w której jeden ze statków rozbija się. Podczas pikowania w dół pilot mówi "Mayday, mayday, dostałem i spadam" tak beznadziejnie i mało profesjonalnie, że woła to o pomstę do nieba. Earth to przecież produkcja tworzona przez polską firmę, dlatego też zadbano o wszystkie napisy w rodzimym języku. Błędy niestety występują, najczęściej są to literówki znajdywane w opisach lub czasem nawet podczas cut-scenek, wprowadzających do dalszego etapu fabuły. Na te jednak mogę przymknąć oko, nie rażą aż tak bardzo, bynajmniej nie występują w najważniejszych miejscach. To się liczy.

Po omówieniu kwestii, jak słabo prezentuje się głos, warto zaliczyć lekcję umiejętnego sterowania postacią. Stojąc na ziemi naturalnie mogę chodzić w jedną i drugą stronę, za pomocą komendy wydawanej lewym przyciskiem myszy. O! W pobliżu widzę apteczkę! Pobiegnę po nią. Posiadając w ekwipunku dowolny przedmiot, można go użyć. Każda postać główna (bohater) ma plecak, zawierający bronie, pomoc medyczną czy ważne elementy fabularne. Przedmioty zbieramy, przemierzając kolejne połacie terenu Marsa. Zerkając dalej, na górze po lewej stronie są najpotrzebniejsze dane dotyczące wykonywanej misji. Spis zadań pobocznych i głównych, dostęp do menu rozgrywki, funkcja PiP (obraz w obrazie), dzięki której możemy obserwować jednocześnie dwa dowolne miejsca na mapie. Ostatnim z odnośników pozostał przydział surowców. Po prawej mamy mapę, pokazującą nasze jednostki, budynki lub też wrogie maszyny. Niżej cały ekran za pomocą którego stawiamy bazę, rozwijamy armię czy też szkolimy żołnierzy. Jadąc dalej w lewo znajdziemy podstawowe komendy, które możemy wydać zaznaczonemu pojazdowi bądź też wojakowi. W miarę upływu czasu obok radaru pokazują się jeszcze 2 odnośniki do panelu konstrukcyjnego i technologicznego. Pierwszy służy do budowy własnych czołgów. Tutaj ustalamy, na bazie którego z podwozi powstanie nowa jednostka bojowa. Następnie dobieramy uzbrojenie i w miarę możliwości osłony i napęd. Całość nazywamy według własnego "widzimisię" i dodajemy do listy produkcyjnej. Drugi panel zawiera wszelkie informacje na temat technologii dostępnych do opracowania przez zespół naukowców danej frakcji. Klikamy na element, chcąc go wynaleźć i po krótkim czasie możemy cieszyć się interesującym nowym sprzętem. Zaglądamy do technologii często, bo wraz z postępami pojawiają się nowe, doskonalsze rzeczy.

Zbalansowanie jednostek, czyli coś, do czego dużą wagę przywiązują fani gatunku, jest tutaj na przyzwoitym poziomie. Każda ze stron konfliktu ma "na stanie" coś specjalnego i niezwykle potężnego, zdolnego podjąć walkę z najgroźniejszymi maszynami przeciwnika. Naturalnie nie wliczam do tego zestawienia Morphidów, bo oni są o wiele bardziej niszczycielscy. Pasuje mi to, bo widać, że mamy do czynienia z czymś przerażającym, groźnym… Czego trzeba się obawiać i nie można zlekceważyć. Nie wiem jednak, po kiego grzyba w tej grze piechota. Poprzednia odsłona nie zawierała wojaków posługujących się snajperkami czy karabinami i w mojej opinii gra była pod tym względem lepsza. Tutaj używamy żołnierzy jedynie ze względów fabularnych. Podczas potyczek są oni zbędni, a kosztujące mniej więcej tyle samo czołgi, mające bardzo krótki czas wytworzenia, nadają się do bitew lepiej od nich. Od samego początku pomysł wydawał się chybiony. Nie zapominajmy o trybie wieloosobowym, gdzie można urządzać ciekawe pojedynki za pomocą samych istot kroczących. Dostępne tryby zabawy są interesujące i polecam doświadczyć udziału w zabawie w każdym z nich. W rozgrywce jednocześnie może toczyć ze sobą bój do 8 graczy.

Przemierzając góry i doliny, co chwila odnajdywałem złoża cennych surowców, potrzebnych do rozbudowy baz i produkcji jednostek. Poszczególne frakcje korzystają z innych minerałów. Dynastia Euroazjatycka do prawidłowego funkcjonowania wymaga wody i rudy metalu, Korporacja Księżycowa nie obejdzie się bez życiodajnej cieczy i kryształu, Unia Cywilizowanych Stanów z kolei pobiera wyłącznie metal i kryształ. Obcy zgarniają całość. Wszystkie surowce lokuje się w magazynach. Im więcej posiadamy takich budynków, tym zasobniejsza będzie nasza kieszeń w kolejne minerały. Poszczególne frakcje mają zupełnie inne systemy wydobywcze. LC posługuje się ogromnymi statkami, lądującymi w dowolnym miejscu na mapie i rozpoczynającymi wydobycie każdego surowca będącego w zasięgu. UCS z kolei buduje statki transportujące metale i kryształy. Są to słabe, latające małe pojazdy, które pozostawione bez opieki szybko zostaną zniszczone. ED również postawiło na powietrzną komunikację, wynajdując duże lądowniki, pozostające w danym miejscu do końca wyczerpania się złóż. Czwarta rasa - najbardziej tajemnicza - posiada zupełnie odmienny system, który początkowo z pewnością was zaskoczy.

Przechodząc do sprawy oprawy wizualnej, zaryzykuję stwierdzenie, iż mamy do czynienia z jednym z faworytów gatunku. Fantastyczna grafika jest zasługą stworzonego od podstaw silnika, zwanego "Earth III". Szczegółowe modele postaci czy też pojazdów powodują ślinotok, gdy zbliżymy obraz. Dostrzegamy najdrobniejszy detal, nawet sam major Falkner zaskoczony tym faktem nie mógł uwierzyć własnym oczom. Świat wypada genialnie, trafiamy w końcu na Marsa i jeden z księżyców Saturna - Tytana czy IO. Każde z tych ciał niebieskich charakteryzuje się zupełnie odmienną florą oraz innymi pozostałościami po obcych cywilizacjach lub rozbitkach. Zmienne warunki pogodowe, cykl dnia i nocy, a także zapalanie świateł przez każdą z jednostek, gdy zaczyna się robić ciemno. Konkurent? Company Of Heroes i Supreme Commander. Te dwie produkcje także prezentują wspaniały poziom.

REKLAMA

Muzykę przygotowała niemiecka orkiestra. Usłyszymy 30 kawałków, z czego większość wypada dobrze i nie nuży. Szkoda tylko, że do menu wybrano całkowicie beznadziejny utwór, wykonywany przez polską piosenkarkę. Śpiewa ona po angielsku, głos ma taki sobie, a na dodatek sama muzyka przyprawia o ból głowy już po pierwszym odpaleniu gry. Z kolei odgłosy walki są świetne, wybuchy brzmią tak, jak powinny, podobnie w przypadku stawiania dowolnych budowli… Słowem - zarzucić wiele nie mogę.

Do tej pory nie powstało wiele produkcji polskich, godnych podjąć równą rywalizację z zagranicznymi hitami. Earth 2160 zmienia taką postać rzeczy, dzięki wciągającej fabule, która nie pozwala nam oderwać się od monitora, zanim nie odkryjemy prawdy i nie odnajdziemy raju utraconego. Przeszkadzająca obca rasa niestety nie rokuje zbyt optymistycznie. Frakcje wyważono prawidłowo, wszyscy przeciwko wszystkim. Oprawa świetna, polecam odpalić produkt na maksymalnych detalach i dopiero wtedy podziwiać widoki oraz kunszt grafików. Szkoda tylko, że muzykę w menu dobrano tak niefortunnie. Powinna zachęcać do walki, powodować skok adrenaliny. Tymczasem prędzej nazwałbym to owianym tajemnicą znużeniem, bo nie wiadomo co, gdzie, jak i dlaczego - utwór ten nie mówi nam zupełnie nic. Mimo to Earth 2160 to prawdziwy kąsek dla fanów gatunku, nie można przejść obok niego obojętnie, a do zakupu zachęca z całą pewnością bardzo niska cena. Polecam tym, którzy jeszcze nie mieli okazji posmakować serii "Ziemia".

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA