REKLAMA

East India Company

Jeśli ktoś spytałby, co pragnę najbardziej ujrzeć na PC, odpowiedziałbym - dobry, piracki tytuł. Jeśli ktoś spytałby, czego najbardziej brakuje mi na PC, odpowiedziałbym - dobrego, pirackiego tytułu. Jeśli ktoś spytałby, czy klątwa spadła na pirackie tytuły, odpowiedziałbym - tak, na pirackie tytuły spadła klątwa. Trzyma się ona już od kilku dobrych lat, lecz wreszcie jest nadzieja, że udane czasy wkrótce powrócą. Za sprawą East India Company!

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

To, że dzieła rosyjskiej Akelli już dawno straciły swój blask i od czasu premiery Piratów z Karaibów nie zobaczyliśmy żadnego - poza remakiem Pirates! Sid Meiera - godnego produktu, którego tematyka dotyczyłaby korsarzy, nie budzi żadnej wątpliwości. Nie wiem, co miało taki, a nie inny wpływ na jakość ich gier, ale ta, jaką prezentowały Age of Pirates oraz Swashbucklers była daleka od "jadalności". Captain Blood nadal rodzi się w bólach, a jego losy nie są bliżej nam znane. Jedyna nadzieja pozostaje w świetnie zapowiadającej się East India Company, która ma być debiutem Encore Games na rynku gier. Czy debiutem udanym? Wszystkie znaki poza sterburtą wskazują, że tak!

REKLAMA

Mogę nawet pokusić się o stwierdzenie, że EIC będzie następcą niezapomnianych Sea Dogs. A to m.in. za sprawą "wielogatunkowości", która cechowała także przed momentem wymienione dzieło. Tak naprawdę trudno ocenić, co to właściwie będzie, czy strategia, czy cRPG, czy symulator życia pirata bądź kapitana statku, pływającego pod banderą jednej z wielu nacji: brytyjską, holenderską, francuską, duńską, portugalską, szwedzką, włoską albo hiszpańską.

Historię osadzono w XVIII wieku, a my jako dowodzący okrętu, należącego do jednej z Kompani Wschodnioindyjskiej, ruszymy w poszukiwaniu pirata, który zamordował ojca i brata bohatera. Główną osią fabularną EIC będzie zemsta na owym, nieznanym korsarzu, ale jak donoszą wieści z obozu Encore Games, natrafimy na niejeden, zaskakujący zwrot akcji, a poza tym - znajdzie się wiele pobocznych questów, które wydłużą znacząco czas zabawy. Scenariusz może nie jest czymś oryginalnym, ale podobnie jak było w przypadku Sea Dogs, a także Pirates! i tu liczę na coś równie dobrego, jeśli nie lepszego. Trzymam mocno kciuki.

Wolność i swoboda mają grać tu pierwsze skrzypce. My będziemy decydować, kim stanie się główna postać - czy handlarzem co bardziej opłacalnymi produktami, czy bezwzględnym piratem łupiącym wszystko i wszystkich. Albo może jako zdobywca, niczym Kolumb zdecydujemy się odkrywać nowe lądy albo poszukiwać bogatych złóż złota, by potem żyć w rozpuście i dać ponieść się hulankom w tawernie, popijając rum w doborowym towarzystwie za cały spędzony czas na otwartym morzu. Marzyliście kiedyś o stworzeniu morskiej karawany z ogromnymi, pod Waszymi rozkazami, fregatami na przedzie? East India Company jak najbardziej to umożliwi.

Na "dzień dobry" otrzymamy własną ziemię, a ściślej mówiąc - port. Będzie nam służył jako miejsce zaczepienia, by odpocząć przed następnym zadaniem tudzież naprawić "szalupę", jeśli wymaga ona podreperowania. Oczywiście, prócz naszej wyspy - znajdziemy wiele innych, skolonizowanych bądź też niezamieszkałych, czekających tylko na podbicie przez jakiegoś wilka morskiego. A będzie co odkrywać, mając do eksploracji naprawdę ogromny obszar; nie dam głowy sobie głowy uciąć, ale dotąd w żadnej korsarskiej grze nie mieliśmy okazji przepłynąć Oceanu Indyjskiego. Z suchych faktów - wiadomo, że miast, wiosek ma być więcej niż 40, w których znaleźć winniśmy kupców poszukujących jakichś śmiałych kapitanów statku zdolnych przewieźć ich ładunek za odpowiednio wysoką cenę z miejsca A do miejsca B; zawsze przynoszące zysk zadania od gubernatora, jeśli takowy urzęduje na danym lądzie. Krótko mówiąc - będziemy mieli pełne ręce roboty. Twórcy sami chwalą się, że ilość questów (wraz z pobocznymi) liczona jest nie w dziesiątkach, a w setkach. Oby to nie przełożyło się na jakość.

Nie sposób nie napisać o kwintesencji pirackich gier, czyli - nomen omen - o starciach na morzu oraz abordażu. Przechodząc, bez ceregieli, do pierwszej kwestii, wypada przyrównać ją do przytoczonych wielokrotnie w tej zapowiedzi Psów Morskich. Magia batalii ogromnych liniowców ma nie leżeć w prostocie, a wprost przeciwnie. Bliżej im będzie do Piratów z Karaibów aniżeli Sid Meier's Pirates! Duże znaczenie podczas bitew będzie miał okręt jaki obecnie posiadamy i przeciw jakiemu wystawiamy swoje życie; dodatkowo na wynik walki wpłyną także umiejętności załogi, które wraz z doświadczeniem będą stopniowo wzrastać. Bez zdecydowanego oraz zręcznego manewrowania statkiem też daleko nie popłyniemy, a i nierzadko dobra celność naszych dział uratuje nam tyłek. Morskie starcia zapowiadają się nad wyraz znakomicie i, jeśli twórcy spełnią obietnice, dostaniemy naprawdę godny tytuł zdolny przywrócić dobrą pozycję gier o pirackiej tematyce. Czuję, że one będą stanowić jeden z ważniejszych atutów tej produkcji i dostarczą niezapomnianych - jak w Sea Dogs - wrażeń (pamiętacie te godzinne potyczki?).

Druga rzecz - abordaż, czyli to, co tygryski lubią najbardziej. Niestety, na obecną chwilę informacji producent nie podał za wiele. Wiadomo tyle, że będzie można przejąć wrogi (do czasu) okręt albo zaopiekować się jego załadunkiem, albo to i to. Mam nadzieję, że spece z Encore Games, jeśli już, to będą opierać się tylko na pomysłach z najgłośniejszych i najlepszych grach tego typu, oczywiście z autorskimi usprawnieniami. Tak po cichu liczę na abordaż zbliżony do Piratów z Karaibów, choć i ten miał niejedną wadę i wymagał dopracowania, lecz niedbalstwo leżało po stronie producenta. W Sea Dogs zaś był kapitalny, ale na czasy teraźniejsze zbyt ubogi. Nie zabraknie też spektakularnych natarć na bogate porty czy trudne do zajęcia wrogie twierdze. Tu rozgrywka ulegnie zmianom i będziemy mieli okazję pobawić się w RTS-a. Jak to będzie się w praktyce prezentować - czas okaże.

REKLAMA

Całości realizmu doda oprawa wizualna. Modele statków wykonano z należytą dbałością o szczegóły (popatrzcie na nie tak nowe screenshoty). Także załoga na okręcie to nie przeciętne bitmapy - widzimy zwykłych majtków wyciagających kotwicę, chirurga leczącego rannych czy nawigatora stojącego przy sterze i klnącego jak szewc. Woda jest uderzająco piękna, ale do tego przyzwyczaili nas już Piraci z Karaibów. Smak warstwy wizualnej zaostrzą realistyczne warunki atmosferyczne oraz niesamowicie efektowne starcia na morzu (rozwalające kadłuby, latająca załoga, rozpryskujące się kawałki statków, dym unoszący się nad pożogą na poległym - przykładowo - brygu). Na chłopski rozum, jeśli obrazki zaprezentowane przez producenta są, że tak powiem, drugiej świeżości, a do premiery zarazem tak blisko, ale tak daleko - to jak in plus zmieni się szata graficzna, kiedy East India Company nadpłynie do sklepów za kilka miesięcy? Nawet jeśli nie ulegnie poprawkom, to i tak będzie to okazała uczta dla naszych ocząt.

Nie będę pisał, że warto czekać. Bo warto. Zdecydowanie. Fani tego gatunku, a właściwie tych gatunków i pirackich klimatów, powinni zwrócić uwagę na drzemiący w EIC potencjał. Bo warto. Praktycznie zapowiedź stawia grę w dobrym świetle - tak, wiem, ale po prostu każdy element jeśli zostanie tak dopieszczony, to w nasze ręce zostanie oddany majstersztyk. To, czym miało być Sea Dogs II, a czym, niestety, nie jest. Za to będzie pod innym tytułem, ale szykuje się niemniej, a nawet bardziej apetycznie. Każdą informację, którą chłonę powoduje, że staję się coraz bardziej głodny, głodny i... po trzykroć - spragniony. I fajnie będzie w końcu przepłynąć Ocean Indyjski. Możecie się odmeldować, drodzy kamraci. Ahoj! Jo-ho, jo-ho... Czarna bandera przed nami! A jeśli nie, to ktoś zawiśnie na rei...

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA